Wyjdź z tej roli, zanim zginiesz.
Nieważne, że masz poczucie, że wszystko bez ciebie padnie. Facet sobie nie poradzi, przyjaciółka pogrąży się w nałogu, dzieci nie dotrwają pełnoletności. Pierwszy raz ratuj siebie, nie innych.
Myślisz, że ludzie nie są tak zaradni, jak ty. Jeśli nie znajdziesz koleżance dobrego lekarza, ona tego sama nie zrobi. Nie skończysz projektu, nikt tego nie zrobi. Itede, itepe. Nieustannie w gotowości, niczym radar.
Jeśli choć trochę odnajdujesz się w tym, co napisałam wyżej, to jesteś ratowniczką. Wybawcą. Kobietą renesansu, kobietą, która żadnej pracy się nie boi. Kobietą, na której każdy może polegać. I kobietą na skraju załamania nerwowego. Najczęściej. Tak w każdym razie wygląda koniec tej drogi.
Zapewne znasz teorię tzw. Trójkąta dramatycznego. Twórcą tego pojęcia, które miało określać gry międzyludzkie, był dr Stephen Karpman. Jego zdaniem ludzie, którzy mają różne deficyty z dzieciństwa (a nie ukrywajmy większość z nas ma) budują związki z innymi wchodząc w jedną z trzech ról: ofiary, wybawiciela i prześladowcy. Co ciekawe, w tej samej relacji możemy się tymi rolami zamieniać.
Ratowniczka nieustannie czuje przymus pomagania innym, czasem nawet nieproszona
Daje z siebie dużo, ale gdy nie dostaje tego samego, prędzej czy później jest rozgoryczona i zła. „Bo przecież ona tak się poświęciła”. „Bo ludzie nie doceniają, są podli”.
W momencie, w którym zaczyna tak myśleć, siłą rzeczy staje się ofiarą (jestem taka biedna”), a stąd już bliska droga do przemiany w prześladowcę („koniec z tym, teraz pokażę innym, jaka jestem twarda”).
Dajmy taki przykład. Żona ma pretensje do męża, że nic nie robi w domu. Nie mówi o tym wprost, ale zaczyna narzekać: „Wszystko na mojej głowie, nie daję rady” (w ten sposób wchodzi w rolę ofiary). Partner pyta: „A możesz konkretnie powiedzieć, co mam zrobić”, ona odpowiada: „To cały ty, nigdy nie rozumiesz, zachowujesz się, jak dziecko, nie dorosłeś do roli męża i ojca (teraz wchodzi w rolę prześladowcy). Za chwilę znów sprząta cały dom i czuje, że partner by sobie bez niej nie poradził (wraca do bycia wybawcą, uwalnia inną dorosłą osobę od dorosłych obowiązków).
Jeśli więc jesteś ratownikiem, bywasz też ofiarą i prześladowcą. W efekcie tkwisz w martwym punkcie, a w relacjach podświadomie manipulujesz i dajesz sobą manipulować.
Jak skończyć z rolą wybawcy?
1. Zapanuj nad impulsem
To jest takie kuszące i takie atawistyczne reagować. Zawsze reagować.
Ten moment, gdy ktoś w kobiecej grupie na Facebooku poprosi o pomoc, a ty rzucasz się na ratunek, chociaż wcale nie masz czasu i mocy korespondować teraz z obcą osobą.
Albo ten moment, gdy nikt się nie zgłasza do trójki klasowej, a ty podnosisz rękę. Szefowa robi smutną minę i mówi, że ktoś musi zająć się bardzo ważną sprawą, a ty się zgłaszasz, choć jesteś zawalona zadaniami.
Koniec, działasz i minutę później jesteś ugotowana. Bo masz kolejną rzecz do zrobienia! Kolejną sprawę do załatwienia.
Gdy następnym razem poczujesz natychmiastową potrzebę przybycia komuś na ratunek, policz chociaż do 5. Jeśli możesz, idź się przejść, pomedytuj albo po prostu spróbuj poczuć, jak będziesz się czuła za chwilę przytłoczona. Ile było wcześniej takich sytuacji i jak czułaś się sponiewierana.
A potem… nie reaguj. Nie wybiegaj przed szereg. To jest na początku trudne, wywołuje duszące poczucie winy, ale z czasem się nauczysz. I poczujesz ulgę, że nie musisz być nieustannie czujna.
2. Zrozum swoje pobudki
Wolimy myśleć, że ratownik to osoba o złotym sercu. Tak bywa, ale czasem, jako wybawicielki, wybawcy, działamy z egoistycznych pobudek, choć nie zdajemy sobie z tego sprawy.
Powodów, dlaczego ratujemy innych może być wiele.
Czasem wynika to z niskiej samooceny i przekonania, że nie można nas polubić jeśli nie będziemy się starały (czyt. nie będziemy pomocne).
Bywa, że jest w nas głęboka (niespełniona) potrzeba docenienia.
Bycie ratownikiem może wiązać się też z poczuciem wyższości. Bo, na przykład, wydaje ci się, że wiesz lepiej, co jest dla kogoś dobre. Co ważne, nie masz świadomości, że jeśli pomagasz, to odbierasz innym poczucie sprawczości, nie doceniasz ich.
Być może jesteś starszą siostrą i, na przykład, wymagano od ciebie opieki nad rodzeństwem. Albo musiałaś szybko dorosnąć i opiekować się którymś z rodziców (Jak masz więc nie pomagać? To instynkt).
Czasem wchodzenie w tę rolę jest wynikiem obserwacji tego, jak postępowała pierwsza bliska kobieta. Od najmłodszych lat widziałyśmy zajmującą się wszystkim matkę, dla której opiekowanie się innymi, wyręczanie ich było formą wyrażania miłości. Buntujemy się przeciw temu, ale robimy to samo (czasem w innych sferach życia) i nie potrafimy przerwać tego mechanizmu.
Znałam też osobę, która była taka czujna, bo ojciec tylko w ten sposób ją zauważał. Jeśli była pomocna, akceptował ją. Jeśli chciała się zająć sobą, nazywał podłą egoistką.
Ważne, żeby odkryć, co akurat powoduje nami. I w chwilach impulsu wracać do tego. Niektórym pomaga powtarzanie sobie w duchu. „Robię to tylko dlatego, bo…”
3. Zastanów się, czy możesz zaspokoić swój brak w inny sposób?
Zamiast pomagać, skup się na sobie. Kiedyś godzinami rozmawiałam z przyjaciółkami, które miały życiowe rozterki. I musiały omówić je z kimś NATYCHMIAST. Byłam do tego świetna, w końcu wykonywałam wolny zawód, nie ograniczały mnie godziny pracy. W efekcie ładowałam bliskie mi osoby, a sama zostawałam wypalona i niezdolna do zajęcia się swoim życiem. Pracą, domem.
Skończyłam z doraźną pomocą psychologiczną 24 h na dobę. Energię poświęciłam na rozwój osobisty. Czułam, że chronię swoje granice, w efekcie miałam poczucie wpływu i sprawczości (wcześniej tego nie miałam), wzrosło więc moje poczucie własnej wartości.
Przyjaciółka, zamiast nieustannie wyręczać ludzi, zaczęła pomagać w schronisku i tam realizowała swoją potrzebę ratowania.
4. Poczuj to szczęście, gdy nie oczekujemy wzajemności
Ratownik do momentu, kiedy nie staje się ofiarą, a potem prześladowcą, nie mówi innym, jak jest nimi rozczarowany. Ale najczęściej to rozczarowanie towarzyszy mu w życiu. Bo on tak genialnie odgaduje potrzeby innych, ale rzadko dostaje to samo. Zamienia się więc w naładowanego złością frustrata. Jego relacje nie są autentyczne, bo nie potrafi powiedzieć wprost, że jest niezadowolony. W efekcie może nagle zrywać związki, kończyć współpracę, bo czuje się użyty. Tyle że to też niesprawiedliwe wobec tej drugiej strony, bo ona nie miała szansy skonfrontować się z oczekiwaniami wybawcy. Jest zaskoczona.
Możesz dawać innym, ale dopiero wtedy, kiedy zadbasz o siebie. Postępując w ten sposób nie będziesz zła, że ktoś inny robi to samo. Będziesz wychodziła z założenia, że każdy daje tyle, ile może i chce. To jest w porządku.
5. Zobacz, ile zyskasz czasu
Zajmowanie się całym światem zajmuje wiele godzin. O tym może wiedzieć tylko była ratowniczka. Bo to nie jest tak, że zrobisz jedną rzecz, pomożesz jednej osobie.
Nawyk to nawyk. Przyciągasz osoby potrzebujące pomocy, sprawiasz, że inni przyklejają się do ciebie, bo czują, że załatwisz za nich wiele spraw, dasz wsparcie. Tracisz czas, bo nie zawsze są to bliskie osoby.
Tymczasem każdy, w większości, poradzi sobie sam. Dziecko odrobi lekcje (najwyżej dostanie gorszą ocenę), przyjaciółka pogodzi się z drugą przyjaciółką, czy partnerem bez naszego udziału. Na forum ktoś inny udzieli potrzebującej dobrej rady.
Właściwie wszystko zadzieje się bez naszego udziału. I na całe szczęście.
6. Pomyśl o tym, że wreszcie zostaniesz zauważona
Ratownik jest mistrzem drugiego planu. Przecież jeśli coś dajesz cały czas, to nie robisz przestrzeni innym, żeby mogli dać tobie. Jesteś w nieustannym działaniu, ruchu. Gdy odpuścisz na początku poczujesz się dziwnie. Może nawet zrobi się wokół ciebie pusto, ludzie będą mieli pretensje, ktoś sobie pójdzie. Ale innym, którzy też chcą dawać, zrobisz przestrzeń. Zaczniesz też mówić o swoich potrzebach i inni będą mieli szansę, choć w jakimś minimalnym procencie dać ci to, czego szukasz.
7. Uświadom sobie, że wkurzasz ludzi, którzy tej pomocy nie chcą
To nawet zabawne, bo jako ratowniczka nie wiedziałam, jak bardzo może to irytować. Aż pewnego dnia koleżanka spojrzała na mnie surowo i rzekła: „Czy ty myślisz, że ja jestem aż taka nieogarnięta?”. Czytaj, nie poradzę sobie, nie dam rady udźwignąć.
Ratownik, jeśli ma szczęście, w końcu usłyszy od kogoś bliskiego: „Nie chcę”. To dowód, że po drugiej stronie ma dojrzałą osobę zdolną decydować o sobie.
Czasem usłyszy też, że to, co robi to rodzaj przemocy. Bo jeśli uważamy, że druga osoba nie jest sprawcza, to ją ranimy i umniejszamy.
Czujny wybawca widzi znaki. Ktoś mówi; „Teściowa wysyła nam pieniądze i oczekuje wdzięczności, nie chcemy tego”. Inny: „Mama ciągle mi radzi, to zjada moją energię”. „Przyjaciółka, pomagając robi teatr wokół siebie, a ja nie chcę hałasu”.
Tak rozumiemy, że naprawdę to może męczyć. I połowę pomocy odpuszczamy, bo ktoś jej po prostu nie chce.
Po co się zatem aż tak starać?
To prawda, ciężko wyjść z tej roli. Czasem pomaga w tym kryzys, przymus zajęcia się sobą. Ale może czasem nie trzeba kryzysu? Jak to powiedziała moja przyjaciółka. Wybieraj, chcesz być dla wszystkich dobra, czy szczęśliwa.