Go to content

Eugenia Herzyk: „Każdy sposób kochania siebie daje określone konsekwencje, przynosi i korzyści, i straty”

Fot. iStock

Gdy kochamy siebie w sposób zależny, przyjmujemy postawę podporządkowaną w relacji hierarchicznej. Ktoś, kto nad nami dominuje, ktoś, kogo włożyłyśmy w buty autorytetu, decyduje o tym, jak się ze sobą czujemy. Gdy nas akceptuje – kochamy siebie. Gdy nas odrzuca, ma negatywne do nas nastawienie – przestajemy siebie kochać – opowiada psychoterapeutka Eugenia Herzyk, której najnowsza książka „Trzy sposoby kochania siebie” ukazała się niedawno na rynku.

Klaudia Kierzkowska: Coraz więcej i częściej mówimy o kochaniu siebie. Dlaczego temat ten cieszy się tak dużą popularnością?

Eugenia Herzyk: To w dużej mierze zasługa tak zwanej pop-psychologii. Od pewnego czasu rozwój osobisty stał się tematem modnym, szczególnie wśród kobiet. Zarówno w sieci, jak i na półkach księgarskich można znaleźć całą masę treści z zakresu poradnictwa psychologicznego. Ma to swoje odzwierciedlenie w nazewnictwie problemów natury psychicznej, których się doświadcza. Zgłaszające się po pomoc psychoterapeutyczną kobiety, bardzo często przyznają, że mają niskie poczucie własnej wartości, a także, że nie są w stanie pokochać siebie. Nad rozwiązaniem tych właśnie problemów chcą pracować, mając nadzieję, że dzięki temu przestaną wikłać się w toksyczne relacje, staną się asertywne, pewne siebie, odzyskają wewnętrzny spokój, zaczną żyć własnym życiem.

Co tak naprawdę kryje się pod pojęciem „kochać siebie”?

Pojęcie to jest tak samo wieloznaczne, jak miłość do kogoś. Zakochanie to coś kompletnie odmiennego od miłości partnerskiej. Miłość bezwarunkowa o charakterze duchowym jest różna od miłości warunkowej, ziemskiej. Istnieje też matczyna czy ojcowska miłość do dziecka, czy miłość do ojczyzny.

By uniknąć nieporozumień warto zawsze zastanowić się, co tak naprawdę komunikuję komuś, mówiąc mu „kocham cię”. W kontekście romantycznego znaczenia, miłość może oznaczać zarówno „nie mogę bez ciebie żyć”, „poświęcę swoje życie dla ciebie” jak i „doceniam to, co od ciebie dostaję”. To całkowicie różne komunikaty. W swojej najnowszej książce omawiam trzy sposoby kochania siebie – zależny, narcystyczny i dojrzały. Każdy z nich jest diametralnie różny od pozostałych.

Czym charakteryzuje się każdy z nich? Jak się doświadcza różnych sposobów kochania siebie, jakie za tym idą zachowania?

Korzystając z wprowadzonych przez Erica Berne’a określeń z analizy transakcyjnej, miłość zależna do siebie koresponduje z postawą „ja jestem nie-OK, ty jesteś OK”, miłość narcystyczna do siebie z postawą „ja jestem OK, ty jesteś nie-OK”, a miłość dojrzała do siebie z postawą „ja jestem OK, ty jesteś OK”. Gdy kochamy siebie w sposób zależny, przyjmujemy postawę podporządkowaną w relacji hierarchicznej. Ktoś, kto nad nami dominuje, ktoś, kogo włożyłyśmy w buty autorytetu, decyduje o tym, jak się ze sobą czujemy. Gdy nas akceptuje – kochamy siebie. Gdy nas odrzuca, ma negatywne do nas nastawienie – przestajemy siebie kochać.

Osoba, która kocha siebie w sposób narcystyczny ma pozycję dominującą w relacji hierarchicznej. Cechuje ją duża pewność siebie, umiejętność nazywania i zaspokajania swoich potrzeb. Jeśli kochamy siebie w sposób dojrzały, pewność siebie idzie w parze z otwartością na czyjeś racje, a dbanie o swoje potrzeby nie odbywa się kosztem innych. Nie potrzebujemy aprobaty z zewnątrz, by siebie kochać, choć ważne jest dla nas to, jak odbierają nas ludzie.

Każdy sposób kochania siebie jest dobry? A może „nieumiejętne” kochanie przynosi straty?

Każdy sposób kochania siebie daje określone konsekwencje, przynosi zarówno korzyści, jak i straty. Przy czym to, co jest korzyścią, a co stratą jest subiektywne, uwarunkowane priorytetami konkretnej osoby. Jeśli chcemy sprawdzić, czy coś nam służy, czy nie, porównujemy korzyści i straty. Warto pamiętać, że korzyścią jest nie tylko to, co uważamy za przyjemne, ale także unikanie czegoś nieprzyjemnego. Dla kobiety, która wybiera kochanie siebie w sposób zależny, wyjątkowo nieprzyjemne jest to, że ktoś dla niej ważny ma do niej pretensje, negatywnie ją osądza, wycofuje swoją akceptację, czy miłość.

Dla tej, która kocha siebie narcystycznie – konieczność liczenia się z czyimiś potrzebami oraz podejmowanie zobowiązań, oznacza utratę niezależności, poczucia bezpieczeństwa opartego na kontroli, na władzy. Z kolei dla kobiety, która kocha siebie w sposób dojrzały nieprzyjemna jest zarówno symbioza w relacjach, reprezentowana przez słynny model dwóch połówek jabłka, jak i hierarchia, wszystko jedno w jakiej pozycji.

Zastanawiam się czy osoby, które w dzieciństwie nie miały dobrej relacji z rodzicami mogą w życiu dorosłym pokochać siebie?

Czym jest „dobra relacja z rodzicami”, czym jest „dobre dzieciństwo” a czym „złe dzieciństwo”? Istnieją różne modele wychowawcze, oparte na różnych światopoglądach, różnych koncepcjach rozwoju osobowości człowieka. Z humanistycznego punktu widzenia, (który za cel rozwoju uważa samourzeczywistnienie, samorealizację, czyli wykorzystanie swojego potencjału), rodzic pełni wobec dziecka rolę służebną. Ma mu pomagać w budowaniu swojej tożsamości oraz kształtowaniu asertywnej, partnerskiej postawy w relacjach z ludźmi. Światopogląd oparty na mocno patriarchalnej religii chrześcijańskiej jest odmienny. Sposób wychowania dziecka przez rodziców kształtuje jego miłość własną. I stąd w dorosłe życie wchodzimy kochając siebie w sposób zależny, narcystyczny lub dojrzały. Nie determinuje to nas na całe życie – sposób kochania siebie można zmienić.

W swojej nowej książce pisze pani o granicach. W jaki sposób granice powiązane są z miłością własną?

Wyróżniam dwa rodzaje granic – granice tożsamości oraz granice w relacjach. Te pierwsze są miarą naszej indywiduacji, wyodrębnienia z dziecięcej zależności od rodziców czy innych autorytetów. Kobieta kochająca siebie w sposób zależny takich granic nie ma albo ma je mocno dziurawe. Dlatego też jest podatna na introjekcje, czyli uznawanie za obiektywną prawdę tego, co mówią o niej ludzie, a także na bycie wchłoniętą przez kogoś o tak zwanej mocnej osobowości, czyli tak naprawdę – narcyza. Ta, kochająca siebie narcystycznie, granice tożsamości już stworzyła, ale nie jest gotowa, by respektować granice innych ludzi. Najwygodniej jej stworzyć relacje czy związki z osobami bez granic, czyli z tymi, którzy kochając siebie w sposób zależny poszukują słońca, w promieniach którego mogą błyszczeć. Kobieta z dojrzałą miłością własną szanuje zarówno swoje, jak i czyjeś granice, swoją, jak i czyjąś tożsamość. Buduje relacje i związki partnerskie, oparte na współzależności (inter-dependency) a nie współuzależnieniu (co-dependency).

Wspomina pani także o składnikach miłości do siebie.

Porównanie rodzajów miłości – do kogoś, czy do siebie, jest łatwiejsze, gdy podzielimy miłość na składniki. Każdy z nich inaczej wygląda u kobiety, która kocha siebie w sposób zależny, narcystyczny i dojrzały. Te składniki to akceptacja, współczucie, troska, życzliwość, wdzięczność i wybaczanie. Omówię to na przykładzie akceptacji. W wydaniu kobiety z zależną miłością własną akceptacja polega na pogodzeniu się, że jest się kimś gorszym, niewystarczająco dobrym. Towarzyszy temu toksyczny wstyd, a także poddanie się osądowi innych ludzi, w szczególności autorytetów. Konsekwencją jest ciągłe naprawianie się i dopasowywanie swojego zachowania do oczekiwań otoczenia, byleby tylko nie zostać odrzuconą. Kobieta kochająca siebie narcystycznie, postrzega siebie jako kogoś wyjątkowego. Akceptację rozumie jako zgodę na to kim jest, co pociąga za sobą odstąpienie od jakichkolwiek ocen i pracy nad sobą. Przy dojrzałej miłości własnej akceptacja oznacza szacunek do siebie rozumiany jako brak osądu, a jednocześnie umiejętność dokonania realistycznej samooceny i dostrzeganie w sobie tego, co potrzebuje zmiany.

Ile czasu potrzeba, by naprawdę nauczyć się kochać siebie?

Zawsze kochamy siebie w jakiś sposób. Jeśli jednak decydujemy się na zmianę sposobu kochania siebie to potrzebujemy popracować nad zmianą swojej osobowości. To proces, który w psychoterapii rozciągnięty jest nie na miesiące, a bardziej na lata. Jego długość zależy od naszej wytrwałości, zaangażowania i odwagi wprowadzania tej zmiany. Toczy się ona zarówno wewnątrz – oznacza choćby rezygnację ze szkodliwych przekonań, jak i na zewnątrz poprzez modyfikację naszych zachowań w relacjach, czy też sposobu na życie.

Co zrobić, gdy mimo starań miłość do siebie się nie pojawi?

Miłość, także miłość do siebie, jest uczuciem, stanem utrwalonym w czasie. W odróżnieniu od emocji podstawowych, które pojawiają się automatycznie, jako reakcje na zewnętrzne bodźce, uczucie jest zależne od naszych myśli. A szczególnie tych, będących elementami naszego światopoglądu zwanego przekonaniami. Oczywiście istnieje też automatyzm myśli, nieustająco włączający się w głowie głos naszego „wewnętrznego krytyka” czy „wewnętrznego rodzica”. Tak jak możliwe jest nauczenie się zarządzania emocjami, możliwe jest nauczenie się zarządzania myślami.

Jeśli traktujemy miłość jako coś co się pojawia, na co nie mamy wpływu, to traktujemy miłość jako emocję podstawową. Wpadamy w identyczną pułapkę, jak przy utożsamianiu miłości do kogoś z zakochaniem, będącym rzeczywiście procesem automatycznym, opartym na naszym seksualnym pożądaniu. Gdy traktujemy miłość jako uczucie, jest ona wyłącznie konsekwencją naszej wolnej woli.

Eugenia Herzyk – psychoterapeutka, założycielka i wieloletnia prezeska Fundacji Kobiece Serca, obecnie zarządzająca ośrodkami terapeutyczno-rozwojowymi Kobiece Serca w Warszawie i w Krakowie. Prowadzi psychoterapie indywidualne i grupowe, warsztaty i treningi dla kobiet. Specjalizuje się w problematyce DDA/DDD, uzależnienia od miłości, zarządzania emocjami, trudności w relacjach, pomaga w  podejmowaniu świadomych wyborów i dokonywaniu zmian. Autorka książek „Nałogowa miłość” i „Dorosłe Dziewczynki z rodzin Dysfunkcyjnych” i najnowszej „Trzy sposoby kochania siebie” (premiera 10 stycznia 2023 r.).