Poradników dla rodziców powstało już tyle, że nie wiadomo w czym wybierać. Czujemy się zagubieni, bo czy dany poradnik da odpowiedź, jak uporać się z problemami wychowawczymi? Michał Kędzierski – psycholog dziecięcy, odwiedza swoich klientów w ich domach, pracuje z rodzicami w domowych warunkach podsuwając rozwiązania, dzięki którym rodzinom będzie żyło się lepiej i szczęśliwiej. Doświadczenie, jakie wyniósł ze swojej pracy przeniósł na papier.
Ewa Raczyńska: Czytając Pana książkę „Akademia Wychowania” trudno się nie oprzeć wrażeniu, że już gdzieś zetknęliśmy się z podobnym sposobem pracy z dziećmi i ich rodzicami. Chodzi mi o podobieństwo z Super Nianią. Zgadza się Pan?
Michał Kędzierski: Szczerze mówiąc nie znałem „Super Niani”, kiedy podejmowałem decyzję o tym, jak chcę pracować z rodzicami i dziećmi. Już na studiach czerpałem satysfakcję z dobrego kontaktu z dziećmi i pracy z nimi. Znajomi dość często pytali: „Ja sobie totalnie nie radzę dzieckiem, możesz coś podpowiedzieć?”. Zaczęło mnie zastanawiać, gdzie jest problem. Przecież poradnictwo z trudnymi zachowaniami dzieci, to nie jest materiał na 10-letnia psychoterapię, chodzi o pomoc tu i teraz. Są konkretne rozwiązania znane psychologom, które działają, dlaczego więc rodzice mają takie problemy. Na podstawie własnych doświadczeń i obserwacji, doszedłem do wniosku, że rodzic w gabinecie terapeutycznym opowiada domową sytuację przesianą przez swoje filtry. I teraz gdyby z boku spojrzeć na całość, wyłania się całkiem inny obraz tej rodziny i jej problemów.
Przykładowo – rodzicowi może się wydawać że na dziecko nie krzyczy, ale tak naprawdę może cały czas chodzić podminowany i mówić do dziecka nieustannie podniesionym głosem. To jedna strona. Druga jest taka, że dziecko w gabinecie, przy obcej osobie, może zachowywać się zupełnie inaczej niż w domu. Doszedłem do wniosku, że rozwiązaniem tego problemu byłoby spędzenie kilku dni z taką rodziną, żeby samemu zobaczyć, jak ona funkcjonuje, wystawić trafną diagnozę i umiejętnie wdrożyć rozwiązania.
I kiedy stwierdziłem, że właśnie tak chcę pracować, zacząłem się przygotowywać, czytać więcej, odkryłem „Super Nianię”, która jest starsza niż mój pomysł, ale nie miałem pojęcia o jej istnieniu. Zbudowało mnie, że ktoś już wcześniej tak pracował i to z sukcesem. Nawet, jeśli wziąć poprawkę, że to była telewizja, wierzę, że to, co zostało w programie pokazane, przyniosło pozytywne efekty w danej rodzinie. Zresztą z panią Dorotą Zawadzką wywodzimy się z tej samej szkoły psychologicznej – poznawczo-behawioralnej. Jej praca w programie rozwiała wszelkie moje wątpliwości, co do słuszności pomysłu, który chciałem wprowadzić w życie.
Faktycznie przyjeżdżam do domu, w którym jest problem wychowawczy z dziećmi, niezależnie od tego, gdzie mieszkają, czy w Polsce czy za granicą. Dokonuję wielkiej przemiany w ciągu kilku dni.
Psychoterapeuci często mówią, że dziecko wchodząc do ich gabinetu przynosi schemat wyniesiony z domu, ono pokazuje, co się w jego domu dzieje. Podkreślają, że terapia nie dotyczy dzieci, ale często samych rodziców.
Zgadza się. Ja pracuję przede wszystkim z rodzicami, bo trzeba zmienić ich zachowanie, a za tym dopiero pójdzie zmiana u dzieci. Czyli zmieniam metody wychowawcze pokazując, tłumacząc rodzicom, co zrobić, robiąc to samemu na początku, żeby oni mogli się przekonać, że dziecku nie dzieje się krzywda i że to działa. Dla rodziców jest to motywacja do podjęcia próby, bo widzą, że w ich domu jednak coś się zmienia, że wszyscy są spokojniejsi, że łatwiej się porozumieć, osiągnąć kompromis.
Jak wygląda dom i rodzina, do której Pan przyjeżdża?
Najczęściej jest to już nakręcona negatywna spirala, która staje się powodem coraz większego poddenerwowania. Rodzice nie mają pomysłu, jak obchodzić się z dzieckiem, często uważają, że wystarczy dziecku coś powiedzieć i powtarzają to w kółko. Tymczasem powtarzanie tego samego 50 razy, kiedy ono już wie, czego rodzice od niego oczekują i nie wyegzekwowanie tego, to strzał w stopę. Dziecko widzi, że słowa rodziców nie przekładają się na czyny, więc wychodzi z założenia, że nie musi ich słuchać.
Kiedy zaczynam wprowadzać zmiany nakręca się pozytywna spirala. Bo wszyscy są bardziej wyluzowani, bo rodzice czują się pewniej w swojej roli, bo wszyscy widzą w praktyce, że nowy dom każdemu się podoba – i rodzicom i dziecku.
Z jakimi najczęściej problemami wychowawczymi się Pan spotyka?
Z histerią i wymuszaniem przy jej pomocy wielu rzeczy. Mówię o takiej histerii pełną gębą, kiedy przyjeżdża do domu policja, bo dziecko potrafi krzyczeć pięć godzin, nie przebiera w środkach i robi to tak długo, aż osiągnie to, czego chce. Poza histerią są różne zachowania agresywne, kiedy dziecko potrafi uderzyć bez mrugnięcia okiem. Jest też totalne nieposłuszeństwo i ignorowanie rodziców. Rodzic coś sobie mówi, a dziecko kompletnie nie zwraca uwagi, nie jest zainteresowane tym, by podnieść głowę i zareagować w jakikolwiek sposób na to, co rodzic mówi. Częsty problem to też uzależnienie od telefonu, od tableta, gier. Coraz częściej wyciągam dzieciaki z tego typu uzależnienia, nierzadko „przy okazji” innego problemu.
Problemy wychowawcze nie wynikają z tego, że dziecko jest niegrzeczne z natury?
To kwestia tego, jak dziecko jest wychowywane, a rodzice często ściągają z siebie odpowiedzialność mówiąc: „A bo on ma taki charakter. Taki temperament”.
Jakie błędy rodzice popełniają? Jak dochodzi do tak krytycznych sytuacji, kiedy totalnie sobie nie radzą?
Rodzice, z którymi w swojej pracy się spotykam, bardzo kochają swoje dzieci, chcą dla nich jak najlepiej. Czytają jak się wychowuje, tylko czasami niewłaściwą literaturę. To są rodzice, którzy naprawdę interesują się swoimi dziećmi.
Mechanizmów, które mogą być źródłem problemów, może być wiele. Jednym z nich jest sytuacja, kiedy dziecko super się zachowuje, bo ładnie się bawi, czymś się dzieli, odkurzy w domu, opróżni zmywarkę. Mimo że rodzice są zadowoleni, przechodzą najczęściej obojętnie koło takiego dziecka. Owszem myślą: „Super, że się sobą zajęło, mogę odpocząć”, a dziecko w swoim mniemaniu zostaje niezauważone. Dopiero, gdy zacznie histeryzować, gdy kogoś uderzy, czy zrobi scenę, nagle rodzic pojawia się obok, dziecko znajduje się w centrum uwagi nawet, jeśli rodzic krzyczy, udziela reprymendy. Tego wielu rodziców nie rozumie – bycie w centrum uwagi daje dziecko poczucie, że ktoś się nim interesuje, jest to dla niego milion razy lepsze niż obojętność, z którą się styka, mimo że zachowuje się dobrze.
Poza tym z dzieckiem trzeba rozmawiać, trzeba mu tłumaczyć. Nie można jako rodzic wyjść z pozycji: „Bo ja jestem twoją mamą”, „Bo tak masz zrobić”, „Bo masz już pięć lat”. Dziecku trzeba powiedzieć, krótko i treściwie, dlaczego czegoś mu zabraniamy, na przykład: „Jeśli tak zrobisz, to coś się zniszczy, zrobisz sobie krzywdę”. Nikt nie lubi się podporządkowywać w myśl zasady: „bo tak”, także dziecko.
Ponadto rodzicom często brakuje cierpliwości, wybuchają, irytują się, jakby zapomnieli, że sami byli dziećmi i musieli się wszystkiego sami nauczyć, od jeżdżenia na rowerze po czekanie na swoją kolej.
To są też rzeczy wynikające z braku wiedzy. Nas się nie uczy w szkole, jak wychowywać dzieci. Są na szczęście rodzice, którzy coraz częściej sięgają po poradniki, książki. Jednak nie każda tego typu lektura pomoże, niektóre mogą wręcz zaszkodzić. Są pomysły, z którymi ja walczę zawzięcie i wrzucam je do jednego wora porad pod tytułem: „Kochaj swoje dziecko, traktuj je z szacunkiem, a ono będzie grzeczne, bezproblemowe, a wasze relacje świetne”. A przecież to jest nieprawda. Wielu rodziców, którzy kochają swoje dzieci i traktują je z szacunkiem, nie radzi sobie wychowawczo i nakręca się depresyjnie: „Skoro kocham, a ono źle się zachowuje, to znaczy, że jestem złym rodzicem? Że za mało kocham?”. Miłość i szacunek w wychowaniu nie zawsze wystarcza, trzeba pokazać dziecku granice, których nie może przekraczać, bo jest to niebezpieczne, społecznie niedopuszczalne. Do tej granicy może swobodnie eksplorować świat.
Odnoszę wrażenie, że Pana książka stoi w opozycji do tego, o czym dzisiaj się mówi, na co kładzie się nacisk – mówię o rodzicielstwie bliskości, o zaufaniu swojej intuicji, podążaniu za dzieckiem.
Tak faktycznie jest, mam tego świadomość i też zażarcie walczę z tymi teoriami. I żeby było jasne: tak trzeba dziecko kochać, trzeba szanować, trzeba z uważnością do jego potrzeb podchodzić. Ale to jest końcówka tej drogi, bo co jeśli zdarza się nam dziecko nieposłuszne, z którym trudno jest normalnie i szczęśliwie funkcjonować pod jednym dachem, gdzie jedyną nagrodą jest kopniak w nogę albo plucie i krzyk. Jeśli z dzieckiem jest fajnie, można wyznawać ideologię lansowaną w większości poradników: „Kochaj i będzie dobrze”. Wtedy tak. Jednak, jeżeli coś się wymyka spod kontroli, nie ma opcji, że magiczna moc miłości w automatycznych sposób sprawi, że dziecko samo doprowadzi się do porządku. Uważam, że jest to straszliwie w skutkach i konsekwencjach kłamstwo, które nie dość, że nie przynosi żadnych rozwiązań, to rujnuje psychicznie tych rodziców.
Tymczasem są proste rozwiązania takich trudnych wychowawczo sytuacji, które wprowadzam do domów rodzin w ciągu pięciu dni. I one działają, bo obserwuję, jak zmienia się ta rodzina, rodzice i samo dziecko.
Michał Kędzierski – psycholog dziecięcy, absolwent Uniwersytetu Jagielońskiego. Prowadzi Akademię Wychowania, w której uczy rodziców, jak porozumieć się ze swoimi niesfornymi dziećmi. Mówi, że jego misją jest propagowanie rzetelnej wiedzy dotyczącej wszystkich aspektów wychowywania dzieci i co za tym idzie – chęć uczynienia jak największej liczby rodziców osobami kompetentnymi w kwestiach wychowania i po prostu szczęśliwymi.
Jeśli chcecie wiedzieć więcej zajrzyjcie na kanał You Tube (KLIK) i na Facebooka (KLIK).