Jeśli chodzi o poświęcanie się, nie mamy sobie równych. Niesiemy pomoc w najbardziej beznadziejnych (nie tylko męskich) przypadkach, nie zważając na koszty własne: ani te emocjonalne, ani materialne. Ale… rzadko kiedy oczekujemy tego samego z zamian, dla siebie. Czyżbyśmy uważały się za mniej ważne, mniej kompetentne, mniej zasługujące na poczucie spełnienia? Przegrywamy życie u boku niewłaściwego partnera, bojąc się odzyskać wpływ na swoją codzienność. Zostajemy przez lata w pracy, w której nas nie doceniają, godząc się na wynagrodzenie nieodzwierciedlające ani naszych obowiązków, ani umiejętności, ani odpowiedzialności, jaką ponosimy. W życiu zawodowym i tym osobistym, przyjmujemy jedynie to, co nam dają. Dlaczego?
Dlaczego kobiety nie potrafią o siebie walczyć?
Nauczono nas, że skromność to najlepsza, „kobieca” cecha
Kiedy mężczyzna chwali się swoimi sukcesami, jest zdobywcą, królem życia, fighterem, wygranym. Kiedy to kobieta mówi o tym co osiągnęła, częściej niż brawa, dostaje podejrzliwe i kpiące spojrzenia, zwłaszcza od tych, którym się „nie udało”, albo nie mają w sobie siły, ani motywacji, by cokolwiek zmienić. Kobieta sukcesu ciągle nam się jeszcze, bardzo stereotypowo, kojarzy z „twardą babą”, kimś wynaturzonym, a nie osobą, która ciężką pracą zasłużyła na uznanie, prestiż i pieniądze. Uczmy nasze córki (i synów też), że sukces jest naturalną konsekwencją ciężkiej pracy i umiejętnego wykorzystania swoich zdolności. Należy się każdemu, kto te cechy posiada.
Nie daje nam się prawa wyboru
„Zostajesz z dziećmi, czy oddajesz je do żłobka?”” „Zmieniasz pracę, bo czujesz, że się wypaliłaś? Nie przesadzaj, dlaczego ryzykujesz?”. „Chcesz od niego odejść, daj spokój, tyle lat byliście razem…”. Takimi komentarzami odbiera nam się prawo do samodzielnego podejmowania decyzji. Zupełnie, jakbyśmy same nie umiały dobrze wybrać, nie wiedziały, co nas uszczęśliwia. Nie pozwalajmy innym, na ocenianie naszych własnych, osobistych wyborów. Jesteśmy wystarczająco kompetentne i mądre by decydować o swoim życiu. Wiemy, co jest najlepsze dla nas i tych, za których jesteśmy odpowiedzialne. Dlaczego więc dajemy innym, nawet najbliższym, podważać nasze kompetencje, kwestionować nasze wybory? Zaszczepmy w naszych córkach poczucie odpowiedzialności za własne życie, przekonanie, że same potrafią nim pokierować.
10 trudnych prawd, których zrozumienie sprawi, że będzie nam łatwiej żyć
Wychowano nas w poczuciu niskiej samooceny, a nie wiary we własne możliwości
Uczymy się najlepiej, pracujemy najciężej, ale ciągle uważamy, że nie jesteśmy wystarczająco dobre. To wina tego, jak nas wychowano. Idziesz na spotkanie o pracę i nie potrafisz zaprezentować pełni swoich kompetencji. W głębi duszy wiesz, że świetnie sobie poradzisz na tym stanowisku, ale boisz się to udowodnić. Mężczyźni? Oni działają „na odwrót”. Brak kompetencji nadrabiają pewnością siebie, przekonaniem, że nieistotne to, czego jeszcze dziś nie umieją, bo przecież wszystkiego można się nauczyć. My wycofujemy się, zamykamy w sobie, nie podejmujemy wyzwania. Pozwalamy życiowym szansom przejść nam koło nosa.
I nie chodzi tu tylko o życie zawodowe. Przyjmujemy gości i naszym największym zmartwieniem jest to, czy ciasteczka będą wystarczająco dobre, czy rozmowa wystarczająco błyskotliwa, atmosfera wystarczająco miła. Zdecydowanie brak nam męskiego luzu i przestrzeni na spontaniczności. A w miłości? Przejmujemy ciężar „utrzymania” związku za wszelką cenę, mimo, że z jego strony brak: szacunku, dobrej woli, chęci i miłości. Ale przecież, męża się nie zostawia… Powiedzmy naszym córkom, że zasługują na wszystko, co najlepsze, że są więcej niż „wystarczająco dobre”.
Umniejszamy sobie, żeby „on się lepiej poczuł”
Zaczyna się już w dzieciństwie. Pobłażanie wobec chłopców, oczekiwania dla dziewczynek. Potem kontynuujemy to w dorosłym życiu. „Jaki on wspaniały, wstaje w nocy do dziecka, a przecież w końcu, to facet…”. „Jak ty to świetnie robisz, ja tak nie potrafię”. „Bez ciebie, nie dam sobie rady, nie potrafię”… Łechtamy męskie ego, hurtowo i detalicznie, nadając prozaicznym gestom znaczenie heroiczne. Nie wymagamy tak, jak wobec siebie.
Jest jeden, jedyny sposób, by to zmienić. Uświadomienie sobie, że w życiu, nie tylko w relacji w partnerem, ale również na rynku pracy, w sytuacjach społecznych, mamy takie same prawa jak mężczyźni. Proste? Dlaczego w takim razie odczuwamy poczucie winy, jeśli wybieramy się na weekend ze przyjaciółką, po całym tygodniu pracy w domu, mając dość opieki nad dziećmi? Dlaczego, kiedy jesteśmy chore, przemęczone, nie kładziemy się na kilka dni do łóżka, tylko dalej dajemy z siebie wszystko, dalej funkcjonujemy na najwyższych obrotach, bo przecież „kto to wszystko ogarnie”. Pomyślmy o naszych córkach – przecież nie tego dla nich chcemy.
Zmiana zaczyna się w naszych domach, w doborze słów, w naszym braku przyzwolenia na lekceważący stosunek do pasji i wiedzy małych dziewczynek. W świadomości naszych partnerów i naszym przekonaniu, że naprawdę zasługujemy na to, co najlepsze. Zupełnie tak, jak mężczyźni. Wszystko zaczyna się w głowie, powiedzmy to naszym córkom.