Go to content

„Chciałeś mnie lać. Padłam, 8-latka, przed tobą na kolana, jak przed bogiem i błagałam cię żebyś tego nie robił”. List do ojca

fot. AlenaPaulus/iStock

Mam 47 lat, a ciągle czuję to upokorzenie i strach, które we mnie kiedyś wzbudzałeś. Prawie czuję fizyczny ból, jak biłeś mnie na oślep, gdzie popadnie kablem od radia marki Grundig. Pamiętam, jak kiedyś byłam w domu sama, tylko z tobą, coś przeskrobałam, a ty zrobiłeś się biały jak papier, wyszła ci piana na usta i w jednej chwili zmieniły ci się oczy. Wyciągnąłeś swój ulubiony kabel i chciałeś mnie lać, jak miałeś to w zwyczaju. Nie było w domu nikogo, kto mógłby mnie przed tobą obronić, bałam się że mnie zabijesz, byłeś jak szalony. Teraz myślę, że ty zwyczajnie jesteś psychiczny, jesteś psychopatą. Sparaliżowana strachem, padłam wtedy jako 8-letnia dziewczynka przed tobą na kolana, jak przed bogiem i błagałam cię żebyś tego nie robił. Nie wiem, czy to pomogło, czy może Boża opatrzność mnie przez tobą ochroniła, bo ty się wtedy uspokoiłeś i zaniechałeś zamiaru wymierzenia mi sprawiedliwości – pisze Karolina w liście do naszej redakcji. 

– Chciałam podzielić się listem, który jakiś czas temu napisałam do mojego ojca. Jest on formą zmierzenia się z moimi demonami, które zatruły moje życie i miały wpływ na szereg złych
decyzji. Pomyślałam, że czytając ten list, ktoś może w mojej historii odnaleźć cząstkę siebie, co jest pomocne w rozliczeniu się z przeszłością, od której trzeba się odciąć, aby naprawdę żyć.

Słyszałam ostatnio takie stwierdzenie, że ojcostwo to nie jest wspólne DNA, ale stan emocji. To prawda, mogę to potwierdzić na własnym przykładzie. Ty, będąc biologicznie moim ojcem, nie wzbudzasz we mnie już dzisiaj emocji, a kiedy te emocje jeszcze były, kiedy cię potrzebowałam, ciebie nigdy nie było naprawdę przy mnie, mimo fizycznej obecności, byłeś daleki, zimny, zbyt zajęty swoimi sprawami, zbyt pochłonięty zaspokajaniem swoich egoistycznych pragnień.

Od kiedy mój syn skończył rok, zawsze zapraszałam cię do nas na jego urodziny, bywałeś u mnie wtedy przy tej okazji ten jeden raz w roku. Zapraszałam cię również na święta, ale nigdy nie przyjechałeś, bo musiałeś być u obcej rodziny, miałeś Wandzię i jej dzieci, a nie swoje własne. Zapraszałam cię potem też do Buska, gdzie mieszkam już od 5 lat, ale też nigdy nie przyjechałeś, bo powiedziałeś, że to dla ciebie za daleko, abyś jechał samochodem. Nie musiałem długo czekać, kiedy usłyszałam po raz pierwszy rok temu, że jedziesz ze swoją kochanką nad Bałtyk samochodem. Zdziwiłam się wtedy, bo ciągle pamiętałam twoje słowa, że jest ci ciężko jechać samochodem do Buska, a przecież gdzie wybrzeże, a gdzie jest Busko? Potem kolejny raz w tym roku, wiem że też wybierałeś się na urlop na Bałtyk. Widać z tego, że gdzie chcesz, tam dojedziesz, ale do nas nigdy nie było ci po drodze, nie miałeś w sobie chęci, żeby chociaż raz zobaczyć gdzie mieszka twój wnuk.

Sam nas do siebie też nigdy nie zaprosiłeś ani na święta, ani żadną inną okazję, choćby na kawę i słone paluszki. Powiedziałeś tylko kiedyś, że jakbyśmy chcieli cię czasem odwiedzić,
to mam cię o tym uprzedzić 3 dni wcześniej. W czasie, kiedy myślałam, że jest jeszcze sens podtrzymywać naszą słabą relację, powiedziałeś mi, że mogę do ciebie dzwonić tylko we wtorki do godz. 12.00, bo tylko wtedy jesteś wolny i możesz rozmawiać. Myślę, więc ze nie powinieneś mieć do mnie dzisiaj żalu o to, że się do ciebie nie odzywam. Jeśli jednak czujesz żal, powinieneś go mieć tylko i wyłącznie do siebie samego.

Nigdy nie byłeś dobrym mężem, ani ojcem, a dzisiaj nie jesteś dobrym dziadkiem. Nie miałeś nigdy odwagi, żeby szczerze porozmawiać, albo przyznać się swoich błędów. Wygląda na to, że już na zawsze pozostaniesz zakłamany z tym swoim przyklejonym fałszywym uśmieszkiem obłudnym.

Nie mam praktycznie żadnych dobrych wspomnień związanych z tobą, ani z dzieciństwa, ani wczesnej młodości, ani późniejszych lat. Nie wiem, czy warto o tym pisać, czy nie, ale jeśli teraz tego nie napiszę, to nie wiem, czy kiedykolwiek jeszcze będzie ku temu lepsza okazja.

Mam 47 lat, a ciągle czuję to upokorzenie i strach, które we mnie kiedyś wzbudzałeś. Prawie czuję fizyczny ból, jak biłeś mnie na oślep, gdzie popadnie kablem od radia marki Grundig. Pamiętam jak kiedyś byłam w domu sama, tylko z tobą, coś przeskrobałam, a ty zrobiłeś się biały jak papier, wyszła ci piana na usta i w jednej chwili zmieniły ci się oczy. Wyciągnąłeś swój ulubiony kabel i chciałeś mnie lać, jak miałeś to w zwyczaju. Nie było w domu nikogo, kto mógłby mnie przed tobą obronić, bałam się że mnie zabijesz, byłeś jak szalony. Teraz myślę, że ty zwyczajnie jesteś psychiczny, jesteś psychopatą. Sparaliżowana strachem, padłam wtedy jako 8-letnia dziewczynka przed tobą na kolana, jak przed bogiem i błagałam cię żebyś tego nie robił. Nie wiem, czy to pomogło, czy może Boża opatrzność mnie przez tobą ochroniła, bo ty się wtedy uspokoiłeś i zaniechałeś zamiaru wymierzenia mi sprawiedliwości.

Wiesz co, ja też mam dziecko i w odróżnieniu od ciebie, ja zawsze stoję po jego stronie, choćby nie wiem jak działał mi na nerwy, nawet jakby dopuścił się najgorszego, dalej bym go
broniła. Gdybym miała go bić kablem, wolałabym się powiesić. Innym razem jak mnie dopadłeś na górze w łazience nad umywalką, chwyciłeś mnie za kark i tak mną targałeś, że byłam wtedy pewna, że powybijasz mi wszystkie zęby.

Razy wymierzane przez ciebie kablem od radia pamiętam do dzisiaj, pamiętam czerwone pręgi na moim ciele i to jak mama się w takich sytuacjach martwiła razem z babcią, co będzie jak zobaczą to przedszkolanki w przedszkolu, a w późniejszych czasach, nauczycielki w szkole. Pręgi na moich nogach, pośladkach i plecach się zagoiły, ale rany emocjonalne pozostały i przez lata tworzyły głęboki krater w moim poczuciu własnej wartości prowadząc do prawie całkowitego zaniku wiary w siebie, a skutki tego ciągną się za mną jeszcze do dzisiaj.

Przez te traumatyczne dla mnie wydarzenia zmagałam się jako około 10-letnie dziecko z ogromną agresją, która się we mnie skumulowała. Złapałam wtedy na podwórku niewinnego kota, przyniosłam go do góry do łazienki i zamknęłam za nim drzwi, wyciągnęłam skórzany gruby rzemień od torebki mamy, do dzisiaj pamiętam dokładnie tą torebkę, i zlałam nim tego kota. Lałam go zapamiętale, długo i na oślep, dokładnie tak samo, jak ty lałeś mnie. Nie wiedziałam wtedy i nie rozumiałam na tamtym etapie dlaczego to zrobiłam. Czułam potrzebę odreagowania na kimś słabszym twojej agresji wymierzonej we mnie.

Pamiętam też ból fizyczny i emocjonalny, upokorzenie, kiedy pobiłeś mnie pewnego razu w Sylwestra. Targałeś i rzucałeś mną o płot z drewnianych szczebli tak, że połowę tych szczebli
połamałeś. Potem zresztą bardzo długo sterczały połamane. Pobiłeś mnie wtedy dotkliwie za to, że za późno wróciłam z imprezy sylwestrowej u Baptystów. Upokorzyłeś mnie na oczach chłopaka, który odprowadzał mnie do domu, a na którym mi zależało, jeśli cię to interesuje. Tamto wydarzenie jednak na zawsze pogrzebało jakąkolwiek szansę na kontynuowanie tej znajomości, bo był to chłopak z rodziny ewangelicznej, którego ojciec nigdy nie dopuściłby się wobec nikogo takiej przemocy. Nic zatem dziwnego, że ten chłopak się ode mnie odsunął, to co wtedy zobaczył było dla niego patologią, jakiej prawdopodobnie nigdy wcześniej nie widział, a mi było przed nim tak wstyd, że nie umiałam mu w oczy spojrzeć.

Byłam zawsze dzieckiem samotnym i zagubionym, mającym problemy z nawiązywaniem relacji z rówieśnikami. Potem we wczesnej młodości te problemy się pogłębiały, doszły do nich niska samoocena i wiele kompleksów. Ty jako ojciec nigdy nie zrobiłeś nic, aby moją samoocenę podbudować, sprawić, żebym zaczęła bardziej w siebie wierzyć, nigdy się nie interesowałeś tym, co ja czuję, jakie mam problemy i potrzeby i z czym się zmagam. Nie, ty miałeś co innego do roboty, ciągłe zdrady, których się dopuszczałeś, kłamstwa, znikanie z domu, itp. Tryb życia, jaki prowadziłeś, musiał być dla ciebie ekscytujący i na tyle absorbujący, że nie miałeś dla mnie czasu. Nie miałeś dla mnie zresztą nie tylko czasu, ale nie okazałeś mi nigdy ciepła i miłości. Zawsze mnie od siebie odtrącałeś, kiedy ja jako dziecko się do ciebie garnęłam i nigdy nie było inaczej. Może dlatego potem podświadomie wyszłam za mężczyznę, który odtrącał mnie tak samo jak to robiłeś ty.

Tak to już jest, że z domu rodzinnego wynosimy wzorzec rodziny i później powielamy go w swoim życiu. Pamiętam też, że począwszy odkąd skończyłam 12, a może 13 lat, często natykałam się na ciebie w różnych częściach domu, jak się masturbujesz po kątach. Czy zdajesz sobie chociaż sprawę, że narażanie nieletniej na taki widok, jest molestowaniem seksualnym, czy wiesz że są na to paragrafy KK? Długo nie wiedziałam, co to właściwie znaczy i co ty właściwie robisz, ale czułam, że jest to złe, niewłaściwe, brudne i że nie powinnam tego jako dziecko oglądać. Do tego jeszcze dochodziło do ciągle i nagminnie powtarzającej się sytuacji, kiedy po kąpieli szedłeś do mojego pokoju oglądać telewizję, kładłeś się w rozchełstanym szlafroku do mojego łózka, a poły tego szlafroka dziwnym zbiegiem okoliczności zawsze rozchodziły się tak, że widać było twoje przyrodzenie. Nie przeszkadzało
ci, kiedy wchodziłam niczego nieświadoma do swojego pokoju i się na ciebie w takim stanie natykałam. Podniecało cię to, lubiłeś ten ekshibicjonizm, macałeś się jeszcze przy tym bezwstydnie po przyrodzeniu. Zresztą w ogóle często macałeś się po kroczu, nawet w miejscach publicznych, przy ludziach. Nieraz było mi za ciebie wstyd. Czy zdajesz sobie chociaż sprawę, że dopuszczałeś się w ten sposób gwałtu na mojej psychice?

Jesteś człowiekiem chorym, masz dewiacje, a nigdy nie chciałeś się leczyć. Widocznie było ci z tym dobrze. Będąc człowiekiem psychicznie ułomnym zarówno na tle seksualnym, jak również w zakresie braku kontroli na wzburzeniami emocjonalnymi i zapędami sadystycznymi, nigdy nie powinieneś mieć dzieci. Nigdy. Molestowanie, którego się dopuszczałeś trwało całe lata, zanim powiedziałam o nim mamie.

Niestety, poza kilkoma ostrzejszymi rozmowami, jakie z tobą wtedy przeprowadziła, nic się nie zmieniło. Doszłam tak do wieku 15 lat, kiedy pojawiły się u mnie duszności i kołatanie serca. Trafiłam wtedy do kardiologa, który powiedział mi w oczy, że mam poważną, wrodzoną wadę serca i że pożyję co najwyżej 3 miesiące. Zostałam wtedy przyjęta na oddział do szpitala, gdzie zrobiono mi serię badań diagnostycznych, które wykluczyły wadę wrodzoną, ale potwierdziły diagnozę silnej nerwicy serca. Jak myślisz, czym ta nerwica mogła być spowodowana? Oprócz twoich wybryków seksualnych, w domu były ciągłe awantury, w czasie których porywałeś się z pięściami na matkę, a nawet na babkę. To było dla mnie istne piekło. Pewnie dlatego od najmłodszych lat chciałam się z domu rodzinnego jak najszybciej wydostać. Trafiłam na pierwszego chłopaka, który mnie chciał, miałam wtedy 20 lat, to był naprawdę mój pierwszy chłopak. Niestety, chcąc uciekać z deszczu trafiłam pod rynnę, ale tak to bywa z dziewczynami z patologicznych domów, które mają niską samoocenę i totalnie nie wierzą w siebie.

Mogłabym jeszcze wiele napisać, ale i tak się już rozpisałam bardziej niż początkowo chciałam. Chciałam na początku napisać tylko to jedno zdanie o tym, że ojcostwo to nie jest wspólne DNA, ale stan emocji. Tak jednak wyszło, że po napisaniu tego jednego zdania, poczułam jakby pękła we mnie tama, której już nie chciałam zatrzymywać.

Na koniec, chcę żebyś wiedział, że mimo wielu krzywd i bólu, których od ciebie doświadczyłam, wszystko ci wybaczam przez łaskę i miłość Boga. Nie wiem tylko czy umiem z tobą rozmawiać, a relacja, której naprawdę nigdy między nami nie było jest ziejącą dziurą głęboką jak Kanion Kolorado, którego niczym już nie da się zasypać. Smutek, który we mnie jest, pogłębia się, kiedy myślę, że ja nigdy nie miałam ojca, a Maciuś nie ma dziadka.

Czy kiedykolwiek coś przemyślisz? Czy powiesz: „przepraszam, źle to wyszło”? Czy pod koniec życia przyjdzie na ciebie opamiętanie? Refleksja? Czy nie oskarża cię własne sumienie? Czy ty sam tego nie widzisz, że wszystko przegrałeś? Czy ty się poczuwasz do winy? Z tymi pytaniami cię zostawiam i modlę się za ciebie, abyś dostąpił łaski pokuty i przebaczenia.

Karolina

Chcesz opowiedzieć swoją historię? Napisz do nas: kontakt@ohme.pl