Każdemu z nas zdarza się nie skończyć rozpoczętego zadania, ale niektórym „zdarza się” to… zawsze? I nie koniecznie musimy od razu używać wielkich słów takich, jak odpowiedzialność czy słomiany zapał. Bywa, że akurat jakieś jedno, przerastające nas zadanie, wierci nam dziurę w brzuchu bardzo, baaardzo długo. Jak uniknąć zawieszenia na nieszczęsnej „to-do-liście”?
Znacie to? Ułożę 2500 puzzli (rok temu, do dziś te 120 elementów złożonych w coś, leży na szafie); przeczytam wreszcie całą Trylogię… (dlaczego chcesz to robić, skoro od 15 lat wiesz, że nie jesteś w stanie przebrnąć przez pierwsze 40 stron?) itepe, itede. Ale bywa, że zadanie wykonać trzeba, bo nie jest naszym noworocznym widzimisię. Co wtedy?
Jest kilka banalnych sposobów na to, by skończyć TO wreszcie i nigdy więcej nie utknąć w krainie „I na co mi to było?!”.