Za parę dni Zamość ponownie zamieni się w stolicę smaku, degustacji i winiarstwa na światowym poziomie- zapowiada Zuzanna Amarante, Prezes Fundacji Winiarnie Zamojskie, inicjatorka „Zamojskiego Winogrania”, cieszącego się ogromnym zainteresowaniem festiwalu win i produktów regionalnych, w rozmowie z Agnieszką Grün-Kierzkowska dla Ohme.pl.
Pani Zuzanno, 10 sierpnia czeka nas spektakularne wydarzenie w Zamościu, piąta już edycja największego festiwalu win i produktów regionalnych w Polsce „Zamojskie Winogranie”. Czy mogłaby Pani przybliżyć w zarysie atrakcje przygotowane dla tegorocznych uczestników? Jakich nowości mogą się spodziewać? Na marginesie powiem, że trafna nazwa „Zamojskie Winogranie” fantastycznie brzmi.
Zuzanna Amarante: Dziękuję, przyznam, że nazwa funkcjonuje od dwóch lat, wcześniej festiwal nosił nazwę „W poszukiwaniu prawdziwego smaku”. My nadal poszukujemy smaku, zarówno w winach, jak i potrawach, lecz rozszerzyliśmy naszą ofertę o część wieczorną, a mianowicie o koncert i afterparty. Wino i muzyka wspaniale się dopełniają, często są nierozłączne. Zmiany zyskały dużą aprobatę u uczestników festiwalu, którego w tym roku obchodzimy piąte urodziny. Odnośnie do nazwy wydaje się, że jest bardziej medialna, łatwiej zapada w pamięć.
Pamiętajmy, że nasz festiwal jest regionalny, ponieważ głównym działaniem statutowym Fundacji jest wsparcie regionalnych przedsiębiorców, małych firm, indywidualnych wytwórców i sadowników. Dlatego mocno skupiamy się na regionie, nie
tylko Roztoczu, ale poszerzamy działalność na całą Lubelszczyznę. W naszym otoczeniu jest piękny Zamość, z unikatową starówką wpisaną na listę UNESCO. Szkopuł w tym, że jest miastem mało pojemnym, z ograniczoną bazą hotelarską, dlatego w tym roku wpadliśmy na pomysł, zorganizowania winbusa, czyli darmowego autobusu dla wszystkich uczestników festiwalu, kursującego wahadłowo na trasie Lublin – Zamość. Dzięki temu poszerzyliśmy bazę noclegową o Lublin.
W pierwszej chwili myślałam, że powstanie miasteczko festiwalowe.
Zuzanna Amarante: Tak, w przyszłości na pewno! Z tyłu głowy mamy takie pomysły, aby festiwal był dwu, trzydniowy. Tylko w tym roku doszły do oferty festiwalowej, którą udoskonalamy sukcesywnie, trzy nowe winnice. W porozumieniu z Panem Prezydentem Zamościa, Rafałem Zwolakiem, poszerzyliśmy możliwości magicznego Zamościa o nowe miejsca, można powiedzieć, że Zamość staje się w tym czasie miastem wina i wielu okoliczności z winem związanych. Atrakcji nie zabraknie, będą trzy stacje owocowe: jabłko- gruszka –śliwka. Oczywiście również hitowy cydr lodowy, będą gry i zabawy. W tym roku poszerzony został asortyment w sklepie festiwalowym. Oferta z szesnastu winnic na pewno przypadnie do gustu zaproszonym gościom, a ceny tego dnia będą promocyjne.
Dla smakoszy będzie feeria kulinarnych odkryć, mistrz Marcin Sikora przygotował 7000 potraw degustacyjnych. Zaplanowano dania kuchni regionalnej, będziemy odkrywać i przypominać dania zapomniane jak, forszmak lubelski, tradycyjne zamojskie pierogi z kaczką czy potrawy na bazie wina. Nad wszystkim czuwać mają osoby zatrudnione przy Festiwalu, a to ponad dwieście osób. Będzie strefa chillout u i krótkie wykłady o winie.
Oczywiście koncert, zabawa na rynku i cudowny klimat, który nigdy nas nie opuszcza. Ważnym elementem, który też zachęca do wizyty w Zamościu i to na cały weekend, jest obecność w szesnastu restauracjach zamojskich, produktów z szesnastu winnic. Stworzyliśmy „weekendowe menu festiwalowe”, kupując wejściówkę mamy możliwość wielokrotnego skorzystania w różnych restauracjach, z dania głównego z kieliszkiem wina w promocyjnej cenie, 45 zł. Dla chętnych i żądnych wrażeń, weekend w Zamościu i okolicach zapowiada się wspaniale!
Już Pani nieco wspomniała, że Fundacja Winiarnie Zamojskie od lat wspiera winiarzy z regionu. W jakich sferach potrzebują aktualnie największego wsparcia?
Zuzanna Amarante: Wszystko się wciąż zmienia, jest dynamiczne, gdyby mnie Pani zapytała o to dwa, trzy lata temu, wskazałabym na inne sprawy niż dzisiaj. Bardzo ważna dla wszystkich była kwestia związana z ustawodawstwem. Z przełamaniem zastanych i schematycznych biurokratycznych nawyków. Wyjście poza myślenie li tylko jako produkcie
alkoholowym, to mi przyświecało projektując wsparcie dla producentów.
Na rozszerzenie całego spektrum możliwości płynących z produkcji wina, zarówno merkantylnych, ale też kulturowych, społecznych. Integrujących grupy społeczne, tworząc wspólnotowość, dając pomysł na życie, wspieranie pasji i pogłębianie wiedzy. Ustawodawstwo zaczęło się zmieniać, dostosowywać do wymogów unijnych. Jeśli spojrzeć na takie mocne winiarskie kraje, jak Hiszpania, Włochy czy Portugalia, to tam bardzo mocno producentów wspiera ustawodawstwo danego kraju. Tworzy
się dobry klimat dla producentów, z tego klimatu powstaje marka, chluba danego regionu i kraju. Wszyscy na tej sytuacji zyskują.
Trzeba pomagać producentom, choćby w takich kwestiach jak marketing, budowanie marki, tworzenie nazwy, logotypu czy choćby nawet wsparcie w stworzeniu własnej strony internetowej, która jest już teraz w zasadzie koniecznością, bo 90% osób pierwszy krok do poszukiwania wiadomości o produkcie, nie tylko w tej branży, skieruje w stronę Internetu. Niedawno uchwalono nowe regulacje i nowe zobowiązanie związane z kodami QR, czyli to, że na butelce muszą się znaleźć wszystkie ważne informacje o produkcie. Z tym producenci mają często problem, jak zmienić etykietę, jak ją skomponować na nowo i tu my wkraczamy z radą, podpowiedzią… Inne kwestie związane są z dostępem do badań w laboratorium, butelkowaniem etc. Zrobiliśmy duży postęp w ułatwianiu, tych często czasochłonnych i kosztownych, procedur.
Fundacja stała się bardzo pomocna dla Winiarzy, mówią o tym często i głośno! Oczywiście wciąż organizujemy kursy i szkolenia, jest dużo różnorodnych tematycznie zajęć i prelekcji. Liczny udział w nich winiarzy nas bardzo cieszy, jednak największą nagrodą jest satysfakcja i widoczne zadowolenie z naszych relacji u przyjaciół produkujących wino.
Można to uznać za holistyczne podejście do tematu, a przy okazji budowanie poczucia bezpieczeństwa u producentów wina, gdy towarzyszą swojemu produktowi na każdym etapie, również podczas badań. To na pewno buduje u nich jeszcze mocniejszą więź z wytworem własnych rąk.
Zuzanna Amarante: Dajemy wsparcie, którego oni potrzebują. Pomagamy dobrze sprzedać produkt przez nich stworzony, jesteśmy obok, gdy trzeba umówić się z dużym kontrahentem, podjąć negocjacje. A największym problemem polskiego winiarstwa jest bardzo duży popyt, przy bardzo małej podaży. Średnio winnica w Polsce ma od 1,5 do 2,5 hektara, co
oznacza, że produkuje maksymalnie 5000 – 7000 butelek wina. Jeżeliby chciała wypełnić zobowiązania od jednego większego partnera, to realizując jedno zamówienie, musiałaby wysłać 2,5 tysiąca butelek wina.
Jako Fundacja, w zeszłym roku, stworzyliśmy winnicom ogromną możliwość promocji. Podpisaliśmy dwuletni kontrakt, na wyłączność, z polskimi liniami lotniczymi LOT, na zaopatrzenie we wszystkie alkohole, które funkcjonują na pokładach linii lotniczych oraz w salonikach VIP. I zdarza się, że ktoś lecący samolotem tak zasmakował w polskich winach regionalnych, że miesiąc później przyjechał z rodziną do danej winnicy, robiąc spory zapas na potrzeby domu. To było miłe doświadczenie.
Czy zauważa Pani wzrost zainteresowania na świecie winem z Polski, zarówno wśród producentów, jak i konsumentów? Czy to prawda, że coraz częściej wina z regionów Lubelszczyzny pojawiają się w wielu topowych restauracjach na całym świecie?
Zuzanna Amarante: Trudno mi odpowiedzieć, jeśli chodzi o świat, a jeżeli chodzi o zainteresowanie cudzoziemców, to jest ono ogromne. Odkrywają ze zdziwieniem Polskę jako kraj winiarski, bo dotychczas nie byli w stanie w ogóle wyobrazić sobie, że tutaj można produkować wina. Co ciekawe, doceniają również nasze wina owocowe i tutaj akurat możemy pochwalić się sukcesami w Europie. Mamy już dużą sieć sklepów w Niemczech, czy dystrybucję w Szwecji. W tym momencie muszę wrócić do mojego wcześniejszego stwierdzenia, że areały upraw winnic w Polsce nie są jeszcze wystarczające do zaspokojenia popytu wewnętrznego, a co dopiero międzynarodowego rynku. Cieszę się, że furorę robią nasze wina owocowe z gruszki, agrestu.
Niektórzy znawcy twierdzą, że gdyby zamknąć oczy pijąc nasze wino agrestowe, to ma się wrażenie jakby to było nowozelandzkie sauvignon blanc (śmiech). Są w szoku, że cudowne wino może powstawać nie tylko z winogron! I że można odkrywać ingrediencje wysublimowanych smaków z różnych owoców. Pamiętajmy o fakcie, iż na rynku obecne są wina owocowe aromatyzowane, lecz ja nie o takich winach tu mówię.
Chodzi mi o wina premium, gdzie np. produkcja wina gruszkowego odbywa się dokładnie tą samą metodą winiarską, jak charodonnay, z leżakowaniem w beczce, bądź leżakowaniem w zbiorniku z rozlewem włącznie. Czyli zastosowanie sprawdzonych metod winiarskich, stuprocentowe wyciskanie soku z owoców, który podlega fermentacji. Dla cudzoziemców jest to ogromne odkrycie. Zainteresowanie jest tak duże, a my niestety jeszcze nie mamy możliwości eksportowych i logistycznych na realizację zamówień detalicznych, od poszczególnych kupujących, więc szukamy raczej partnerów sieciowych, czy to w Niemczech, czy w Anglii, aby dotrzeć do klientów zagranicznych.
Ilu łącznie winiarzy aktualnie zrzesza Fundacja, a ilu z nich dołączyło w samym 2024 roku?
Zuzanna Amarante: Obecnie piętnastu, w tym roku doszły trzy nowe winnice. Mamy też w naszych szeregach wielu championów. Winnice wygrywają nagrody, takim przykładem jest winnica Socha, która na bardzo wymagającym rynku czeskim, już w pierwszym roku działalności, zdobyła za swoje wino czerwone złoty medal. To spory sukces, Czechy, mimo że
mniejsze od Polski, są winiarsko bardziej od nas zaawansowane. Zdobyć na Morawach złoty medal to nie jest błahostka! Powstają nowe, bardzo ciekawe wina, produkcja się wciąż rozwija. Nasza lokalność jest atutem, przyciąga.
Co świadczy o wyjątkowości polskich winiarzy? Pasja, pomysłowość, pracowitość?
Zuzanna Amarante: Odpowiem tak, w skali całego kraju, biorąc pod uwagę o czym mówiłam wcześniej, to trzeba być przede wszystkim wielkim pasjonatem. Kochać ciężką pracę, wieś… Wszystkim się wydaje, że winnica zimą odpoczywa i nic się przy niej „nie robi”, ale tak nie jest. Większość ludzi produkujących wina, z którymi rozmawiam, mówi, że od 3- 4 lat nie byli na urlopie. Gdy rozwijamy winnicę, to zazwyczaj pojawia się pomysł: a może jakieś pokoje noclegowe, wszak dużo ludzi chce przyjechać i skosztować regionalnych produktów, a potem zostać na noc. Powstają obiekty enoturystyczne, pensjonaty czy hotele. Najczęściej wielopokoleniowe biznesy rodzinne.
Dziesięć, piętnaście lat temu jeszcze, gdy próbowałam polskich win, to były „ciężkie w piciu”, dużo w nich było kwasowości, dla wielu przeciętnych użytkowników win, były one często „niepijalne”. Teraz obserwuję, że poprzez ocieplenie klimatu także w Polsce, wina się zmieniły na korzyść. To pozytywny aspekt tego negatywnego zjawiska. Ważnym czynnikiem w biznesie winiarskim jest wytrwałość, cierpliwość, samozaparcie i niepoddawanie się, gdyż zewnętrznych zagrożeń jest sporo, weźmy na ten przykład przymrozki…
Mogłabym mnożyć opowieści o wspaniałych winiarzach, o ich często trudnych, losowych zawirowaniach i ich niesamowitej wytrwałości. Ale wtedy będziemy rozmawiać do zimy (śmiech).
Wspominała już Pani o aspekcie turystycznym, może zatem rozwiniemy nieco ten temat. Lubelszczyzna to nie tylko producenci wina, ale też dynamiczny rozwój enoturystyki. Czym jest ta forma podróżowania i czy zyskuje w naszym kraju na popularności?
Zuzanna Amarante: To jest nowość, którą odkrywamy krok po kroku od kilku lat. Nazwałabym to podróżowaniem spontanicznym. Przeglądamy Internet i planujemy trasę podróży w okolicy winnic, a możemy też po prostu skręcić, zatrzymać się na chwilę albo na trochę dłużej. Każdy ze znanych mi winiarzy, może zaprezentować winnicę, pokazać winiarnie na miejscu, zaoferuje czasami nawet butelki unikatowego wina, których nie wystawiał w żadnym sklepie. Takie wino dostępne tylko tu i teraz. To są początki, fascynujące początki i jesteśmy pionierami w czymś, co będzie się, mniemam, błyskawicznie u nas rozwijać. Już są cudowne miejsca, gdzie można wspaniale zjeść, skosztować wina.
Na przykład my z Marcinem (przyp. Marcin Sikora) robimy świetną kolację z ryb, w której zestawiamy je z winami czerwonymi. Wielu się oburzy i powie, że ryby się podaje tylko z winami białymi. Otóż nie zawsze i niekoniecznie (śmiech). Jest kilka gatunków ryb łamiących tę zasadę, jak troć, która fantastycznie komponuje się np. z Regentem. Enoturystyka to doskonały pomysł na weekend, na wypad za miasto, na przygodę i poznanie nowego…
Picie wina, wiedza o nim to zmiana kodu kulturowego, zwyczajów, kuchni, ale też spędzania czasu…Uważa Pani, że ten proces ma szansę w Polsce na zatoczenie szerszych kręgów, aby stać się elementem życia nie tylko wąskiego grona smakoszy?
Zuzanna Amarante: Rozwijamy się cały czas. Oczywiście trzeba sobie uzmysłowić, że średnia spożycia wina w Europie to 40 l rocznie, w Polsce 4-5 l. Mamy jeszcze dużo do zrobienia, do zamiany stylu wódczano-piwnego na winny, na większy balans w spożyciu. Są jeszcze zaszłości, przyzwyczajenia, ale to się powoli zmienia, jesteśmy na dobrej drodze. Zauważalny jest też pozytywny trend na spożycie produktów bezalkoholowych, który wcześniej winnicach był trochę zapominany, a już na tegorocznych targach Pro Wein w Niemczech, praktycznie co druga winnica miała również produkty bezalkoholowe. Poza tym kultura picia wina nie jest kulturą „upijania się”, to jest po prostu kultura degustacji. To jest kultura – tak jak tu pani powiedziała- łączenia, wypełniania sobie czasu w sposób jakościowy. Świetnym patentem np. z Austrii, jest używanie wody mineralnej dolewanej do wina w lecie. Wino zbliża, jest świetnym dodatkiem podczas przyjacielskich konwersacji, może być też lokatą
kapitału.
Jeden ze znanych sommelierów na świecie powiedział: nie pytajcie mnie, czy ja się znam na winie, jeśli wypiłem tysiąc win, a jeszcze drugie tysiąc czeka i każda butelka jest inna.
Czy region Roztocza, mieszczący się na Lubelszczyźnie, jest odwiedzany też przez uprawiających enoturystykę spoza Polski?
Zuzanna Amarante: Zdarzają się nawet grupy z Włoch czy Hiszpanii, mieliśmy grupy z Francji, czyli odwiedzają nas turyści nawet z winiarskich potęg. Sam Zamość jest niezwykłym magnesem, a dodając jeszcze wino, całą otoczkę z nim związaną, pyszne jedzenie, przyrodę. Nie pozostaje nic innego, tylko zagłębić się w nieskażonych komercją zaciszach naszych stron. Można przyjechać do jednej z winnic na winobranie, zobaczyć drogę z krzaka do butelki, wtedy otwierają się oczy na wiele rzeczy (śmiech). Jest wiele winnic, które swoich przyjaciół pasjonatów, zapraszają na koniec września na winobranie, czyli w myśl zasady: „przyjedź do winnicy, popracuj z nami, wypij darmową butelkę wina przy ognisku, a potem powymieniamy się doświadczeniami”.
Myślę, że doszłyśmy do takiego etapu rozmowy, że powinno paść pytanie: dlaczego polskie wino musi być tak drogie?!
Pani go nie zadała, ale ono pada w wielu wywiadach…
Nie było pytania, ale osobiście mnie to nurtuje (śmiech). Skąd wynika ta wysoka cena polskiego wina?
Zuzanna Amarante: Właśnie z tego, że można pójść do jednego lub drugiego sklepu z tzw. sieciówki i kupić całkiem ciekawe wino, często z bardzo dalekiego kraju, za bagatela 30 zł. Człowiek, który ma świadomość skomplikowanej logistyki, czasu i kosztów przewiezienia takiej butelki, na przykład z Nowej Zelandii czy Australii, nie wie, dlaczego polskie wino musi kosztować 70 zł? Przyjdzie konsument win z sieciówki do jednej z naszych winnic i przekona się, dlaczego. Zobaczy jak dużo jest tam manufaktury, ciężkiej i kosztownej ręcznej pracy. Podczas, gdy u tych dużych producentów wina, ta praca wygląda zupełnie inaczej. Tak jakbyśmy skonfrontowali Dawida z Goliatem.
Koszt wytworzenia tej butelki wina, sprowadzenia butelek, ręcznego etykietowania, akcyzy i różnych kosztów ogromnych w Polsce (różnych podatków) jest nieporównywalny. Mam nadzieję, że ta cena będzie się normować, w najbliższej perspektywie stawiam na cenę w okolicach 50 -60 zł, ale nadal jeszcze nie jesteśmy w stanie konkurować z wielkimi producentami.
Czy któreś z win, produkowanych przez winiarzy wspieranych przez Fundację, należy do Pani ulubionych?
Zuzanna Amarante: Mam kilka takich ulubionych, ale powiem szczerze, że wyjątkowo ciężko mi wytypować to jedno. Może wspomnę o białym winie pochodzącym z Winnicy Mickiewicz. Nadmienię, że Pan Maciek Mickiewicz uczył się winiarstwa w Austrii. Stworzył bardzo ciekawy koncept, oparty na pracy całej rodziny, czyli szli do „normalnej pracy”, a po powrocie do domu wszyscy zakładali gumiaki i biegli na pole pracować u siebie. Do dziś dnia na etykietach jego produktów są właśnie kalosze, stały się symbolem. W końcu podjęli odważną decyzję, że zostawiają etaty i skupiają się na tej rodzinnej winnicy. Zamienili garnitury na gumiaki. Pan Maciek tworzy niesamowite białe wina, wyjątkowe jest również położenie jego winnicy, na
wapiennych skałach. W tym winie jest czar, takie wino zapada w pamięć, trudno ten smak zapomnieć…
Czy jako Pani Prezes Fundacji, często ma Pani okazję rozmawiać lub spotykać się z winiarzami osobiście?
Zuzanna Amarante: Mój mąż by powiedział, że za często(śmiech). Jest to bardzo relacyjny biznes i mówiąc szczerze po prostu się lubimy spotykać! Często jeżdżę do winnic i już na wstępie spotkania żałuję, że przyjechałam samochodem (śmiech). Lubimy razem spędzać czas, posiedzieć, pogadać. Te opowieści to wspaniałe, głębokie, często bardzo trudne historie. Wino ułatwia rozmowy, rozwiązuje myśli i język. Przy okazji staram się zawsze produktywnie wykorzystywać te wizyty, pomagać, realizować jakiś wspólny pomysł i przede wszystkim pogłębiać nasze relacje.
Na koniec chciałam zapytać o najbliższe plany Fundacji w ramach tej lokalnej działalności, nowe projekty, wydarzenia, akcje?
Zuzanna Amarante: Najbliższy projekt to tegoroczny Festiwal, pochwalę się, że w zeszłym roku sprzedaliśmy 4100 wejściówek, a ponad 7000 kieliszków z trunkami zostało skonsumowane. Na tegoroczny festiwal odnotowujemy 270% wzrostu zainteresowania biletami. Zaraz, gdy skończy się „Zamojskie Winogranie”, trzeba będzie pojechać do prezydenta Zamościa podsumować imprezę. I debatować już o następnym Festiwalu. Myślę, że będziemy na jesień organizować jakieś szkolenie winiarskie, tematyka jeszcze nie została w pełni ustalona. Odpowiadamy na potrzeby samych Winiarzy.
Pomysły są, projekty są, trzeba tylko zebrać siły, bo będzie się dużo działo w tym i w kolejnych latach. Wino to wielka przygoda, która czeka na nas!
Dziękuję za rozmowę i życzę udanego Zamojskiego Winogrania!
Zuzanna Amarante jako Prezes Fundacji Winiarnie Zamojskie, łączy pracę na rzecz rozwoju regionalnego winiarstwa z zarządzaniem największymi markami na polskim rynku wina. Z branżą winiarską i marketingiem produktów związana jest już od ponad 20 lat. Swoją przygodę z winem zaczynała od Kalifornii, która nauczyła ją zupełnie innego patrzenia na świat wina – bez kompleksów, bez barier, dla przyjemności. Dziś zafascynowana jest tworzeniem win z owoców, nie tylko z winogron – win premium, świeżych, zaskakujących. Prywatnie żona Dominikańczyka, z którym tworzy wesołą, głośną, polsko-latynoską rodzinę z dwójką dzieci.