Jak to było? Czego Janka nie nauczysz, tego Jan nie będzie potrafił/robił? Młode drzewo łatwiej giąć, niż stare? Te i wiele innych podobnych zdań słyszałem, kiedy byłem młody. Miały (chyba) zmiękczać wydawane polecenia, nakazy i stawiane zakazy, kiedy zaczynałem mieć dość ich natłoku. Obiecałem sobie, że nigdy nie popełnię tego błędu i nie będę „giął młodego drzewa” nadmiarem wymagań. Rzeczywistość okazała się wstydliwie inna.
Wiem, że wychowanie dziecka w porównaniu do innych zadań, jakie mamy wykonać na przestrzeni całego swojego życia jest ekstremalne. Zdaję sobie sprawę, jak wiele jest teorii na ten temat. Wydaje mi się, że potrafię podejść do nich krytycznie i wybrać te elementy, które będą najlepsze dla dziecka. Doświadczyłem, jak zakazy i nakazy… kompletnie nie działają, a wręcz prowokują kosztowania zakazanych owoców. Teoretycznie jestem alfą i omegą, ale kiedy przychodzi co do czego czasami o tym zapominam i powtarzam znane mi błędy.
Najgorsze w tym jest to, że powtarzam te błędy jeden do jednego. Zwracam uwagę na mlaskanie, krzywe siedzenie przy stole, nieprawidłowe używanie sztućców, itp., itd. Tak, jak i mnie ją zwracano. I już samo stukanie w litery tworzące dwa poprzednie zdania powoduje u mnie cierpnięcie skóry, bo przecież nie chodzi o to, że Maria obcina sobie palce, chodzi po poręczy na balkonie czy rozjeżdża niemowlaki rowerem, a o głupie stanie na jednej nodze w czasie jedzenia [sic!].
W ostatnim akapicie napisałem, że najgorsze jest powtarzanie błędu niepotrzebnego czepiania się. To nieprawda. Najgorsze jest to, że w obliczu takiego zachowania zamiast kilka razy uderzyć się pięścią w pierś, spuścić wzrok we wstydzie oraz przyznać publicznie i wobec rodziny, że mam przeciąg między uszami, brnę w to. Zaczynam tłumaczyć zachowanie, którego nie ma jak obronić. Jeżeli robisz tak samo, ale na przykład brakuje Ci weny, podaję kilka „strzałów w 10”:
- Jesteś zmęczony, ale lepsza jest następne.
- Zmęczenie Ci się kumuluje.
- Masz nadmiar pracy.
- Wszystko jest na Twojej głowie.
- Twój grafik/programista/księgowy/asystent/szef/etc. podkłada Ci kłody pod nogi.
- Rata za mieszkanie podskoczyła.
- Znów nie działa nawigacja w samochodzie (trzecia awaria w roku).
- Kiedy ma się tego nauczyć, jak nie teraz. Gdzie, jak nie w domu. Kto, jak nie Ty?! Wiadomo. Czym skorupka za młodu nasiąknie… BUM! Zdajesz sobie sprawę, że zachowujesz się dokładnie tak samo, jak (wstaw odpowiednią osobę).
Pytasz pewnie po co jest ten wpis. Czy jego celem jest jakaś forma autoterapii? Być może trochę tak – nie czuję z tego powodu wstydu. Samobiczowanie? Nie jest, to może najprzyjemniejsze, ale dlaczego nie.
Prawdziwy powód jest zgoła inny. Chodzi o Twój komfort i prewencję. Dużo lepiej zdać sobie sprawę z problemu samemu – nawet teraz, niż zorientować się za późno, kiedy będziesz cedził przez zęby do kilkuletniej latorośli, jak ważny jest dobór odpowiedniego widelca do ryby i jak bardzo wpłynie to na jej życie. A z boku, jak wariatowi, będzie przyglądać Ci się Twoja partnerka. Mam nadzieję, że chociaż jedna osoba uniknie takiej sytuacji, czytając ten wpis. A jak nie? Wyjdę na dupka, który ma o sobie zbyt duże mniemanie. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Ale to temat na inną sesję autoterapeutyczną.