Wchodzę do klasy, moi mundurowi lokują się na swoich miejscach, jest nieźle, o wiele lepiej, niż w pierwszych dniach mojej pracy w tej szkole. Ja się uśmiecham, bo lubię pozytywną energię, tak samo dawać jak i odbierać, oni się uśmiechają, choć do końca nie mam pewności czy z sympatii czy bo wypada odpowiedzieć na uśmiech nauczyciela. Jest nieźle, podejrzewam, że sympatia na linii ja – uczniowie jest rzeczywiście obustronna, a wiem że moje koleżanki / koledzy nauczyciele mają różnie. Co prawda nie znam nikogo, komu uczniowie kosz na głowę założyli, ale absolutnie jestem wstanie uwierzyć, że są takie przypadki. Czyja to wina?
Szkoła szkole nierówna, uczeń uczniowi również. Podobnie jak wychowywanie ich przez rodziców. A może jego brak…
Po co wychowywać? Przecież od tego jest szkoła!
No właśnie drogi rodzicu, po co? No choćby po to, żeby nauczyciele (reszta społeczeństwa również) nie użerali się z „gównażerią”. By ci, mający iskrę bożą byli wstanie pracować z zapałem i radością z waszymi dziećmi. Szkoła nie jest od tego, aby przejąć rolę rodziców i wychowywać wasze pociechy, choć niektórym właśnie tak się wydaje.
Pracowałam w szkołach różnego szczebla. Jeśli myślicie, że patologia odnosi się jedynie do nastolatków, to wierzcie mi na słowo – już w podstawówce towarzystwo potrafi stać pod szkołą i kląć aż miło. To dzieci – być może wasze dzieci. I tak wędruje te małe, pyskate od maluchów, po gimnazjum aż do liceum, obrastając w piórka bezczelności, wręcz chamstwa. Niestety, znikąd się to nie bierze, dziecko podstawy kultury bierze z domu. Czy uczycie swoje pociechy szacunku do ludzi? Nieważne czy starszych, kobiet, nauczycieli policjantów, dla pani z mięsnego?
Ona tam gówno wie, nie przejmuj się synek!
A może sami przy nich rzucacie niewybrednymi uwagami, typu “pogadam sobie z tą kretynką, nie będzie średniej swoimi ocenami psuła”. Zanim mnie zakrzyczycie, że nie, absolutnie przesadzam, powiem, że byłam świadkiem podobnej wymiany zdań, pomiędzy mamami stojącymi pod szkołą z dziećmi. Nie ma co się dziwić, że dziecko chętnie weźmie przykład. Nie jestem zdziwiona również, gdy młody butny człowiek “wysapie” w stronę nauczyciela na lekcji “możesz mi naskoczyć”.
Rzeczywiście mogę “naskoczyć” uczniowi, bo utarło się przekonanie, że teraz najważniejsze są prawa uczniów i ich absolutna nietykalność. Uwierzycie, że w szkole podstawowej, gdy byłam dzieckiem nauczyciel uderzał za karę drewnianą linijką w otwartą dłoń? Nikt nie śmiał protestować, pyskować a nie daj Boże, żeby rodzic się dowiedział! Teraz tego nie ma, i dobrze, ale autorytet i szacunek też odchodzi w zapomnienie. A jeszcze jak podciągnie się pod temat niż demograficzny, wtedy trzeba walczyć o ucznia, biorąc – ja was przepraszam – wszystkich jak leci. Obecnie krąży po Facebooku demot z przedstawieniem dwóch sytuacji: lata `70 XX wieku – matka pyta ucznia “synu, byłeś miły dla pani w szkole?” oraz “synku, pani w szkole była dla ciebie miła?” Współczesność… Komentarz zbędny…
Autorytet – hasła nie znaleziono…
Google pewnie zna, a czy wasze dzieci również? Nie wydaje mi się, by należało bić nauczycielom pokłony za – bądź co bądź – trudną pracę. “Pani Profesor”… niegdyś wyrażało pełnie szacunku dla belfra, dziś kiedy moi znajomi słyszą że uczniowie szkoły w której pracuję, tak się do mnie zwracają, od razu są poruszeni, a właściwie dlaczego tak? Ano dlatego, by uczeń wiedział, że poza uśmiechem, wiedzą jaką planuję mu przekazać, jest też pewien dystans który należy utrzymać. Nie chcę być koleżanką dla uczniów, okazując im szacunek dla ich postaw, odrębności, oczekuję tego samego.
Oczekuję również, że w moją pracę z kształtowaniem postaw patriotycznych, obywatelskich, zaangażujesz się ty – drogi rodzicu. Nie jestem jedynym nauczycielem, który chce ciut więcej niż tylko przespać zajęcia. Są też uczniowie, którzy chcą coś więcej niż dotrwać do końca lekcji, ale zaniżają poziom także zachowania, zgodnie z tym co proponuje klasa. Moja w tym rola i twoja również, by wyjaśnić dziecku /młodzieży, że może stoimy po dwóch stronach barykady, ale walczymy o ten sam cel – jego powodzenie w przyszłości.
Obyś cudze dzieci uczył!
To formuła przekleństwa, którą niegdyś rzucało się do osoby, której dobrze się nie życzyło. Tak szczerze mówiąc, w dzisiejszych czasach nabrało świeższego, ale tak samo negatywnego nasycenia. Rzeczywiście nie jest łatwo uczyć po 30 osób w klasie, więc jeśli nie potrafisz tego zrozumieć, tym bardziej nie życzę ci tego doświadczenia. Ale gra jest warta świeczki. Rodzicu, świadomie i odpowiedzialnie pomóż nam – nauczycielom w tym zadaniu. Przyjdź na wywiadówkę, zainteresuj się dzieckiem w szkole, nie traktuj tej instytucji jak przechowalni. Nie składaj jedynie na nasze barki wychowania pociechy, bo to się nie uda! Szkoła ma cel wspomóc rodzica, ale nie wyręczyć.
Z nauczycielskim pozdrowieniem!