Strach. Tu nie ma miejsca na radość, na szczęście, na euforię, o której opowiadają inne matki. Narodziny dziecka nie kończą się uśmiechem i tuleniem maleństwa do piersi. Zostajesz sama. Bez dziecka, które przecież jeszcze chwilę temu było bezpieczne, było mu ciepło, spokojnie. Nic nie rozumiesz. Co się stało, jak się stało, że to już? I gdzie ten cały mistycyzm, gdzie cud narodzin, kiedy ty nie możesz ogarnąć myśli, kiedy nie wiesz, co się wokół ciebie dzieje, co się tak naprawdę stało. I kiedy dociera do ciebie, że dziecko, na które czekałaś, które kochasz, za które jesteś odpowiedzialna walczy właśnie o życie… czujesz ból fizyczny, który rozdziera cię od środka. Ból i strach tak silny, że tracisz zmysły, zdolność oceny sytuacji. Wycofujesz się, zamrażasz uczucia. Jakby to się nie stało. Jakby ciebie nie dotyczyło.
W nocy budzi cię płacz dziecka. Ale to nie twoje maleństwo płacze. Leżysz na sali z kobietami, które szczęśliwe tulą do piersi swoje skarby. Odwracasz głowę do ściany. Chciałabyś zasnąć, zatkać uszy, żeby tego nie słyszeć. I tak bardzo się boisz, bo nie wiesz, czy tobie będzie dane przytulić twoje dziecko…
Chcesz uciec. Udawać, że ciebie to nie dotyczy, że nadal nosisz je w brzuchu, przecież miało tam jeszcze być jakieś 13 tygodni. Nic dla niego nie masz. Pokój niegotowy na to nowe życie, które pojawiło się po tej stronie świata tak nagle. W panice myślisz: wózek, łóżeczko, przewijak. To wszystko odkładałaś po 30 tygodniu ciąży, jak już zwolnisz, pójdziesz na zwolnienie. Przecież to jeszcze tyle czasu. Przecież brzuch miał ci opaść, miałaś nie przesypiać nocek na końcówce ciąży. Miałaś śmiać się z tego, że butów nie możesz zawiązać i mąż miał ci pomagać wychodzić z wanny.
A tymczasem zaniepokoił cię ból brzucha. Taki natarczywy. Siedziałaś próbując spokojnie oddychać i powtarzając w myślach: „mamy czas kochanie, mamy czas, nic się nie dzieje”. Ale czasu nie było. Twoje dziecię chciało już na świat, twój organizm już nie chciał tej ciąży. Nie chciał czekać na odpowiedni dla wszystkich moment.
Tak bardzo chciałabyś nie kochać. Byłoby łatwiej, mogłabyś racjonalnie sobie wszystko wytłumaczyć… Nie chcesz widzieć inkubatora, tych wszystkich rurek wokół. Twoje dziecko nie ma różowiutkiej skóry, jak te, które mamy przykładają na twojej sali do piersi… Jest takie kruche, tak zupełnie bezbronne. Jedyne co możesz szeptać nie wiedząc czy ono w ogóle cię słyszy to: „walcz kochanie, walcz, nie poddawaj się”. O to możesz błagać, za tę jego wolę walki oddałabyś wszystko. I ta bezsilność, że na nic nie masz już wpływu. Że ważne są godziny, dni, że obserwują, że jest silny, że powinno być dobrze, ale nikt niczego nie może ci obiecać. Głaskasz swój brzuch dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że jest już pusty, że twój największy skarb, twój cud, na który czekałaś, musiał zamienić go na zimny inkubator, gdzie nie słychać twojego śmiechu, nuconych wieczorem piosenek. Inkubator nie ukołysze do snu tańcem, nie pogłaszcze po główce, nie ma w nim znajomego zapachu, który daje poczucie bezpieczeństwa.
Tam jest tylko bicie malutkiego samotnego serduszka. Jak takie maleństwo ma ogarnąć ten świat, który go przywitał chłodno, który od razu postawił przed nim najtrudniejsze zadanie – walczyć o swoje dopiero co rozpoczęte życie.
Jak będzie wyglądać? Kim zostanie w przyszłości? Jakie będzie miał marzenia, pragnienia? Mamy wcześniaków o tym nie myślą. Skupiają się na każdym kolejnym dniu, na każdej godzinie, na tym, co powiedzą lekarze. I wychodzą ze szpitala same. Wyobrażasz sobie wrócić do domu bez dziecka? Bez tego małego człowieka, które przecież powinno być przy tobie, które tobie powinno ufać, być pewne, że żadna krzywda je nie spotka. A tymczasem jego ciałko jest pokłute, dotykają je obcy ludzie, a nie ty – szepcząca do ucha, że kochasz, że jest twoim największym szczęściem.
Rytm twoich pierwszych tygodni macierzyństwa wyznacza droga między domem a szpitalem. Korytarz, który przemierzasz tak bardzo bojąc się mieć nadzieję, bojąc się kolejnej rozmowy z lekarzami, w ręce ściskając kolejną porcję mleka, to jedyne co możesz dziś dać swojemu dziecku.
Ale pewnego dnia zauważasz, że strach już cię nie paraliżuje. Że umiesz nad nim panować. I ten moment, kiedy dostajesz je na ręce… I te łzy szczęścia, kiedy do ciebie dociera, że tak – jesteś mamą. W końcu. I ta ulga, która pojawia się wraz z myślą, że teraz będziecie już walczyć razem o normalność, że zawsze przy nim będziesz. „Wszystko będzie dobrze, jesteś – to jest najważniejsze” – szepczesz do ucha i mówisz, że kochasz, że nie wyobrażasz sobie życia bez tej małej istoty. Kruchej, a tak cholernie silnej. Pozwalasz sobie na tę miłość, pozwalasz sobie na szczęście, choć wiesz, że możesz jeszcze wiele trudnych momentów na was czekać. W końcu jesteś mamą wcześniaka. Ale jeśli ono wygrało tę walkę, to ty na pewno się nie poddasz. Gdy trzeba będzie, zawalczysz za was dwoje. Bo to twój skarb pokazał ci, co znaczy chcieć żyć. Dlatego jego życie będziesz starać się uczynić najpiękniejszym, bo na to, jak mało kto, zasługuje!
Wysłuchała: Ewa Raczyńska