Go to content

Nie chcę mieć dzieci, czy tak trudno to zrozumieć? I nie, nie będę żałować swojej decyzji, może wy żałujecie swojej?

Fot. iStock/Marcin Wiklik

Powiedzieć w naszym kraju „Nie chcę mieć dzieci” to skazanie się na ostracyzm. Oczywiście wtedy, kiedy mówi to kobieta. Z wielką uwagą przeczytałam tekst Macieja Rębisza o kobiecie, która nie chce mieć dzieci. I chociaż autor zarzekał się, że nie miał w ogóle zamiaru oceniać decyzji swojej znajomej, to jednak tekst wybrzmiał tak, jak wybrzmiał.

Pomyślałam: „Znowu”, tak – znowu kobieta, która stawia na siebie, na karierę, na własny rozwój widziana jest jako skrajna egoistka, bo nie dba nawet o potrzeby swojego partnera, który tylko po cichu za jej plecami mówi, że on to jednak ojcem chciałby być.

Wiele słyszałam na swój temat. Znam na pamięć te wszystkie niekoniecznie wypowiedziane głośno w mojej obecności:

„Jeszcze będzie żałować swojej decyzji”

Zawsze mam ochotę spytać: „A może to wy żałujecie swojej?”, co to w ogóle za pewność. Jeśli w swoim życiu czegoś żałuję, to czasami tego, że wdaję się w takie bezsensowne dyskusje, dzisiaj już wiem, że nikogo nie przekonam. Są mądrzejsi, którzy przecież wiedzą lepiej, czego ja chcę. Że też się jeszcze nie przyzwyczaiłam.

 „Zachce się jej dzieci, jak już będzie za późno”

Jakby termin przydatności kobiety kończył się w momencie, kiedy nie może mieć już dzieci. Jak już nie może, to nic nie jest warta. Brawo za takie myślenie! Trudno o coś głupszego. Jakby jedyną funkcją życiową kobiety było rodzenie dzieci, bo przecież w końcu jej się „zachce”, jest tak zakodowana, nie może naruszać zastanego porządku świata. A właśnie, że może i ma na to ochotę!

„On ją na bank zostawi, na pewno chce mieć dziecko”

I ona na pewno się przestraszy i wtedy zajdzie w ciążę, bo przecież nie ma nic gorszego niż wizja porzucenia. Znam mnóstwo par, które są razem tylko dlatego, że ona pewnego dnia na teście ciążowym zobaczyła dwie kreski. To jak znak od Boga: „i teraz musicie być razem”, jakby test był testem na ich związek. Nie zaszłaby w ciążę, może szukałaby dalej, ale już przyklepane i koniec. Nie pytam już: „Byłabyś z nim, gdybyście nie mieli dzieci”, bo to pytanie zbyt często trafia w czuły punkt. My jesteśmy razem, chociaż dzieci nie mamy, nie dziecko scala nasz związek.

 „Co to za życie, bez dzieci”

Życie takie, jakie lubię. Z ustalonym porządkiem, rytmem, z czasem na wyjście do kina, do teatru, na jogę, z czasem na medytację i na wyjazd na wakacje, gdzie podróżujemy tylko autostopem. Nie, nie czuję się przez to lepsza. Szkoda mi tych kobiet, które mówią, że czasu nie mają na przeczytanie książki, bo cały czas dzieci. Pewnie jak będą większe i one ten czas znajdą. A teraz – po prostu mamy różne życia.

„Egoistka dba tylko o swoją wygodę”

Egoistka to dla kobiety najgorsza obelga, bo przecież ona nie ma prawa być egoistką, musi się poświęcać rodzinie, dzieciom, mężowi. Musi zrzec się swoich marzeń i planów na rzecz innych. W takim kulcie zostałyśmy wychowane – Matek Polek, dla których potrzeby inne muszą być ważniejsze od ich własnych. Dlatego blady strach pada na te, które chcą się z tego kieratu wyrwać. Najczęściej coraz więcej jest takich kobiet, także tych, które mają dzieci. I teraz nie wiem, co gorsze – być uważaną za egoistkę, gdy jest się matką, czy wtedy, gdy się nią nie jest?

To jakaś masakra, to udowadnianie mi, że się mylę, że moja decyzja jest zła.

Czy tak trudno zrozumieć, że kobieta może po prostu nie chcieć dziecka, zwyczajnie, nie chce. I tyle. I koniec. Czy można jej po prostu nie oceniać, nie dyskutować o jej decyzjach, zająć się własnym, a nie jej życiem. Ona naprawdę wie, co robi i za nic ma wszystkie „dobre rady”, jakimi każdy chce ją obdarzyć. Dlaczego inni tak bardzo chcą wtykać nos w cudze życie? Niech zajmą się w końcu własnym.

Wiecie, co sobie czasami myślę, że ludzie tak mnie namawiają na dziecko, bo sami nie chcą być w tej rodzicielskiej niedoli, bo wiadomo, że dziecko to zawsze (choć oczywiście nie tylko) problem, to w pewnym stopniu zmiana dotychczasowego pojęcia wolności, na kilka lat ograniczenie, zmiana priorytetów czasami przymusowa. Tak wiem – już co niektórzy rodzice się oburzają, że co ja mogę wiedzieć, że sobie projektuję, jak to jest mieć dziecko i widzę to tylko w czarnych barwach. Tyle, że ci rodzice wszystko chcą widzieć w różowych i za skarby świata nie przyznają mi racji, bo boją się, że jak powiedzą: „Kurde dziecko, to problem” sami skażą się na potępienie innych, usłyszą: „Trzeba było oddać, są ludzie dla których dziecko nie byłoby kłopotem”. Naprawdę nie można wyrażać swojego zdania, a posiadanie dziecka traktować jak jajko – z którym nadzwyczaj delikatnie należy się obchodzić?

Nie mam dziecka i nie zamierzam mieć. Jestem z facetem, który też nie chce mieć dzieci. Nie mam ochoty tłumaczyć się, usprawiedliwiać trudnym dzieciństwem, rodzicami, błędami przeszłości. Nic takiego nie miało miejsca. Lubię dzieci, ale cudze i na chwilę. Swoich nie chcę mieć. Dbam o siebie, żebym jak najdłużej sama mogła sięgać po szklankę wody. Swoją drogą, jeśli argument, że jak będę stara i schorowana, nie będzie się miał kto mną opiekować, ma przemawiać za tym, by dziecko posiadać, to współczuję tym dzieciom, których rodziców właśnie to przekonało!