Przyjrzyj się uważnie jego minie – jest ponura. Siedzi wychudzony w ciemnym długim płaszczu, w ręku trzyma kosę, którą ucina każdy przebłysk radości, optymizmu i entuzjazmu. Każe ci uwierzyć, że: „Są sytuacje, z których trudno wyjść”, „Są chwile, w których nie można sobie pozwolić na błędy, bo zbyt wiele kosztują”, „Życie torpeduje nas sprawami, które nas przerastają”, „Po głowie dostają zwykle ci lepsi, a ci, którzy mniej się starają, nie przejmują się krytyką”, „W dzisiejszym świecie jest za dużo kłamców, oszustów i udawaczy”, „Nie można się cieszyć, skoro na świecie jest tyle cierpienia”.
Wciąż podsuwa: „Pomyśl o ludziach złamanych przez życie, o tych, którzy nie zaznali prawdziwej radości tylko dlatego, że urodzili się tam, gdzie nie ma cywilizacji”, „Życie nie jest ani sprawiedliwe, ani bezbolesne, ani takie wspaniałe, jak wielu chciałoby wierzyć”, „Nie ma prostych odpowiedzi, już w to nie wierzę”. Po co więc w ogóle się wysilać i wstawać z łóżka? Lepiej od razu palnąć sobie w łeb; nie sądzisz, że to oszczędzi wszystkim trudu?
Powiem szczerze, że pisząc te słowa, sama mam ochotę odejść od klawiatury, wybiec do ogrodu i wykopać sobie grób… Niestety jako osoba z ogromnym entuzjazmem jestem często zasypywana podobnymi argumentami. Zawsze wtedy biorę głęboki wdech, robię wydech i najpierw uwalniam się od pomieszania i ciężaru słów, którymi uraczył mnie Pan Wiecznie Ponury. Następnie odpowiadam: „Kiedyś usłyszałam mądre słowa: «Jeśli chcesz pomóc komuś, kto siedzi w rowie, nie wchodź do niego»”.
Zatem nie wchodzę i z niegasnącym optymizmem podaję mojemu rozmówcy rękę, która wcale nie zostaje pochwycona! Choć to zdumiewające, jest wiele osób, które budzą się rano wyłącznie po to, by czuć się udręczone, przybite, nieszczęśliwe. Posiadanie problemów i zamartwianie się jest ich sposobem na życie. Jeśli aktualnie nie mają problemu, to Pan Wiecznie Ponury wyszuka temat, którym powinny się zająć. Wystarczy włączyć wiadomości, a problemy wysypią się jak asy z rękawa: głodujący w państwach Trzeciego Świata, pikietujące kobiety, pobite dzieci, wojna z islamem.
Jeśli to za mało cię dotyka, bo jest zbyt oddalone, zawsze możesz wrócić do bliższej rzeczywistości i sprawdzić, czy u twoich koleżanek nie wydarzyła się tragedia. Bierzesz telefon i obdzwaniasz kontrolnie według listy z kajetu. Na twoje szczęście Zośka się rozwodzi, siostra cioteczna Kryśki została zdradzona, no a ten sąsiad spod sześćdziesiątki poważnie zachorował.
Uff! Jesteś uratowana, inaczej musiałabyś zwrócić wzrok na własne życie i na realny świat, który znajduje się tuż przed twoim nosem. Nie masz jednak na to czasu, przecież takie zamartwianie się może w całości pochłonąć twoją uwagę! A ile to zużywa energii! Wciąż jesteś zajęta „ważnymi sprawami”, takimi jak cierpienie ludzkości, globalna sprawiedliwość, moralność sąsiadów, kwestie życia i śmierci, głód na świecie, wybuchy jądrowe, skażenie środowiska, no i na koniec (ostatnia deska ratunku!) naglące pytanie: „Kiedy Słońce stanie się czerwonym olbrzymem…?”. Przecież to oznacza zagładę ludzkości! Jakim trzeba być lekkoduchem, by się tym nie zajmować! Czy ktoś ma prawo oskarżyć cię o lenistwo, brak refleksji czy brak działania? „Chyba żartujesz!” – oburzasz się.
Oczywiście masz rację… Przecież twoje myślenie ma znaczący wpływ na rozwój wypadków, prawda? Jeśli przestałabyś się (nie daj Boże!) tym zajmować, natychmiast zwiększyłaby się liczba klęsk, a ludzie byliby jeszcze bardziej nieszczęśliwi niż w tej chwili! Zdarza się również, że zajmowanie się cierpieniem świata jest niedostatecznie dojmujące – no bo jakkolwiek by było, dotyka innych, więc wymaga od ciebie empatii. Nic prostszego! Pan Wiecznie Ponury przeniesie twoją uwagę na coś bardziej osobistego – twój związek, przyszłość, przeszłość, pracę lub jej brak. Niektóre związki za budulec używają cierpienia, wciąż wspierają się we wszelkich udrękach, emocjonalnych upadkach, psychologicznych odkryciach, zanurzają się w swoją podświadomość i wydobywają z jej mroków wspomnienia z dzieciństwa, z poprzedniego małżeństwa: „Pamiętam, jak wtedy cierpiałam – mówię ci to po to, byś lepiej zrozumiał moją duszę!”. W zasadzie wybór czegokolwiek innego niż cierpienie jest bardzo trudny. Ponadto zajmowanie się tymi sprawami jest niezwykle złożone, więc musisz wciąż używać intelektu, by to zrozumieć, rozpracować, by nad tym zapanować i móc się poczuć bezpiecznie. Zatem wciąż analizujesz, porównujesz, sprawdzasz. Nie możesz się rozluźnić i zrelaksować, nie masz czasu na takie głupoty!
Nawet nie zauważasz, że tkwisz w błędnym kole. Paradoks polega na tym, że nawet jeśli życie mogłoby być proste, to Pan Wiecznie Ponury do spółki z intelektem na tyle skomplikują sytuację, że w rezultacie wykrzykniesz: „A nie mówiłam, że to nie jest takie proste!?”. Będziesz wciąż wikłać się w wątpliwości, rozpatrywać wiele opcji i scenariuszy – Chryste! Jak to wszystko ogarnąć w jednym momencie, w jaki sposób uporządkować? Przecież jest tyle danych (które sama wcześniej uparcie gromadziłaś w procesie obserwowania…), tyle zmiennych (które sama wcześniej ustaliłaś na podstawie porównań…), tyle opcji (które wykreował twój intelekt…) i wciąż brak pewników, ostatecznych danych – w tym punkcie muszę ci zmartwić: w zmiennej rzeczywistości nigdy ich nie zdobędziesz.
Jak możesz więc podjąć trafną decyzję? Zagubiona i przytłoczona udajesz się do księgarni, by poszukać inspiracji; po chwili namysłu kupujesz poradnik Skalskiej (wygląda obiecująco) i zaczynasz czytać jej rady. Po kilkunastu stronach stwierdzasz jednak zrezygnowana: „To nigdy nie jest takie proste!” i wściekła wystawiasz książkę na Allegro. Nawet nie próbujesz zastosować którejkolwiek ze wskazówek: „Świadome oddychanie? A co to ma niby dać?”, „Medytacja? A jak to niby ma pomóc głodującym?”, „Obserwowanie myśli? Nie mam na to czasu, wciąż mam tyle spraw do rozstrzygnięcia”. Hmm… czy już zaczynasz chwytać, jak działa ten mechanizm? Pan Wiecznie Ponury, przeczuwając swój koniec, w akcie desperacji zaczyna pokrzykiwać: „Nie czytaj tego, przecież masz ważniejsze sprawy! Nie szkoda ci czasu na te farmazony?” Ty jednak jesteś nieustraszona! (Dlatego czytasz dalej. Gratuluję!) Oto ważna informacja dla ciebie: zawsze gdy masz poczucie, że rzeczy nadmiernie się komplikują, że twoje życiowe rozterki, na przykład: „Czy lepsza przyszłość czeka mnie z Józkiem, czy ze Staszkiem?”, niebezpiecznie zaczynają przypominać łamigłówkę, jest to pewny znak, że w twoje życie wdarł się nadmierny intelektualizm. Oznacza to, że analizujesz, oceniasz, piszesz scenariusze, a to może skomplikować najprostszą sytuację.
Czasami bowiem prościej znaczy mądrzej. Jednak by to zrozumieć, trzeba przestać unosić się na wysokości lamperii wśród „niezwykle ważnych spraw” i stanąć na własnych realnych nogach przed „mniej ważnymi sprawami”. „Po prostu zauważaj naturalną kolej rzeczy. Działaj z nią, a nie przeciwko niej. Próba zmiany tego, co jest, jedynie stwarza opór” – powiedział kiedyś chiński myśliciel Lao-Cy. Zabawnie proste, nieprawdaż? Po prostu zauważaj… a może przez przypadek zobaczysz w codziennych mrokach kwitnącą jabłoń całą obsypaną bielą lub poczujesz szorstki język psa na swoich stopach i zupełnie przez przypadek cichutko się roześmiejesz.
Zdecyduj, czy to przekonanie cię wspiera. Odpowiedz na poniższe pytania
1. Czy to przekonanie mi służy?
2. Czy ta myśl czyni mnie szczęśliwszą?
3. Czy dzięki tej myśli czuję się człowiekiem wolnym i rozluźnionym?
4. Jakie korzyści odnoszę, utrzymując tę myśl? a) nie muszę czuć, mogę intelektualizować, mam więc poczucie kontroli, b) mogę stać w miejscu, co pozwala mi czuć się bezpiecznie, nie muszę bowiem mierzyć się z nowymi sytuacjami; przebywam w swojej strefie komfortu, wciąż analizując, c) komplikując, czuję się mądrzejsza.
5. Co tracę, utrzymując tę myśl? a) stoję w miejscu, tracę szansę rozwoju i zmiany, b) mam wiele wątpliwości, c) mam natłok myśli, czuję się zmęczona ciągłą pracą intelektu, d) czuję się bezradna, zastopowana, e) ciągle kombinuję.
Moje antidotum na przekonanie:
Szukam prostych rozwiązań. Prostota oznacza przejrzystość i lekkość.
Stwórz swoje antidotum na przekonanie i zapisz je na kartce.
Dagmara Skalska