Jesteś dorosła. Dowód osobisty masz w portfelu od jakiś 10 lat, prawo jazdy (pierwszy samochód kupił ci tata) – od siedmiu. Mieszkanie (prezent od rodziców na zakończenie studiów) urządzałaś kilka razy, bo nie byłaś pewna, jak właściwie powinno wyglądać. Na ślub z K. zgodziłaś się „bo tak wyszło”, ale o założeniu rodziny myślisz z przerażeniem, choć wiesz, że twój narzeczony marzy o dzieciach. „Jakoś to będzie” – mówisz sobie, albo jeszcze: „Pomyślę, o tym później”. W przypadku Scarlett O’Hara, twojej ulubionej bohaterki – działało. Ty masz jeszcze rodziców, gotowych ratować cię z każdej opresji. Żyjesz jak w bajce, nie w realnym świecie, bo też niewiele masz realnych problemów. Taka „królewna” tatusia. Czemu więc czujesz się „pusta”, smutna gdzieś w środku? Dlaczego przyszłość coraz bardziej cię przeraża?
Mama
Mama jest silna, apodyktyczna, nie lubi, kiedy zbyt długo podejmujesz decyzje. Właściwie nadal podejmuje je za ciebie. W szkole podstawowej wybierała ci koleżanki, tak jak zajęcia pozalekcyjne. „Z tą dziewczynką się nie baw, ona ma brudną sukienkę” – słyszałaś, chociaż ciebie właśnie małe serduszko ciągnęło w kierunku pyzatej, wiecznie umorusanej i uśmiechniętej buzi. Po szkole angielski, balet albo francuski i taniec współczesny. Lalkami mogłaś pobawić się chwilę przed spaniem, kiedy odrobiłaś lekcje i powtórzyłaś nowe, francuskie słówka. Albo wtedy, kiedy do mamy przychodziły ciocie ze swoimi córeczkami. Mama nazywała je twoimi przyjaciółkami, ale dziś nie pamiętasz nawet dobrze ich imion. Nie, nie żałujesz tych znajomości. Tak bardzo chciałaś mieć przyjaciółkę od serca. Od Twojego serca.
Mama cię kocha, czujesz to. Ale bardziej jak swoje ciągle niedoskonałe dzieło, które tworzy, poprawia, koryguje, poucza. Po maturze (zdałaś najlepiej), chciałaś iść na Politechnikę, bo lubisz grafikę komputerową. – Nie ma mowy – powiedziała ci mama i zawiozła cię, razem z papierami, na uniwersytet. Skończyłaś zarządzanie. Przecież wiadomo – staż zrobisz w firmie taty, potem zostaniesz jego prawą ręką. W końcu przejmiesz firmę. Tata zawsze będzie mógł ci doradzać. Tak po prostu musi być.
Tata
Wzór mężczyzny. To znaczy, tak ci się zawsze wydawało. Zdecydowany, Kiedy trzeba potrafi zakląć, zadziałać, kiedy ci smutno – przytuli i kupi „nagrodę pocieszenia”. Nieważne, że nie zasłużyłaś.
Prezenty. Odkąd pamiętasz dostawałaś ich od niego całe mnóstwo, bez okazji. Ot, po prostu zobaczył świetną sukienkę, fajną grę, nową zabawkę, która mu się spodobała – natychmiast musiałaś ją mieć. Wpadał do twojego pokoju, podrzucał kolorową torebkę i patrzył tylko, czy się uśmiechniesz. Musiałaś się uśmiechnąć, potem wychodził, zadowolony z siebie, że taką przyjemność ci sprawił.
Albo wtedy, kiedy uczyłaś się wiersza cały tydzień, ale na konkursie recytatorskim zjadły cię nerwy i nie powiedziałaś ani słowa. Płakałaś, kiedy zjawił się z olbrzymim misiem z czerwonym sercem w łapce. Nie rozumiał, że zamiast tulić misia, chciałaś usłyszeć co zrobić, żeby serce nie biło tak szybko, żeby ten strach nie paraliżował tak mocno…
Tata jest zaborczy. K. toleruje dlatego, że to syn szefa dużej spółki. Pracowity, zdolny. Zapewni ci wszystko. Że bywa wulgarny, że szybko się niecierpliwi? Chyba taki powinien być facet? I żadnego tam życia „na kocią łapę”. Musi być ślub i koniec. Dwa lata „chodzenia” starczy. Pora wziąć się za organizację tej kosztownej imprezy.
Masz 28 lat, za dwa lata skończysz 30. Wszystko, co masz, dostałaś od kogoś, na nic nie zapracowałaś w pełni samodzielnie. Niczego nie zaplanowałaś sama, nie spełniłaś ani jednego, swojego marzenia. Ta świadomość ciąży ci coraz mocniej. Rodzice roztoczyli nad tobą parasol ochronny, kontrolując każdy aspekt twojego życia. Twoja mama wie nawet, kiedy kończą ci się pigułki antykoncepcyjne, tata, niczym system komputerowy przypomina o wizytach kontrolnych u lekarza i wypełnia za ciebie PIT.
A twój narzeczony tak bardzo przypomina ci twojego ojca. Starszy o pięć lat, zdecydowany i bez przerwy obsypujący cię prezentami, których nie potrzebujesz. Kiedy zaczęliście się spotykać, pomyślałaś, że z nim poczujesz się bezpiecznie. Dziś myślisz, że nigdy nie rozmawialiście o tym, jakie przeczytaliście książki, ani gdzie chcecie pojechać kiedyś, w przyszłości, gdy będziecie już dziadkami… Kiedy ci się oświadczał, w obecności rodziców, w ostatnie Boże Narodzenie, płakałaś. Wszyscy myśleli, że to ze wzruszenia. A z ciebie wylewał się strach. Lęk przed życiem, które nie jest twoje.
W pewien piątkowy wieczór, wychodzisz z domu. Jest maj, wszystko kwitnie, w powietrzu unosi się zapach bzu. Oddychasz, szybko, jakbyś chciała złapać tym oddechem całą odwagę, której brakowało ci przez te kilkanaście lat, kiedy żyłaś pod kloszem. I w tym momencie zaczynasz rozumieć, że to ostatni moment, żeby poznać życie. To prawdziwe. Widzisz teraz jasno, że ty nic nie umiesz, że bez nich – tych wszystkich ludzi wokół, nie potrafisz nawet zdecydować, jaką kawę wolisz – mocną i aromatyczną, czy tę „pół na pół” z mlekiem. Powoli układasz plan, chyba pierwszy w swoim życiu. Nie będzie łatwo, ale uwolnisz się. Nie, nie uciekniesz. Wiesz, że uciekanie nie pomoże ci odnaleźć siebie. Ty po prostu nauczysz się rozróżniać co jest dla ciebie najlepsze. Nie chcesz być już małą dziewczynką. Powoli odzyskasz kontrolę nad swoim życiem. Wierzę, że ci się uda.
Dla A.