„Zatańczysz, jak ci zagram” – mówiłaś do niego raz po raz. I tańczył, bo wierzył, że tak trzeba. Tańczył, bo zrobiłby wszystko, żebyś była szczęśliwa. To się nigdy nie kończyło. Ból, który zadawałaś niespodziewanie, zostawał w nim na długo potem, jak z twoich ust wypadły raniące słowa. Tak długo jak myślał o tym, dlaczego właściwie to powiedziałaś. Czy ty go kochasz, czy nienawidzisz? Sam wiele razy się zastanawiał nad tym, czy jeszcze cię kocha. I zawsze odpowiadał sobie „tak”. Choć miłość do toksycznej kobiety jest piekłem.
Mieliście dobre momenty i dlatego nie mógł od ciebie odejść. Trzymał się ich kurczowo, tak jakbyś była alkoholiczką, która wpada w swoje ciągi picia, a potem na chwilę wraca do normalności. Wierzył, że z czasem tych dobrych momentów będzie coraz więcej, tych złych – coraz mniej. Że cię zmieni. Nie, raczej – że ty się zmienisz dla niego, bo dowiedzie ci swojej miłości. Wierzył w ciebie, w was, w twoje „kocham cię” i „potrzebuję ciebie”. Kto by nie uwierzył? Jesteś przekonywująca.
Był z tobą wtedy, kiedy wszyscy mówili mu: „zostaw ją, ona cię niszczy”. Nie udawaj, doskonale rozumiesz, jak bardzo go niszczyłaś. Wracałaś do domu i wydzwaniałaś po kilkanaście, kilkadziesiąt razy z pytaniem, dlaczego go jeszcze nie ma. Traktowałaś go jak swoją własność – jego czas był przecież twoim czasem. Poszedł na kawę, bez ciebie? Nie miał prawa się tak zachować. Wszedł do księgarni, kupił sobie nowy kryminał? Jak mógł, bez konsultacji z tobą? Dla ciebie rzucił to, co kochał – maratony. Bo nie mogłaś znieść, że miał coś swojego. Nie mógł mieć nic swojego, bo nie mogłabyś mieć nad tym kontroli.
Był przy tobie, kiedy wykrzyczałaś, że do żadnego psychologa nie pójdziesz, bo nie jesteś psychiczna i żeby się lepiej zajął sobą i swoją nienormalną matką. Obrażałaś ją chyba w każdej kłótni, prawda? A jednak, ona nigdy nie stanęła między wami, on by na to nigdy nie pozwolił, zbyt mocno cię kochał. Wiele kobiet by to doceniło, ty nie. Ty nie potrafiłaś docenić nic. Brałaś wszystko, ale nie potrafiłaś dać z siebie nic, prócz ciągłych wyrzutów, uwag, komentowania waszych osobistych problemów przy znajomych. I wywlekania najdrobniejszych błędów. Nie wiem, jak on mógł to znieść.
Był, kiedy kontrolowałaś jego maile i czytałaś SMS- y. „Jak ty do niej piszesz, dlaczego ta uśmiechnięta buźka?” – komentowałaś, dociekałaś, węszyłaś romans. Nie potrafiłaś zaufać, nigdy. Wiedziałaś lepiej.
Strona 1 z 2
czytaj dalej