Zbliżają się Święta, a ja znów w żołądku czuję ten nienaturalny niepokój, ten ścisk, który nie pozwala mi się wyluzować, odpuścić i po prostu cieszyć się nadchodzącym czasem.
Tak wiem, że może wyolbrzymiam, że może robię z igły widły i jak to mówi czasami moja mama – powinnam być mądrzejsza i pewne rzeczy olać. Ale nie potrafię. Nie potrafię przejść na porządku dziennym do sytuacji, kiedy ktoś próbuje podkopać mój autorytet, kiedy nie szanuje mnie, ani relacji w mojej rodzinie, ba – nie szanuje mnie, choć oczywiście zaprzeczałaby, gdybym próbowała znowu z nią to wyjaśnić. Już dawno straciłam nadzieję, że między nami może być normalnie, że możemy spotykać się i chociaż szczerze być wystarczająco dla siebie miłym, a nie ciągle walczyć, gdzie polem bitwy jest mój własny dom, a teściowa próbuje moje dzieci wziąć za jeńców.
I wiem, że są teściowe i dobre, i fantastyczne. I chyba niczego nie zazdroszczę innym kobietom, jak fajnych relacji z matką ich partnerów, albo tego, że ich już po prostu nie ma.
To mama mojego męża, najbliższa mu rodzina. Nigdy nie stanę bezpośrednio przeciwko niej, bo choć on dostrzega jej wady, to przecież ją jednak kocha… To jego mama, babcia moich dzieci.
Ale przez ten jeden okres w roku, kiedy myślę, że część nadchodzących Świat spędzimy w jej towarzystwie czuję dreszcze na plecach, bo nie wiem, do czego ona się posunie, co powie, jak się zachowa.
To nie jest tak, że mąż z nią nie rozmawiał, że ja nie próbowałam… Nie, ona jest tą nieomylną, kochającą do granic wytrzymałości swojego syna i zabijająca nastrój każdej z naszych rodzinnych uroczystości. Nauczyłam się już zagryzać wargi, nie dawać się ponieść emocjom. Bo na co to komu. Co to da, że zwrócę uwagę, że po cichu poproszę, by przestała. Ona i tak oznajmi to całemu światu, żeby pokazać, jak biedna jest, jak traktuje się niedołężną (raptem lat 63) kobietę.
A przecież ja nie wymagam zbyt wiele. Kochana teściowo, chciałabym cię tylko prosić, żebyś w te Święta:
– Nie komentowała: „Po co tyle jedzenia” – nie ty je przygotowujesz, a mi wystawienie 12 tradycyjnych potraw sprawia prawdziwą przyjemność.
– Nie pytała nim cokolwiek powiesz, czy ciasto kupne, czy sama robiłam. Wiem, że twoja opinia zależna będzie od tego, czy ja je piekłam – zawsze znajdziesz jakąś wadę, czy kupione – choć tu i tak nie oszczędzisz mi twojego: „no żeby na Święta nie piec samemu”.
– Nie zabierała w ogóle głosu w sprawie wystroju naszego domu – bo choinka żywa i po co, przecież zaraz będzie się sypać i pewnie tylko same kleszcze w niej przynieśliśmy. Tak, wiem, że w twoim domu stała mała choineczka, byleby tylko zbyt dużo miejsca nie zajmowała – w naszym domu – moim i twojego syna choinka jest ogromna, żeby każdy mógł sobie obok niej usiąść i zaśpiewać kolędy.
– I tak, wiem, że moje pierogi kolejny rok z rzędu nie będą ci smakować, bo ciasto za grube, albo za cienkie – ale wybacz przestałam je robić po to, by tobie smakowały, mają smakować moim dzieciom.
– Nie pytała, ile kosztował prezent dla moich dzieci, bo one nadal chcą wierzyć w św. Mikołaja i nie mów, że są zbyt duże na „takie bzdury”, nie odzieraj tych Świąt z magii, jaką daje nam obecność dzieci.
– Nie zwracała uwagi, że moje dzieci ubrały się twoim zdaniem niestosownie, że krzywo siedzą przy stole, że rozmawiają i śmieją się – to są Święta, czas radości, czas rodzinnej kolacji, właśnie śmiechów, rozmów i wzruszeń – które ty zawsze wyśmiewasz.
– Pamiętała proszę, że w naszym domu szanujemy zdanie innych i dajemy im prawo się wypowiedzieć, że zasada „dzieci i ryby głosu nie mają” u nas nie funkcjonuje.
Nie musisz mnie kochać, ale chciałabym, żebyś w końcu, po niemal 15 latach mojego małżeństwa, uwierzyła w końcu, że nie chcę zrobić krzywdy twojemu synowi, że nie buntuję jego i dzieci przeciwko tobie – to ty sama swoim zachowaniem masz na to wpływ. Ale tak, wiem – łatwiej obarczyć winą mnie – niewdzięczną, niż zobaczyć winę w sobie. Pogodziłam się z tym, próbuję to dźwigać, wiedząc, że twój syn stoi po mojej stronie, że jest dla mnie wsparciem.
Chciałabym, żebyś tylko jedno zrozumiała – że to właśnie jemu robisz największą przykrość, nie mi, nie moim dzieciom, ale właśnie jemu, który rozdarty między swoją rodziną a miłością do ciebie, woli unikać wspólnych spotkań, niż zderzać się z twoim brakiem akceptacji, o zrozumieniu już nie wspomnę.
Nie jestem twoim wrogiem, choć pewnie łatwiej by ci było tak o mnie myśleć. Ale pamiętaj – on jest moim mężem, twoim synem – i tak zawsze będzie. Ja go nie stracę – tyle razem przeszliśmy, że choć wiem, że niczego na 100% nie możemy być w życiu pewni, to jednak w jego miłość do mnie wierzę. A ty – ty możesz go stracić, na własne życzenie. Dostrzeż to w końcu. Zamiast szeptać mu do ucha łamiąc się opłatkiem, że jest najważniejszym mężczyzną w twoim życiu, powiedz mu w końcu, że jesteś z niego dumna. Z niego i z rodziny, którą stworzył. O to tylko cię proszę.