Dziś mam ponad 40 lat. Mogę powiedzieć, że los się nade mną zlitował. Mam rodzinę, jestem kochana i szanowana, ale przeszłość nadal depcze mi po piętach. Nie jestem w pełni spokojna. Ojcu wybaczyłam, matce i siostrze nie potrafię. Nie czuję się w pełni kompletna i szczęśliwa. Mąż pewnie namawia mnie na terapię, uważając że przeszłam ciężką traumę w dzieciństwie i że tylko rozmowy z psychologiem pomogą mi odzyskać siebie. Ja się bardzo boję. Wiem, że nie będę już wtedy taka sama. I dlatego się waham. Czy im przebaczę, czy wybaczę sobie i czy pokocham nową siebie?
Scena 1
Mam kilka lat, jestem drobna, chuda, wiecznie potargana i brudna. Mieszkam w małym miasteczku, w starej kamienicy, która zapomniała już lata swojej świetności. Zajmujemy z rodzicami i rodzeństwem jeden pokój, z ciemną cuchnącą kuchnią. Łazienka jest tak stara i zniszczona, że myjemy się w misce, a z toalety korzystamy na zewnątrz, ze starego niegdyś wychodka, który był ponoć przeznaczony dla służby. Z tych wczesnych lat pamiętam smród z tego miejsca, brud, stęchliznę i jakiś dziwny niepokój, którego jako dziecko nie umiałam nazwać. Myślałam, że tak żyją wszyscy. Że rodzice piją na umór, że tata bije mamę i dzieci, bo taka jest jego rola. I że rodzice jedzą najpierw, a dzieci dojadają resztki.
Scena 2
Chodzę już do szkoły. Nie wiem jakim cudem matka się ogarnęła i mnie tam zaprowadziła. Raz pokazała drogę. Potem musiałam już sobie radzić sama. Patrzyłam na świat wielkimi oczami. Inni rodzice nie bili dzieci, odprowadzali je do szkoły, dawali im jedzenie do szkoły. Pani była miła, uśmiechała się, nie przeganiała nas, nie wyzywała. Uwielbiałam ją i często wyobrażałam sobie, że to moja mama. Taka dobra, spokojna i czysta. Moja prawdziwa śmierdziała, zawsze była zła, często pijana.
Krzyczała albo na nas, albo z bólu, gdy ojciec ją lał. Bezbłędnie nauczyłam się rozpoznawać, kiedy zacznie, wtedy to czy zima, czy lato w środku nocy na bosaka leciałam albo do budki telefonicznej, albo do kamienicy obok, gdzie mieli telefon i mogli zadzwonić po pomoc. Szybko wracałam potem do domu i brałam miskę żeby posprzątać krew. Ojciec bił zawsze matkę do krwi. Gdy przychodziła policja, my nie chcieliśmy nigdzie iść. Panicznie bałam się, że poza domem będzie jeszcze gorzej. Zresztą ojciec nas tym straszył, więc gdy policja przyjeżdżała, śladów krwi już nie było i wszystko wyglądało tylko na sprzeczkę. My zostawaliśmy w domu, a policja miała święty spokój.
Scena 3
Kończę podstawówkę. Jestem najmniejsza i najchudsza w klasie. Nie miesiączkuję, na bilansie stwierdzają, że jestem niedożywiona. Nikt jednak z tym nic nie robi. Wszyscy wiedzą z jakiej patologii jestem. Myślą, że skończę jak matka. Będę pić, szybko zajdę ciążę, nie zdobędę wykształcenia. Nie mam przyjaciółek. Nikt nie chce się ze mną kolegować, bo śmierdzę. Nie nauczono mnie higieny. Jestem wiecznie głodna, wyczerpana. Czuję się odpowiedzialna za moje młodsze rodzeństwo, które też próbuje przetrwać. Patrzymy na siebie jak na wrogów. Kto dostanie coś do jedzenia? Komu ojciec w przypływie litości da parę groszy? Kogo matka pogłaszcze, gdy się jej przypomni, że ma dzieci? Raz to ja dostąpiłam tego zaszczytu. Wówczas to z zazdrości moja młodsza siostra wbiła mi nóż w plecy. Przez kilka tygodni leżałam w szpitalu z odmą płucną. Gdyby mnie dźgnięto od przodu, pewnie bym nie żyła.
Scena 4
W szpitalu, o dziwo, odwiedzały mnie koleżanki że szkoły. Nie wiem, czy to była sprawka wychowawczyni, czy fakt, że o mojej sytuacji pisała lokalna gazeta. W szpitalu byłam czysta, najedzona zadbana, nie wzbudzałam odrazy i okazało się, że jestem fajna. Że z tych kilku dziewczyn dwie naprawdę mnie polubiły i bardzo w życiu pomogły. To za ich namową poszłam do szkoły zawodowej. Okazało się, że mam dryg do fryzjerstwa. Nauczyłam się dbać o siebie, po cichu zaczęłam zarabiać jakieś grosze, obcinając ludziom włosy w domu. Mieszkałam w internacie, miałam wyżywienie. Kilka pięknych dusz bardzo mi wtedy pomogło, bym stanęła na nogi. Przynajmniej fizycznie.
Z rodziną nie miałam kontaktu. Emocjonalnie bardzo to przeżywałam. Matka piła nadal. Nie wspierała żadnego ze swoich dzieci. Ojciec zmarł gdzieś w jakiejś melinie. To ja mu zorganizowałam pogrzeb, na który nikt nie przyszedł. Miałam jednak czyste sumienie, że zachowałam się jak trzeba.
Scena 5
Skończyłam szkołę, pracuję, poznaję wspaniałego chłopaka, chcemy być razem, zakładamy rodzinę. Ja, nienauczona miłości, kocham mojego męża i jego rodziców całym sercem. Zostaję matką. I uczę się kochać. Zapraszam matkę i siostrę do siebie. Wydaje mi się, że jestem gotowa na konfrontację i że pokonałam demony. Gdy mnie okradają podczas gdy ja robię herbatę, załamuję się. Nie śpię po nocach, w pracy jestem rozkojarzona. Mąż namawia na terapię, ale ja się boję. Na siłę jem, wstaję z łóżka, pracuję, zajmuję się dziećmi. Mąż i przyjaciele bardzo mnie wspierają. Wracam do siebie.
Scena 6
Dziś mam ponad 40 lat. Mogę powiedzieć, że los się nade mną zlitował. Mam rodzinę, jestem kochana i szanowana, ale przeszłość nadal depcze mi po piętach. Nie jestem w pełni spokojna. Ojcu wybaczyłam, matce i siostrze nie potrafię. Nie czuję się w pełni
kompletna i szczęśliwa. Mąż pewnie namawia mnie na terapię, uważając że przeszłam ciężką traumę w dzieciństwie i że tylko rozmowy z psychologiem pomogą mi odzyskać siebie. Ja się bardzo boję. Wiem, że nie będę już wtedy taka sama. I dlatego się waham. Czy im przebaczę, czy wybaczę sobie i czy pokocham nową siebie?