Dzień 1 – Neapol
Dwugodzinny lot na trasie Berlin – Neapol i samolot pełny głośnej włoskiej młodzieży. Lądowanie samolotu kończy się nie tylko tradycyjnym klaskaniem włoskich pasażerów, ale też głośnymi gwizdami i okrzykami wdzięczności na cześć pilota. Na lotnisku w wypożyczalni czeka już na mnie mój mały Fiat Panda, za kierownicą którego spędzę kolejne siedem dni. Jest już po godzinie 22 kiedy wyruszam z wypożyczalni na lotnisku w Neapolu w kierunku mojej kwatery w Sorrento. Obcy kraj, obce miasto, nowy samochód i odmienny styl jazdy innych kierowców, do tego jest późno i ciemno, a ja jestem zmęczona po całym dniu w podróży. Ratuje mnie znajomy głos Hołowczyca z nawigacji, którą przywiozłam ze sobą z Polski i ten głos prowadzi mnie szczęśliwie licznymi zakrętami ciemnych ulic do mojej kwatery w Sorrento.
Dzień 2 – Sorrento
Moja kwatera w Sorrento wygląda tak jakby czas zatrzymał się tutaj w latach 70-tych. Dodatkowo cały budynek położony jest na wzniesieniu i piętra schodzą w dół, a ja mieszkam na piętrze minus 2. Pan z recepcji uprzedza mnie, że w Sorrento są straszne korki i faktycznie nie dowierzając jego dobrym radom ląduję w gigantycznym korku na wjeździe do miasta. Po półtorej godzinie, tracę cierpliwość i zmieniam plany i kierunek. Zamiast zwiedzania Sorrento, jadę w przeciwnym kierunku wzdłuż wybrzeża aż do PRAIANO, mijając po drodze słynne POSITANO. W całym swoim życiu nie złamałam tyle przepisów drogowych co dzisiaj: wielokrotne parkowanie w zakazanych miejscach – bo piękny widok więc muszę się zatrzymać i zrobić zdjęcie, dwa razy jazda pod prąd, nie mówiąc o zawracaniu na wąskich i stromych podjazdach.
Popołudniu wracam do Sorrento, po to aby poszwendać się po uliczkach. Wszędzie spacerują zakochane pary, przytulają się i całują i robią sobie selfie.
Dzień 3 – Positano
Czasami jest tak, że najpiękniejsze miejsca na świecie zwiedzamy z sercem przepełnionym smutkiem. POSITANO wita mnie zamglone i szare po nocnym i porannym deszczu. Ale takie właśnie są prawdziwe podróże. Do pewnych miejsc docieramy w różnych momentach naszego życia. Kiedy jesteśmy przepełnieni smutkiem i łzami, płaczą z nami piękne miejsca. Prosto z POSITANO, jadę dalej wybrzeżem do kolejnych miasteczek – AMALFI, ATRANI i RAVELLO. Wczesnym wieczorem jestem już z powrotem w SORRENTO i czekam na zachód słońca.
Dzień 4 – Wezuwiusz i Pompeje
Dzisiaj kierunek Pompeje i Wezuwiusz (1281m). Kolejny wulkan zdobyty i kolejny kawał lawy prosto z krateru jest już w mojej kolekcji najcenniejszych skarbów.
Włoska stacja radiowa i reklama za reklamą, włoskie reklamy przerywane włoskimi piosenkami i światowymi hitami. Nikt mnie tutaj nie zna, więc śpiewam sobie na cały głos – co mi tam … Hołowczyc z nawigacji nie nadąża z komunikatami – zakręt w lewo, zakręt w prawo, bo droga to tutaj cały czas serpentyna wijąca się wzdłuż urwisk schodzących do morza. Nauczyłam się trąbić bez powodu jak inni włoscy kierowcy. Na skrzyżowaniach każdy jedzie tutaj jak chce, więc i ja po prostu pcham się do przodu i wymuszam pierwszeństwo. Naprawdę mam super ubaw prowadząc mój mały samochodzik w iście włoskim stylu. Ostatni raz taką manewrówkę wykonywałam w trakcie nauki jazdy, ale tutaj nie ma rady – parkowanie lub zawracanie w bardzo wąskich i stromych uliczkach to podstawa. Nie obyło się bez drobnych otarć, na szczęście bez żadnego uszczerbku dla wypożyczonego samochodu. Ale biorąc pod uwagę całokształt i te wszystkie dni spędzone w trasie – jestem z siebie naprawdę dumna !!!
Dzień 5 – Capri
Na niebie wreszcie pojawiło się słońce i przepędziło smutek w moim sercu. Jadąc w mikroskopijnym autobusiku na Capri, pełnym głośnych i rozgadanych Włochów poczułam się taka szczęśliwa !!!
Dzień 6 i 7 – Neapol
Brudno, głośno, brzydko. Wylądowałam w najbrzydszej dzielnicy Neapolu. Zaraz po przyjeździe zgłosił się do mnie miejscowy gang uliczny, który zaproponował usługę pilnowania samochodu za 30 EUR. Chłopcy powiedzieli, że jak się nie zgodzę to ukradnie go zaraz inny gang uliczny. Nie mając wyjścia oczywiście przystałam na tą propozycję. Cały dzień szwendam się po uliczkach Neapolu. Czasami zbiera mi się na wymioty, kiedy widzę co leży na chodnikach. Ale uwielbiam i fotografuję pranie wiszące pomiędzy oknami w starych klimatycznych uliczkach. Jednocześnie tęsknię za spokojnym życiem na wybrzeżu z ostatnich dni … w małych miasteczkach na linii Sorrento – Ravello był taki spokój, z daleka od ludzi i wielkiego miasta, tylko ja i mój Fiat Panda, morze, urwiska, kręta wąska droga i włoskie radio w głośnikach …
Dzień wylotu do Polski. Ciemno na ulicach o 6 rano i wielka ulewa. Czekam na chłopców z gangu, którzy obiecali, że oddadzą mi samochód wcześnie rano, żebym zdążyła na samolot. Nikogo nie ma. Pan z recepcji mojego obskurnego hotelu mówi, że mam ich szukać po drugiej stronie ulicy w ciemnej kamienicy. Dzwonię wielokrotnie do domofonu wskazanego przez obsługę hotelową. W końcu u góry na balkonie pojawia się zaspany brzuchaty pan i krzyczy na mnie, że jest niedziela a ja wszystkich budzę. Mówię mu że zaraz mam samolot i muszę dostać z powrotem samochód, który jest pilnowany za pieniądze przez tutejszych chłopaków. Okazuje się, że pilnowanie mojego samochodu przejął inny gang uliczny w zamian za długi, a więc muszę poczekać w tej ulewie na innych chłopców. W końcu zjawiają się, płacę 30 EUR i pędzę na lotnisko …