Go to content

Wstydziłam się tego, że on pije, że przychodzi po mnie do szkoły śmierdzący wódką, że inni myślą: „to córka pijaka”. Kim są DDA?

Fot. iStock/ sdominick

Nie da się ich rozpoznać na pierwszy rzut oka, bo to, co odróżnia ich od innych ludzi, mają głęboko ukryte. Swoje rany, wrażliwość, bolesne doświadczenia często chowają pod maską. Dla osób z zewnątrz grają spektakl pt. „jest mi dobrze, a moje życie jest wspaniałe”, ale gdy kurtyna opada, gdy zostają sami za kulisami, wychodzi z nich cały lęk, obawy, niepewność, strach przed bliskością lub nawet złość i bezradność. DDA, czyli dorosłe dzieci alkoholików, płacą wysoką cenę za nałóg swoich rodziców, nawet wtedy, gdy już przestali być dziećmi.

Obrazki z dzieciństwa

„Kiedy myślę o dzieciństwie, to pierwszym, co przychodzi mi do głowy, jest permanentny lęk. Lęk o to, co zastanę w domu i niepewność tego, jak potoczy się dzień, gdy przyjdę ze szkoły. Czy ojciec wróci normalnie z pracy, czy będziemy czekać niespokojnie, co chwila zaglądając przez okno  z nadzieją, że to nieprzewidziane nadgodziny zatrzymały go dłużej, a nie wizyta w osiedlowej piwiarni. No i wstyd, bo przez lata wstydziłam się tego, że on pije, że przychodzi po mnie do szkoły śmierdzący wódką, że na ulicy inni widzą nas razem i myślą: „to córka pijaka”.

Ewelina jest dorosłym dzieckiem alkoholika. Jej ojciec pił zawsze, niewiele ma z nim „trzeźwych” i dobrych wspomnień. O wiele wyraźniej pamięta wszczynane przez niego awantury, stres matki, szarpaniny ojca z bratem, wizyty policji, kilkukrotnie rozbitą po pijaku głowę, wieczne chodzenie na palcach wokół śpiącego w pokoju obok alkoholika. Byle się tylko nie obudził, byle była już cisza.

„Awantura mogła wybuchnąć z byle powodu, nigdy nie było wiadomo, gdzie dzisiaj znajduje się punkt zapalny. Najczęściej chodziło o pieniądze – to były czasy, gdy wypłatę dostawało się „do ręki”; ojciec chował banknoty gdzieś w pokoju, a potem każdego oskarżał o kradzież, rzucał wyzwiskami, krzyczał, czasami nawet w środku nocy. Pamiętam nerwowe przeszukiwanie szafy przez mamę, to, jak prosiłam go o oddanie tego, czego nie zdążył jeszcze przepić. Płakał wtedy, mówił, jak bardzo mnie kocha, że jestem jego ukochaną córeczką, jego światełkiem, chciał przytulać. A ja się brzydziłam i bałam, ale wiedziałam, że potrzebne są nam te pieniądze, że muszę pomóc”.

Bohater czy maskotka?

W rodzinach alkoholowych dzieci przybierają różne role, które stanowią ich sposób ochrony przed rzeczywistością i naprawy tego, co działa źle. Część staje się „bohaterem” – przyjmuje na siebie odpowiedzialność za dobre funkcjonowanie rodziny, wypełnia obowiązki dorosłych, pomaga, wspiera, nie sprawia kłopotów. To najczęściej najstarsze z rodzeństwa. Inne dzieci alkoholików mogą wejść w rolę „kozła ofiarnego” – odsunięte i odrzucone zaczynają szukać poza domem grupy odniesienia, trafiają w tzw. złe towarzystwo. Sprawiają problemy wychowawcze, dokonują przestępstw, często sięgają po alkohol i narkotyki, wagarują i zaniedbują szkołę. Problemy, które generują, przysłaniają te domowe, można więc na nich zrzucić część winy.

„Maskotka” to najczęściej najmłodsze dziecko, które swoim zachowaniem wprowadza do domu zabawę i rozrywkę, próbuje tak rozładować panujące napięcie. Samemu będąc spiętym i zdenerwowanym tworzy atmosferę rozluźnienia, powie wierszyk, zaśpiewa piosenkę, jest w centrum uwagi. Jego przeciwieństwem jest dziecko „aniołek” (albo „zagubione dziecko”), które zamyka się w sobie, ukrywa swoje uczucia, jest niezauważalne. Nie sprawia kłopotów, o nic nie prosi, nie ma potrzeb. Jest bardzo samotne, zalęknione i choć nie powie tego głośno, nie potrafi sobie poradzić z trudnościami.

Zranione dziecko w dorosłym ciele

„Przez wiele lat nikomu nie mówiłam, że pochodzę z takiej rodziny. Dla mnie było to normalne, nie tylko ja miałam  taki problem. Po śmierci mamy wyjechałam, odcięłam się od ojca, myślałam, że w ten sposób ucieknę. Ale od tego nie da się uciec, nie da się udawać, że jesteś kimś zupełnie innym i że tego wszystkiego nigdy nie było, że nie miało na ciebie wpływu. Miało i nadal ma, a dopóki DDA się do tego nie przyzna i nie zmierzy z przeszłością, już zawsze będzie mieć w życiu pod górkę”.

Dorosłe Dzieci Alkoholików mają przede wszystkim problemy z uczuciami i ich wyrażaniem. Panicznie boją się odrzucenia i choć bardzo pragną bliskości, aprobaty i akceptacji, z obawy przed odmową wolą zrezygnować, zamykają się na innych, nie podejmują prób nawiązania głębszych relacji. Często mają problemy z ułożeniem swojego życia osobistego. Są bardzo wrażliwi i empatyczni, dobrze wyczuwają potrzeby innych – o swoich często zapominają, uznają je za mniej istotne, a nawet czują się winni z powodu ich posiadania.

„Długo nie umiałam ułożyć sobie życia prywatnego. Uważałam, że nie można mnie kochać, że jestem nic nie warta, że nie zasługuję na miłość. Bałam się, że nic z tego nie wyjdzie i zostanę skrzywdzona, więc na wszelki wypadek rezygnowałam. Ciągle wstydziłam się też tego jak wyglądam, co mówię, jak się zachowuję, sama tworzyłam te problemy. Nie umiałam przyjąć pomocy ze strony innych, robiłam wszystko, by nie być dla nikogo ciężarem, by nie mieć długu wdzięczności, a jednocześnie ochoczo angażowałam się w pomoc innym, bo nie widziałam w tym żadnego problemu”.

Dla samych siebie DDA potrafią być bezlitośni, samokrytyczni i bardzo wymagający, dążą do perfekcji. W pracy są zorganizowani, poukładani i lojalni, nawet wtedy, gdy druga strona nie do końca na to zasługuje. Wywiązują się ze wszystkich zadań, można na nich polegać, co może zostać łatwo wykorzystane – mają problem z odmową, więc często podejmują się dodatkowych działań. Choć mogą wydawać się pewni siebie, w rzeczywistości ich samoocena jest przerażająco niska, czują się słabi i bezwartościowi.

Nie każdą osobę wychowaną w rodzinie alkoholowej dotyka syndrom DDA i nie zawsze wygląda on tak samo lub podobnie jak u Eweliny. Inna jego strona to brak zorganizowania, skrajna nieodpowiedzialność, skłonność do ryzyka, impulsywność, zachowania kompulsywne. Zdarza się, że DDA, podobnie jak ich rodzice, wpadają w szpony nałogu, nie tylko alkoholowego.

Droga do wolności

„Wywlekanie tego wszystkiego, wspominanie i analizowanie kosztowało mnie bardzo wiele, ale teraz wiem, że było warto, że terapia ma sens. Wyrzuciłam z siebie to, co przez wiele lat bolało, co tkwiło w środku i nie pozwalało mi na bycie sobą, na radość życia. W końcu mogę powiedzieć, że lubię siebie. Przestałam krytykować się na każdym kroku i uczę się ufać innym, tworzyć bliskie relacje bez strachu i poczucia, że muszę coś bardziej, bo jestem gorsza”.

Pierwszym krokiem do pozbycia się ciężaru przeszłości jest uświadomienie sobie istnienia problemu i przełamanie się, by mówić o nim głośno. To nie jest łatwe zadanie, bo drzemiące w DDA poczucie winy, wstyd i strach utrudniają otwarcie się na drugiego człowieka i głośne wyrażenie swoich uczuć. Czasami DDA mają problem z tym, by w ogóle określić, co czują – przez wiele lat musieli przecież swoje emocje tłumić, ukrywać, udawać, że są zupełnie inne. Podczas terapii trzeba wrócić do dawnych krzywd, odnaleźć w sobie to cierpiące dziecko, przytulić je i powiedzieć, że to nie jego wina, że nie zrobiło nic złego. Zmierzenie się z własnymi uczuciami nie będzie ani przyjemne ani proste, ale dla wielu osób z rodziny alkoholowej jest to jedyna droga do uwolnienia się od złych wspomnień i rozpoczęcia nowego życia.


 

Źródło: www.koalkoholizm.pl/dda

Zapisz

Zapisz