Mam na imię Helena, skończyłam właśnie czterdzieści siedem lat i jestem w siódmym miesiącu ciąży. Pierwszej ciąży. I jest mi z tym dobrze. To była świadoma decyzja. Zaraz po studiach nie byłam gotowa na ślub i dziecko jak moje koleżanki. Moim celem życia nie było znalezienie męża.
Chciałam się rozwijać, uczyć, zdobywać świat. I to robiłam. Awansowałam, podróżowałam, zdobywałam wiedzę. I ani przez moment tego nie żałowałam.
Z mężczyznami różnie mi się układało. Niektórym odpowiadał fakt, że nie chcę ich zaciągnąć do ołtarza. Dwóch partnerów mi się oświadczyło chcąc mieć typowe rodzinne życie, którego ja wcale nie pragnęłam. Moim życiem był rozwój osobisty, nauka języków. Mieszkałam w różnych ciekawych miejscach, poznałam wielu ludzi. Poniosłam mnóstwo porażek i odniosłam trochę zwycięstw. Życie mnie nie oszczędzało. Niejednokrotnie wyłam w poduszkę, nie wiedząc co zrobić. Jednak wiem, że to wszystko było po coś. To mnie zahartowało i ukształtowało.
Stałam się niezależna finansowo. Dbam o siebie. Wiedziałam, że dojrzeję do macierzyństwa później niż inne kobiety. Chciałam czuć się bezpiecznie i związać się z miłości, kiedy będę na nią gotowa i będę chciała się jej oddać do utraty tchu.
Romana poznałam kilka lat temu. Pracowaliśmy przy wspólnym projekcie. Zaprzyjaźniliśmy się. Spodobał mi się od razu, ale nie chciałam go sobą osaczać. Po jakimś czasie okazało się, że on czuł to samo. Uczucie między nami wybuchło. Unosiliśmy się nad ziemią, ale jednocześnie mając doświadczenie, sparzeni przeszłością, wiedzieliśmy jak tego nie zepsuć. Romek jest rok starszy ode mnie. Jest po rozwodzie, nie ma dzieci. Życiowo jest ustawiony, nie pnie się po szczeblach kariery za wszelką cenę. Sporo osiągnął, ma swoje priorytety. Kieruje się w życiu podobną filozofią co i ja. Ślubu brać nie chcemy, ale planujemy wspólną długodystansową przyszłość. Decyzję o dziecku podjęliśmy wspólnie. Oboje jesteśmy zdrowi, przygotowaliśmy się do tej ciąży i, o dziwo, szybko w nią zaszliśmy. Znajomi pukają się w czoło, mają już odchowane dzieci, mówią, że pchamy się na starość w pieluchy, że będą nazywać babcią i dziadkiem. My się tylko śmiejemy i robimy zakłady, które z nas pierwsze to usłyszy.
Mamy swoje zdanie. Ja czuję się świetnie, wyglądam młodziej niż mówi mój pesel i jestem świadoma mojej decyzji. Nie będę żyła w rozkroku jak inne młode matki. Nie będę wybierała między pracą a byciem dla dziecka. Ja po prostu oddam mu się całkowicie bez wyrzutów sumienia i żalu, że coś mnie omija, że coś tracę, że nie jestem dość dobrą matką.
Wiem, że dziecku zapewnimy dobre życie. Będziemy uważnymi rodzicami, którzy nie kłócą się o to, kto teraz siedzi z dzieckiem w domu. Mamy niezłą sytuację finansową, nie drżę o to, czy zapłacę rachunki. Ciężko pracowałam na taki komfort. Jestem tu, gdzie chcę być. Robię to, co pragnę i szczerze mówiąc każdej kobiecie życzę takiego spokoju w głowie, jaki ja mam teraz. I gdybym miała przeżyć swoje życie ponownie, niczego bym nie zmieniała. Czuję, że wszystko dzieje się wtedy, kiedy powinno.
Za dwa miesiące zostanę mamą dziewczynki. Czeka nas piękny rozdział w naszym życiu. Wiem, że nie będzie lukrowy, bo bycie rodzicem to praca na cały etat bez możliwości wzięcia urlopu, dożywotnio. Nie boję się. Wiem, że damy radę. Dojrzałe macierzyństwo nie jest karą ani zachcianką. Dla mnie jest uwieńczeniem wszystkiego, co do tej pory w życiu osiągnęłam. Mam dom, mam wspaniałego mężczyznę obok siebie, pozycję zawodową i kruszynkę we mnie, którą już kocham bezwarunkowo i której będę chciała pokazać jak być szczęśliwą. Nic więcej w życiu mi już nie potrzeba. Niczego już nie oczekuję. Cieszę się moim stanem świadomie, radośnie i bezgranicznie. Mam gdzieś, co myślą inni. Moje życie, mój wybór, mój luksus.