Pamiętacie, jak kilka dni temu wyszło słońce? Właśnie wtedy pierwszy raz w tym sezonie wyciągnęłam moje okulary przeciwsłoneczne. Mam je od dobrych kilku lat i jakoś tak zawsze odruchowo zakładałam je na nos. Nie wiem jak to się stało, ale może przez te wszystkie lata nikt nie zrobił mi zdjęcia, nigdy nie przejrzałam się w lustrze lub sklepowej witrynie, ale jak już w końcu do tego doszło (a doszło wczoraj), to naprawdę się przeraziłam. Ok, zmieniałam ostatnio fryzurę, ale chyba nie tu jest pies pogrzebany. Wyglądałam koszmarnie. Jak mucha. I nie Ania Mucha, a ta mucha, co to i na jabłku usiądzie i na psiej kupie przycupnie.
I wtedy pomyślałam sobie: „O nie, nie. W tym roku to ja zamierzam zadać szyku. Chcę paradować w okularach przeciwsłonecznych jak gwiazda w Los Angeles, ukrywająca się przed fotoreporterami”. Luźne, domowe ciuchy i brak makijażu może by i pasowały, ale na pewno nie te potworne okulary. Zaczęłam więc czytać i zorientowałam się, że jestem totalną ignorantką. Że te wszystkie okulary na stojakach nad Bałtykiem to się do niczego nie nadają. To jeszcze nic! Dowiedziałam się, że i w tych od Armaniego, Gucciego czy innego Gabany szyku nie zadasz, jeśli źle dobierzesz kształt, wielkość i kolor okularów.
„O Matko Boska” rzekłam i zaczęłam zgłębiać tajniki „okularoznawstwa”. To, że trzeba się określić co do stylu, to jeszcze jakoś rozumiem. Inne okulary pasują do dresu, a inne do gustownego garnituru. Jeszcze inne do zwiewnej, lekkiej sukienki. Fakt, warto zastanowić się w jakich sytuacjach i do czego będziemy te okulary zakładać.
Kształt twarzy też jest istotny, moje drogie. Jeśli masz twarz owalną, wygrałaś. Możesz kupić jakie chcesz i wszystkie będą pasować. Jeśli jednak masz twarz trójkątną powinnaś wybierać okulary „pilotki”. Paniom z okrągłą buzią do twarzy będzie w okularach z wyraźnym mostkiem nad nosem, który optycznie poszerza kształt oczu. Te z nas, które mają kwadratowe rysy, powinny mogą wybrać modny, „koci kształt”.