Traktuj innych tak, jak ty byś chciał być traktowany. Święte słowa o których często zapominamy. Nagromadzenie zachowań chamskich, niekulturalnych, niegrzecznych przekracza czasem granicę przyzwoitości. Ludzie, opamiętajmy się.
Codziennie rano, kiedy wychodzę z psem, spotykam na osiedlu panią, która u nas sprząta. Dba o czystość klatek, chodników. Jest jedna, budynków kilka. Pracuje od trzeciej rano. Zawsze uśmiechnięta, serdeczna.
– Jak pani to sprząta?! Ta klatka jest wciąż brudna! Porządku to chyba pani nie widziała – usłyszałam kiedyś wrzeszczącego na nią sąsiada. Pani wyznała później, że takie rzeczy zdarzają się notorycznie. Najczęściej zimą, bo jest „niedostatecznie” odśnieżone. Ale latem też ktoś zawsze znajdzie pretekst. Kiedyś po 8.00 elegancka „dama” w szpilkach zrobiła aferę o to, że jej pies poślizgnął się na umytej podłodze. „Czego pani, do cholery, używa?” wrzeszczała. Trudno w to uwierzyć, prawda? Cóż, wiele razy wcześniej byłam świadkiem chamskiego traktowania innych osób.
Mieszkanie czyste, poproszę…
Kwestia pracujących w polskich domach Ukrainek to temat kontrowersyjny. Ostatnio znajomy (bardzo kulturalny i miły człowiek) spytał na Facebooku, ile powinien cyt. „zapłacić swojej Ukraince za sprzątanie”. Znam go, wiem, że nie chodziło o nic złego, ale afera była straszna.
„A jakbyś wycenił swoją żonę? Jej ile byś zapłacił?”, „A ty jaką masz stawkę za godzinę? Może zaproponuj taką samą?”. Uff, gorąco.
U mnie w domu też jest podział – mój mąż nie wyobraża sobie, żeby ktoś miał przyjść do nas sprzątać „Czy my rąk nie mamy?” – pyta. „Mamy” odpowiadam. „I co z tego?”.
Sprzątanie uważam za pracę. Po prostu. Ja piszę teksty, ktoś sprząta i dostaje za to pieniądze. Jeśli chce, w czym problem? Czy jest coś złego w tym, że wolę napisać więcej tekstów (żebym sama nie musiała sprzątać) i odłożyć pieniądze, żeby ktoś pomógł mi ogarnąć domowy chaos?
Jeśli to wymiana usług, z góry ustalone zasady, co w tym złego? Problem, gdy ktoś „dla nas” pracuje, a my go traktujemy źle.
Wiera przyjechała z Ukrainy kilka lat temu. Od tego czasu sprząta w różnych domach. „Ogarnia” kilkanaście domów w tygodniu.
– Najgorzej jest u najbogatszych – mówi. – Mam taki dom, właścicielka chodzi za mną i sprawdza każdy milimetr. Zostawiłam odrobinę kurzu, nie zostawiłam. Dom ma 400 metrów, czasem rzeczywiście zdarzy się, że czegoś nie zauważę – afera jest straszna. Płaci mi 100 złotych za sprzątanie. Często mówi: „Teraz nie mam, oddam później”. Tygodniami więc czekam na wypłatę.
Wiera mówi: „nigdy nawet nie zaproponowała mi czegoś do picia”. Kiedyś poprosiłam o wodę, powiedziała, że mam wziąć z kranu albo przegotowaną, bo ta butelkowana jest droga.
Podobne historie opowiadała mi moja była niania. Musiała, na przykład, zawsze przynosić jedzenie do ludzi, u których siedziała po 14 h na dobę. – Kiedyś nie wzięłam kanapek, zjadłam trochę mięsa z obiadu. Następnego dnia zaczęło się odpytywanie. Ile zjadł Kazio? Na pewno tyle? Ty coś zjadłaś? A ty wiesz, że to było mięso ze sklepu eko, bardzo drogie?!!!
Albo inna sytuacja: – Zajmowałam się pięciolatkiem. Jestem pedantką, więc kiedyś odruchowo przełożyłam koszulę rzuconą na krzesło. Wieczorem miałam rozmowę z pracodawcą, tatą chłopca. Jakim prawem koszulę przełożyłam, co ja sobie myślę, jak śmiem, to jego dom, mam nic nie dotykać. Zrozumiałabym wszystko – gdyby powiedział to spokojnie. Ale on darł się na mnie jak opętany.
– Miał ciężki dzień – rzuciła mama chłopca, gdy już wychodziłam.
Ciężki dzień, hmm.
Szkoda, że gdy mamy ciężki dzień nie wrzeszczymy na swoich pracodawców. Co ciekawe według badań CBOS 40 proc z nas. czuło się kiedyś źle potraktowanych przez szefa. Odmawianie urlopu, nakaz zostawania po godzinach, szantażowanie zwolnieniem, niesłuszne pozbawianie premii, krytykowanie, ośmieszanie. Takie zachowania wyrzucamy pracodawcom, nazywamy je skandalicznymi. A potem
– krzyczymy na panią w kawiarni, że nie widzi jaką kawę zamawiamy i które ciastko wybraliśmy. „Nie widzi pani?! Ślepa czy co?! Naraża pani moją cierpliwość”.
– panią, która sprząta w naszym firmowym biurze traktujemy jak powietrze ( albo fukamy, że nam przeszkadza)
– wydzieramy się na kelnerkę, że pizza niedopieczona
– oraz na panią na infolinii, że neostrada nie działa.
Ostatnio rozmawiałam z jedną z dziewczyn pracujących na infolinii Orange.
– Średnio kilka razy dziennie ktoś mówi, że jestem je…. suką, że mam wypierd…… I nic nigdy nie osiągnę, bo nie umiem udzielać najprostszych informacji. Oraz miliony innych epitetów.
– Rozumiem, że ma pan zły humor, już zaraz podam odpowiednie ciastko – powiedziała kelnerka jednej z popularnych sieciówek.
– Niech panią moje humory nie obchodzą, nie interesuje mnie zniżanie się do pani poziomu.
WTF? Poziomu kelnerki? Sprzątaczki? Asystentki?
Może zapamiętajmy jedno. O naszej klasie nie świadczy to, jak traktujemy pracodawców czy ludzi wyżej od nas w hierarchii społecznej.
Świadczy to jak traktujemy kucharkę w przedszkolu, panią w banku, ekspedientkę. I kogoś, kto w naszej pracy sprząta.
I nie chodzi o to, że jesteśmy mili, a na boku ziejemy jadem i pogardą. Chodzi o to, żeby naprawdę wiedzieć, że nie mamy prawa nikim pogardzać. To nie jest prostactwo, proletariat, sprzątacze, gorszy sort.
Jeśli o kimś tak mówimy, sami tacy jesteśmy.
I nie popełniajmy, śmiesznych, poznawczych błędów. Nie myślmy, że ci co są w naszej grupie społecznej są lepsi ( naukowcy nazywają to efektem grupy), i nie uważajmy, że my sami jesteśmy od kogoś lepsi (to ma swoją naukową nazwę nawet – złudzenie ponadprzeciętności).
Traktujmy innych tak, jak my byśmy chcieli być traktowani. Wszystkich. Ponieważ o klasie człowieka świadczy przede wszystkim to, jak traktuje ludzi, którym nie podlega.