Ile osób w naszym życiu spotykamy przypadkiem? Moim zdaniem zero. W podróży przez nasze życie każdy jest jakimś przystankiem. Znakiem, w którą stronę powinniśmy iść, a którą może lepiej sobie darować. Spotkasz ich wszędzie: w metrze, w kolejce do bankomatu, na siłowni, w pracy. Jeśli na to pozwolisz, każdy z nich może ci coś dać, czegoś nauczyć. Musisz tylko się na to otworzyć…
Różni ludzie mogą też uczyć nas różnych rzeczy. Inaczej też możemy ich odbierać. Każdy sam musi wyciągnąć dla siebie lekcję, która płynie dla niego z danego spotkania. Oto trzy lekcje, których nauczyły mnie trzy przypadkowe osoby:
Lekcja nr 1: Spadkobierca
Jadąc niedawno z Gdańska do Warszawy poznałam młodego Ukraińca. Gleb skończył już co prawda jedne studia, ale, jak większość swoich znajomych, uciekł z Kijowa do Warszawy, żeby go nie wciągnęli do wojska. „Nie jest ci przykro, że musisz zostawiać swój kraj?” – spytałam. Skrzywił się – „Ani trochę. Tam nic już na mnie nie czeka”. Była w tym jakaś symboliczna ironia. Zwłaszcza, że chwilę wcześniej zastanawialiśmy się nad polskim odpowiednikiem jego rosyjskiego imienia. Po ukraińsku Gleb zwykle tłumaczy się jako Chleb, choć prawdziwym znaczeniem tego imienia jest spadkobierca. Posmutniałam w duchu. Niewiele dziś zostało mu w spadku…
Dla jednych Gleb może być symbolem ucieczki od problemu, przejawem braku patriotyzmu. No bo jak to tak? Zostawić swój kraj w potrzebie i iść studiować za granicę, podczas gdy pozostali znajomi przelewają za niego krew? Dla mnie była to lekcja tolerancji i pokory. Zrozumiałam, że to nie mnie go oceniać. Nie wiemy, jakbyśmy zachowali się w danej sytuacji, dopóki sami w niej nie będziemy. Ile z nas ciągle powtarza „Nie no kochana, ja to na w twoim miejscu…”? Nie oceniajmy. Gleb uświadomił mi także, ile mamy ze sobą wspólnego. Niby nie powinno to dziwić, skoro granice między naszymi krajami ciągle były przesuwane to w jedną to w drugą stronę. Aż w końcu tamci zostali po drugiej stronie wyimaginowanego muru. Ale mam wrażenie, że ciągle o tym zapominamy. Cieszę się, że coraz więcej z nich przyjeżdża do Polski. Może przez to w końcu będzie u nas trochę weselej, ciekawiej, bardziej różnorodnie. Może to właśnie lekarstwo na naszą ksenofobię?
Lekcja nr 2: Jak Salwador Dali
Innym razem trafił mi się jeszcze ciekawszy przypadek, a miał na imię Piotrek. Piotrek, jak sam siebie określał, był typowym „nonkonformistycznym ziomkiem, który robi tatuaże”, ale tylko takim ludziom, którzy wydają mu się w prządku. Nie byle komu. Różyczki, serduszka i motyle to nie u niego. Ckliwy cytat na łopatce? – zapomnij. O reklamacji też możesz w sumie zapomnieć. Piotrek robi, tak, jak czuje. A jak ci się nie podoba, to możesz spier…, czyli „pójść i pouprawiać miłość sama na sobie”. Żeby było jasne. Szkoła? To nie dla niego. Czuły punkt. Niechętnie wspomniał tylko, że nie dał się zepsuć tej wytwórni lamusów, że dzięki temu zachował „swój styl”. O kurka! – pomyślałam – trafił mi się drugi Dali. Chociaż on przynajmniej spróbował, a z Akademii go wywalili. Dopiero później dorobił sobie bajeczkę o „nieskażonym stylu”. Kto wie? Może tutaj było podobnie?
Czego mógłby nauczyć cię taki Piotrek? Myślę, że każdy z nas chciałby czasami w życiu być takim, jak on. Pomyślcie tylko, przychodzicie sobie do pracy, punktualnie o 16:00 kończycie, co tam macie do zrobienia, a na odchodne rzucacie tylko: „Robota wykonana szefie. Wyszło jak wyszło, ale i tak musisz mi zapłacić.” Z artystą się nie dyskutuje, czyż nie? 🙂 No dobrze, może w pracy to nie przejdzie, ale w innych dziedzinach życia już tak. Czasami dobrze jest zawalczyć o siebie. Wyznaczyć komuś granicę. Przecież nie zawsze musisz się na wszystko zgadzać. A może właśnie na odwrót? Może właśnie twoja wewnętrzna diva za bardzo się rozhulała i nic nie jest w stanie jej zadowolić? Może najwyższy czas dać jej snickersa? 🙂
Lekcja 3: Podróżnik
Największe wrażenie wywarł na mnie jednak Marek. Ojciec dwójki 7-letnich bliźniaków. Tym razem to ja byłam pasażerem w jego samochodzie. Jechaliśmy akurat z Warszawy do Poznania. On do pracy. Ja po to, żeby ją znaleźć. Bardzo chciałam dowiedzieć się, jak znalazł się tu, gdzie teraz jest. W danym momencie swojego życia. Bo, jak facet po pedagogice i turystyce, stał się nagle przedstawicielem firmy, która sprzedaje artykuły biurowe? Opowiedział mi, że od zawsze chciał podróżować, więc zaczął studiować turystkę ale, jak to w życiu bywa, spaprał nieco sprawę i go wywalili. Potem zabrał się za pedagogikę, którą ostatecznie skończył. Tam poznał Agatę, swoją obecną żonę. Po studiach zaczął szukać pracy. A wiadomo – w pedagogice o normalne zarobki ciężko, to też szukał gdzieś indziej. Parokrotnie zmieniał pracę. Potem wzięli z Agatką ślub. Urodziły się bliźniaki. I ostatecznie utknął tu, gdzie jest. Mówi, że utknął, bo nie jest to praca jego marzeń, ale mu w niej wygodnie. Ma dobre warunki, może spędzać czas z dziećmi i nieźle mu płacą. Może kiedyś wróci do podróży, jak dzieciaki podrosną…
Tę lekcję zapamiętam na długo – daj Boże, żeby nigdy nie było mi na tyle wygodnie, bym przestała sięgać po swoje marzenia. Obyśmy nigdy nie utknęły w swojej strefie komfortu. Bo o czym świadczą wszystkie wymówki, których używamy? „Nie mogę. Bo dzieci, bo rodzina, bo co jeśli nie dam rady?”. A co jeśli dasz? A co jeśli życie, którego pragniesz będzie należało do kogoś innego. Kogoś, kto miał odwagę zawalczyć o siebie? „Najbardziej boimy się nie tego, że jesteśmy zbyt słabi. Najbardziej boimy się tego, że jesteśmy potężni ponad miarę.” Czasami największą krzywdą, jaką sobie wyrządzamy, jest brak odwagi. Zapominamy też, że bycie odważną, nie oznacza, że masz się nie bać. Odwaga oznacza działanie pomimo strachu. Wyjdź ze swojej strefy komfortu. Zaryzykuj. Pamiętaj, że masz tylko jedno życie. Właśnie teraz jest najlepszy czas, aby zacząć realizować swoje marzenia. Działaj.
Może dla ciebie ci ludzie oznaczają coś innego. Może wyniesiesz z nich własne lekcje, zupełnie inne niż moje. Inni ludzie są dla nas lustrem, odbiciem nas samych. Cokolwiek jednak w nich dostrzeżesz powinno motywować cię do zmiany na lepsze. Tylko od ciebie zależy, czy z tej nauki skorzystasz.