Go to content

Kobiety nie mówią „nie”, „dajmy sobie czas”. O wiele częściej słyszę „weź mnie tu i teraz”

fot. Chalabala/iStock

Mam trzydzieści kilka lat.  Za sobą cztery poważne związki. Za pierwszym razem byłem bardzo młody i zakochany po uszy. To z nią kochałem się pierwszy raz i chciałem, by Marzena była moją żoną. Ona też tego chciała. Mieliśmy zaplanowane całe życie. A potem poznała innego i po pięciu latach mnie zostawiła, by po kilku miesiącach zostać jego żoną.

Przeżyłem to bardzo. Uciekłem w imprezy i wtedy zacząłem się przekonywać, że ideały, którymi żyłem i w które wierzyłem rozpadły się w pył. Ludzie uprawiają seks, dużo seksu, nie mają zasad. Nie liczą się przysięgi, umowy. W ciągu kilku miesięcy po rozstaniu z Marzeną w moim łóżku lądowały różne kobiety – bardzo młode i dojrzałe. Żony, wdowy, rozwódki i singielki. Najczęściej nie musiałem robić nic. Kilka drinków, komplementów czy smsów wystarczyło, bym poznał je dogłębnie w fizycznym tego słowa znaczeniu. Nawet te najbardziej zatwardziałe.

Niektóre chciały związku, inne tylko sportu. Marzena też się odezwała i składała dwuznaczne propozycje. Opierałem się, ale
kiedyś na imprezie u dawnych znajomych wylądowaliśmy w toalecie. To ona pierwsza rozpięła mi pasek od spodni i zrobiła dobrze ustami. Nawet nie musiałem jej szczególnie podrywać. Po wszystkim powiedziała, że mogę pisać, kiedy chcę, a ona chętnie się mną zajmie. Wtedy kolejny raz moje ideały sięgnęły bruku.

Mój drugi, najdłuższy związek, był bardzo burzliwy. Latały talerze gdy się kłóciliśmy, a kiedy się godziliśmy drżała ziemia. Seks mieliśmy obłędny. Magda była temperamentna, towarzyska, głośna i przebojowa. Bezpośrednia, zazdrosna i choć byłem z nią kilka lat, rozstawaliśmy się i schodziliśmy to nie chciałem się jej oświadczać. Magda była świetną kochanką, ale czy takiej matki chciałem dla swoich dzieci? Pragnąłem kobiety tylko dla mnie, a nie takiej która na imprezie tańczy dwuznacznie z moimi kumplami. Zerwaliśmy po kolejnej kłótni. Potem i tak umawialiśmy się na seks bez zobowiązań. Cały czas mam z
Magdą kontakt mimo że wyszła za mąż. Raz po pijaku wylądowaliśmy w łóżku. Teraz się pilnuję, ale gdybym tylko otworzył przed nią swoje drzwi, byłaby u mnie w pięć minut. Chyba nie jest z mężem szczęśliwa. Dziecka tez nie ma i nie planuje.

Potem na kilka miesięcy związałem się z bardzo młodą dziewczyną. Byłem jej pierwszym i chciałem być ostatnim. Gdy Kasia wyjechała na studia, uznała, że chce się wyszaleć. Robi dziś karierę w wielkim mieście. Nie mamy kontaktu. Mój ostatni związek z Karoliną trwał dwa lata. Miała córkę. Była spokojną kobietą  bardzo skromną i to jej chciałem podarować pierścionek. Miała w sobie taką aurę, że chciałem wracać do domu. Dla niej zmieniłem styl ubierania i przestałem jeździć na mecze, które uwielbiałem. Z jej córką się dogadywałem. Było zwyczajnie i to mi się podobało. Karolina jednak uznała, że po ciężkim rozwodzie nie jest gotowa na poważny związek i odeszła. Mam z nią kontakt, ale nie taki jak z Magdą (która po drinku wysyła mi swoje fotki, niekoniecznie najgrzeczniejsze) czy Marzeną, która kilka razy bez ogródek proponowała mi romans.

Fot. iStock/kieferpix

Zobacz też: Stary, czasami najlepsze, co możesz zrobić dla kobiety twojego życia, to pozwolić jej odejść

I żeby nie było. Nie jestem jakimś modelem. Jestem wysoki, ale czy przystojny? Nie wiem. Uroda raczej przeciętna. Nie jestem też bogaty. Żyję na bardzo średniej stopie w niedużym mieście. Mam kilkuletnie auto, mieszkanie po babci. Pracuję fizycznie, popołudniu dorabiam jako „złota rączka”. Mimo to na brak powodzenia nie narzekam. Nie jestem w związku.
Kobiety same pchają mi się do łóżka. Często im odmawiam. Czasami zagadam jakąś w necie i po kilku dniach czy tygodniach lądujemy w łóżku. Współczesne kobiety są bardzo wyzwolone i bezpośrednie. Dla niektórych z nich nie liczy się obrączka.

Staram się nie sypiać z mężatkami, ale nie zawsze jestem w stanie zweryfikować ich stan cywilny. Bywa, że kobiety mnie szokują. Nie chcą być zdobywane. Od razu przechodzą do sedna sprawy. Albo mówią mi o toksycznym związku, z jakiego wyszły. O tym, że zbudowały mur wokół siebie i nie chcą żadnych facetów, a po miesiącu uprawiamy dziki seks w aucie i moja
galeria zdjęć w telefonie pęka w szwach od półnagich fotek. Dziewczyny nie mają oporów by je wysyłać. Kuszą, prowokują.

Mam taką znajomą, po którą zadzwonić mogę o każdej porze dnia i nocy. I żeby była jasność, ona sama to zaproponowała mimo że otrzymała klarowny komunikat, że nie chcę się z nią wiązać. Dla niej nie stanowi to problemu. Jest na moje zawołanie. Wie, jakie pieszczoty uwielbiam. Ostatnio zdałem sobie sprawę, że nie jestem wobec niej czuły i nie odwzajemniam pieszczot, gdy się widzimy. Powiedziałem jej o tym. Ona stwierdziła, że lubi sprawiać mi przyjemność. Po prostu. O sobie nie myślała.

Wniosek jest taki, że nie muszę często robić nic, by zdobyć jakąś kobietę. Czasem trochę flirtu wystarczy i jest przy mnie. Gdy hamuję, obrażają się, myśląc że mnie nie podniecają. A prawda wygląda inaczej – szukam kobiety, dla której stracę głowę, o którą będę musiał walczyć, której bliskość będzie nagrodą. Odnoszę jednak nieodparte wrażenie, że takie kobiety są zajęte (w dużej mniejszości) lub po prostu wyginęły. Kręci mnie to przysłowiowe gonienie króliczka, faza zauroczenia, którą one skracają. Nie mówią „nie”, „zaczekajmy”, „dajmy sobie czas”. O wiele częściej słyszę „weź mnie tu i teraz”.

I z jednej strony to cudne, że kobiety są tak otwarte i świadome, ale z drugiej po co mi taka laska, która idzie do łóżka z facetem po paru dniach intensywnego pisania? Jaką mam pewność, że mnie nie zdradzi, że nie pójdzie w długą z innym? Żadnej. Zawsze powtarzam, że na miłość mojego życia czekam. Obawiam się jednak, że może nigdy jej nie spotkam. Że trafię na dziesiątki dziewczyn, będę uprawiał z nimi seks, pobędę w związku kilka miesięcy i przez moment będzie fajnie, a potem ona odejdzie lub ja dojdę do wniosku, że było za łatwo. Bo łatwo mam za każdym razem.