Go to content

Św. Mikołaju, kupiłeś tak drogi prezent mojemu dziecku, że czuję się nieudacznikiem, bo mnie na niego nie stać

fot. shironosov/iStock

Do reakcji Oh! Me przyszedł list od czytelniczki.

Moja koleżanka mówi: „Daj spokój, ale przecież oni nie wzięli na to pożyczki na drakoński procent w jakimś złodziejskim banku”. „Wyluzuj się! Gdyby chrzestni kupili mojemu dziecku najnowszy model telefonu komórkowego, to ja byłabym w siódmym niebie”, mówi druga. A trzecia, ta najbardziej przemądrzała: „To jest twój problem! Nie umiesz brać”. Co z tego, do cholery, że mi tak mówią. Jak ja nie śpię po nocach! Tylko rozkminiam, jak mogę odwdzięczyć się.

Wiem, że ta moja przemądrzała przyjaciółka ma rację – ja nie potrafię przyjmować. Jestem typem dawcy. Uwielbiam pomagać, obdarzać, dzielić się i rozdawać. Kiedyś byłam chyba szczodra, bo miałam więcej kasy. A dziś? Czy wy wiecie, ile kosztuje najnowszy model najbardziej modnego telefonu komórkowego, o którym zawsze marzyła moja córka i który w końcu dostanie? To są po prostu bimbaliony! Kwota niemoralne! Wydatek, na który sama nie mogłabym sobie pozwolić. Ale też nie wiem, czy chciałabym go kiedykolwiek kupić, nawet gdybym była bajerancko bogata. Ale od początku…

Chciałam na Gwiazdkę kupić córce używany telefon, ale w dobrym stanie

Namawiałam rodziców chrzestnych, byśmy się wspólnie zrzucili się z dziadkami na używany model telefonu  dla mojej 17-letniej córki. W pewnym momencie chrzestni się wkurzyli i powiedzieli: „Prezenty używane są okropnie niemotywujące! To skandal, tej dziewczynie należy się nowy model i to najlepszy”. Ojciec chrzestny już nie pytał nikogo (a zwłaszcza mnie) o zdanie i kupił. Chcę podkreślić, że ja bym się na to nigdy nie zgodziła!

Zostałam więc postawiona przed faktem, z pomieszanymi myślami: „Może faktycznie robię krzywdę mojemu dziecku, że organizuję zrzutkę na używany telefon pod choinkę? A może powinnam się uprzeć, bo czy to moralne mieć w kieszeni telefon za 4 tysiące złotych?”

Kiedy zamykam oczy i próbuję sobie przypomnieć, dlaczego sama nie potrafię przyjmować drogich prezentów, przypomina mi się kilka scen z dzieciństwa. Wszyscy chyba byliśmy w głębokim PRL-u tak wychowywani, że musieliśmy czekać na spełnienie marzeń. Musieliśmy oszczędzać, by mieć łyżwy, a rower dostawaliśmy na uroczystość Komunii Świętej, czyli zasadniczo trzeba było odraczać swoje potrzeby. Czy wtedy narodziło się we mnie poczucie, że jestem niewarta drogich przedmiotów? Nie mam pojęcia! Przecież moje przyjaciółki wychowywane w równie ubogich rodzinach potrafią dziś z uśmiechem przyjmować wspaniałe podarki! Nie czują się specjalnie zobowiązane, by się odwdzięczyć. Więc o co w tym chodzi? Dlaczego jedni potrafią brać, a inni nie?

 

Fot. iStock/wundervisuals

W mojej rodzinie nikt specjalnie do prezentów wagi nie przywiązywał

Nie celebrowało się imienin, nie dbało się o szczegóły podczas rodzinnych kolacji. Swoich rodziców chrzestnych widziałam może trzy razy w życiu. Jakoś nie zostali fortunie wybrani. Nie pamiętam też urodzinowych tortów czy wspaniałych ozdób i podarków z tej okazji.

Czy ktoś dla mnie to wszystko przygotowywał? Postanowiłam spytać mamę. A ona: „Nie pamiętam”, więc chyba jednak niczego takiego nie było.

Ale żeby oddać sprawiedliwość, to muszę podkreślić, że czułam się kochanym dzieckiem. Zawsze mogłam z najgorszą prawdą pójść do mamy i zwierzyć się jej z tajemnic. Ojciec natomiast był fantastycznym kompanem do przygód na basenie, na wycieczkach czy podczas wakacji. Dzieciństwo miałam kolorowe, ale prezenty już nie.

Pamiętam jednak, że w tym samym czasie moje przyjaciółki dostawały złote zegarki na Komunię Świętą, pierścionki z brylancikami na osiemnastkę, a po maturze były zabierane do restauracji. Może więc o to chodzi? Może dlatego nie potrafię przyjmować drogich prezentów, bo czuję, że one mi się nie należą, bo nikt mnie do nich nie przyzwyczaił? Podświadomie jednak wiem, że sprawa jest znacznie poważniejsza, że sięga gdzieś głębiej, jakiegoś takiego rdzenia w mojej duszy, który mówi: „To niemożliwe, że ktoś chce zrobić dla ciebie coś tak spektakularnego”. Bo gruba kasa, to jest dla mnie jednak takie wyłożenie kawę na ławę – „jesteś tego warta”.

Zobacz także: Życzenia na Boże Narodzenie – religijne, śmieszne, krótkie i dla dzieci. Inspiracje dla każdego

Niedawno usłyszałam historię od znajomej, która zawsze kupuje wspaniałe prezenty pod choinkę dzieciom siostry swojego męża. Ta moja znajoma była zdziwiona, gdy pewnego dnia usłyszała od obdarowywanej, że ona czuje się upokorzona tymi podarkami. Owszem bardzo za nie dziękuje i rozumie intencję, ale te wszystkie kosztowne rzeczy sprawiają jej tylko jeszcze większy dyskomfort. Ponieważ przypominają, że ona nigdy by czegoś takiego nie mogła zafundować swoim synom i dlatego jest nieudacznikiem, którego na to wszystko nie stać.

Ja nie czuję się upokorzona, ale …

Jednak najbardziej martwi mnie w tym kontekście fakt nierównowagi. Ponieważ zarabiam mniej niż moi zamożni przyjaciele – ich dzieci dostaną ode mnie znacznie skromniejsze podarunki. Prezenty, które im kupię, będą dziesięć razy tańsze od tego, który dostanie moja córka. A dzieci przecież tego nie rozumieją. Jak się poczują? Co ja mam im powiedzieć w takiej sytuacji? Głupio mi okropnie!

Jest jeszcze druga kwestia – zastanawiam się, jak mogę się odwdzięczyć. Głęboko wierzę, że ważna jest równowaga – zarówno w miłości, jak i w przyjaźni. Jeśli jedna strona daje nagminnie swój czas, pieniądze, opiekę, a druga nic – to nie jest okej. Więc pomóżcie mi, co ja mogę dać w zamian? Co mam o tym wszystkim myśleć? A może, jak mówi moja przyjaciółka, powinnam się wyluzować i wcale nie zawracać sobie odwdzięczaniem głowy? Już naprawdę nie wiem, co robić. Grażyna