Odnaleźli się po latach. Oboje w stałych związkach. On miał z żoną dziecko, mieszkanie na kredyt i nadzieję na spokojną przyszłość razem. Ona właśnie się zaręczyła, była szczęśliwa i zakochana. Myślała o wyjeździe za granicę. Z narzeczonym, oczywiście.
Impuls, ukłucie w sercu, poczucie jakby cały świat stanął w miejscu. I to pulsowanie w skroniach, przyspieszony oddech. A przed oczami obrazy: pierwsze wakacje, pierwsze wspólnie wynajęte mieszkanie. Wyjazdy do jego rodziców i narty w Szczyrku. Tyle zapamiętała z momentu, w którym zobaczyła go ponownie, 6 lat po rozstaniu. Jeszcze tylko to diabelne pytanie: czy podejść? Wyręczył ją. Podszedł pierwszy.
– Gdybym mogła cofnąć czas – mówi D. – odwróciłabym się i pobiegła jak najdalej. Dlaczego? Bo fakt, że J. ponownie stanął na jej drodze skomplikował wszystko. Dosłownie wszystko. Przynajmniej w jej życiu. Uczucie odżyło. Najpierw to były tylko emocje. Żal (że on ma obrączkę na palcu, że w torbie niósł paczkę pieluch), zachwyt (że wygląda jeszcze lepiej niż kiedyś, że zmężniał, świetnie mu z tą brodą), rozpacz (że nie umalowała się dziś starannie, że przełożyła wczorajsze farbowanie włosów).
Rozmowa? Był serdeczny (radość), uściskał ją (znów żal – to był wyraźnie przyjacielski uścisk). Nie zaprosił na kawę, nie zapytał o numer telefonu. Spytał tylko, co u niej, jakie zmiany w życiu i pogratulował pierścionka. Powiedział, że właśnie wprowadzili się z żoną do mieszkania na sąsiednim osiedlu. A potem pożegnał się jak z dobrą przyjaciółką.
Czego właściwie się spodziewała? Więc chciałaby wiedzieć, czy i on poczuł na jej widok to ukłucie i jakby rozlewające się w środku zimno. Najwyraźniej jednak nie poczuł. Odszedł sobie do tej swojej żony i niemowlęcia od pieluch. D. za to wróciła do domu jak w transie. Na próżno K. (narzeczony) martwił się i pytał, czy chora, czy coś się stało, czy może szefowa znowu robi problemy z projektem. „Nie, nie” – usłyszał tylko i odpuścił na wyraźną prośbę, że chce być sama. Pocałował ją w głowę (nie, no naprawdę mógłby sobie w TAKIM momencie odpuścić te czułości, już i tak czuła się idiotycznie) i wyszedł pobiegać z psem. A ona usiadła do komputera. Drżącymi palcami wystukiwała w wyszukiwarkach jego imię i nazwisko.
Chłonęła każdą informację jaką znalazła. Zazdrośnie przeglądała zdjęcia. Nie było ich dużo: kilka z urlopów, jedno ze ślubu, jedno przedstawiające J. całującego niemowlęcą rączkę. Jakie to wszystko było dziwne: patrzeć na niego, niegdyś tak bliskiego, jedynego, teraz kiedy już nie należy do niej. Kiedy swoją historię pisze z kimś innym i ona absolutnie nie ma na to żadnego wpływu.
Dziwne, bardzo nieprzyjemne uczucie, patrzeć na ICH ślubną fotografię. I na nią, tę jego żonę. D. rozpaczliwie starała się znaleźć w jej twarzy czy figurze jakiś mankament. Nie udało się, dziewczyna wyglądała na bardzo sympatyczną osobę. D. postanowiła więc po prostu jej nie lubić. Wyłączyła komputer, nalała sobie kieliszek wina. Kiedy K. wrócił do domu i zaniepokojony przyszedł dopytać jak ona się czuje, udała, że śpi. Ale tej nocy nie zmrużyła oka. Była pewna, że znów kocha. A może nigdy nie przestała kochać, chociaż to ona zdecydowała o rozstaniu? Przez następny tydzień rozważała wszystkie „za i przeciw” odnowieniu kontaktu z J. . Myśli o K. odrzucała. Drażnił ją, przeszkadzał bez wyrzutów sumienia myśleć o J.. Już nie był tym najwspanialszym, jedynym.
Kubeł zimnej wody nastąpił ósmego dnia. Zobaczyła J. z żoną i dzieckiem, w parku. Uśmiechnęła się szeroko, wymieniła uściski dłoni i dojrzała w jego spojrzeniu na żonę czułość z jaką na nią, na D. nigdy nie patrzył. A może patrzył, ale bardzo dawno temu. Odeszła szybko. W domu rozpłakała się w sypialni. K. nie pytał o nic. Przytulił ją tylko mocno i głaskał po głowie (cholera, czy on musi być taki dobry?!). Miesiąc później D. odwołała ślub.
Stara miłość nie rdzewieje? Nie róbmy z tej „ludowej mądrości” zasady. Może nie chodzi tutaj tyle o uczucie, co wspomnienie o nim? O sentyment za czasem, kiedy być może nie mieliśmy jeszcze za sobą tylu życiowych rozczarowań. O idealną wizję przeszłości, za którą czasem skrycie tęsknimy? Powiecie pewnie, że związkowi, w którym nie brakuje miłości, akceptacji i zrozumienia nic nie zagrozi, nic go nie rozbije. Prawda jest jednak taka, że pewnych emocji nie da się przewidzieć. Tak uważa D., która była pewna, że nic nie rozdzieli jej z narzeczonym, że jej miłość do niego jest jak skała. Dziś, dwa lata po tym wydarzeniu znowu jest z K. ale, jak mówi, potrzebowała czasu by na dobre wyleczyć się z poprzedniej miłości, zamknąć ten rozdział definitywnie.