Burza hormonów pod jednym dachem. Dwie osoby, dwa temperamenty, dwa różne bieguny problemów. Przemijanie i dojrzewanie. Dojrzałość i młodość. Matka i córka. To nie może się odbyć bezboleśnie, bez konfliktów, w spokoju. I nie ma w tym niczyjej winy. Pewnie można by mieć trochę żalu do natury, o to, że tak to zaplanowała. Że nerwy, że płacz, że gniew. Czasem nienawiść połączona z miłością. I żal, że wszystko nagle się tak zmieniło.
Jagoda (49lat)
Zaczęło się klasycznie, jak we wszystkich poradnikach. Wahania nastroju, uderzenia gorąca. Smutek i płacz, za chwilę chęć natychmiastowej zmiany. Pragnienie, by uciec, zacząć wszystko od nowa. Lęk, że mój czas mija. Że przestaję być kobietą. Takie irracjonalne, absurdalne myśli, że wszystko się kończy, że nic już nie będzie tak jak kiedyś. Broniłam się przed tym, zaprzeczałam sama sobie, choć w głębi duszy wiedziałam, co się ze mną dzieje.
Najgorzej poczułam się wtedy, kiedy pierwszy raz zobaczyłam w mojej córce kobietę. To było w dniu jej 13 -tych urodzin. Stała przed lustrem i czesała włosy. Jakiś gest, ruch głową i nagle z dziewczynki zamieniła się w dziewczynę. Zabolało. Chyba ta jej młodość, piękno. Uroda wypływającą z młodości.
Miałam do siebie ogromny żal o to, że tak właśnie czuję, ale nie potrafiłam sobie z tymi emocjami poradzić. Stawałam się okropną matką. Jedną z tych wiecznie niezadowolonych, nudnych gaduł, które wszystko wiedzą lepiej i wszystkiego zabraniają. Nie rozumiała, dlaczego tak się zmieniłam. Zaczęły się awantury, moje próby kontrolowania córki, na każdym kroku.
Co takiego robiłam? Krytykowałam ją. Bez ustanku, za wszystko. Zabraniałam tego, czego nie rozumiałam. Że taka bluzka, nie inna, że wyjście do kina w piątek, a nie w sobotę. Stałam się bardzo wymagająca. W głębi serca nie chciałam, żeby dorosła, bo jej dorosłość oznaczała dla mnie moją starość. Co potem? Jej związki, ślub, jej dziecko. Oczami wyobraźni widziałam już siebie jako babcię. I zazdrościłam jej, że ma przed sobą całe życie.
To mąż uświadomił mi, że dzieje się coś bardzo niedobrego. Po jednej z kłótni z Asią, kiedy powiedziałam jej rzeczy, których będę żałować do końca życia, zabrał mnie na spacer, posadził na ławce i powiedział wprost: Czy ty zdajesz sobie w ogóle sprawę z tego, jak ją traktujesz? Jesteś dla niej okrutna, jak obca osoba. Jakbyś jej nienawidziła. A przecież to jest twoja córka”.
Pomogła terapia hormonalna i wizyty u psychologa. Leki ustabilizowały te emocje, odzyskałam siebie. A rozmowy z psychologiem to źródło wiedzy o mnie samej.
Joasia (15lat)
Problemy zaczęły się dwa lata temu. Wydaje mi się, że to się stało nagle. Wcześniej miałam inną mamę. Ta „nowa” pojawiła się po wakacjach. Pamiętam dobrze, kiedy wróciłam od koleżanki, w pierwszym tygodniu szkoły. Spóźniłam się dziesięć minut. Mama dostała szału, krzyczała, że jestem niemożliwa, niewdzięczna, że coraz gorzej się zachowuję. Nie powiedziałam nic. Zamknęłam się w pokoju, płakałam. Ona chyba też.
Potem było tylko gorzej. Zaczęłyśmy się kłócić, bardzo. Nie rozumiała mnie, z każdym problemem szłam do taty. Na niego mogłam liczyć. Ona była złośliwa, komentowała w okropny sposób mój wygląd, moje przyjaźnie, to, jak spędzam czas. Czułam, jakby nagle przestała mnie kochać. Jakbym ciągle musiała się przed nią bronić.
Mama nie może mi wiele zarzucić. Dobrze się uczę, mam swój świat – jazdę konną. Mam przyjaciół, z którymi się spotykam. Nie mam chłopaka, ale bywałam już zakochana. Powiedziałam jej o tym. Spanikowała. Zaczęła krzyczeć, że mam jeszcze czas, że mam myśleć o skończeniu szkoły. Nie sądziłam, że tak zareaguje.
Tak, bywały momenty, kiedy myślałam, że jej nienawidzę. Ale potem przechodziło. Brakowało mi tego, żeby się do niej przytulić, położyć jej głowę na kolanach. Odpychała mnie i było mi z tym bardzo źle.
Potem mama wzięła mnie ze sobą na wyjazd, w góry. Pojechałyśmy tylko we dwie. Bałam się tego. W domu mało co się nie pozabijałyśmy, czułam się przez nią oceniania, ciągle. Kłóciłyśmy się o bzdury. Miałam wrażenie, że czego bym nie zrobiła, zawsze będę beznadziejna. Pojechałyśmy samochodem. Pamiętam, jak na początku było nam trudno się do siebie odezwać. Chyba obie się bałyśmy, żeby nie powiedzieć czegoś przykrego. Wieczorem usiadła ze mną na łóżku, tak jak dawniej. Rozmawiałyśmy do drugiej w nocy, przeprosiła mnie. Mówiła o tym, że obu nam jest teraz trudno. Myślę, że zrozumiałam ją. A ona mnie.