Go to content

Nie ma nic złego w smutku. Jest w nim nawet wiele dobrego

Fot. iStock / Martin Dimitrov

Jestem smutna i jest mi dobrze. Nie każcie mi wracać. Boicie się smutku, dlatego go nie akceptujecie. W smutku nie ma nic złego. Jest uczuciem jak inne. A że boli? Nawet ból bywa przyjemny, gdy wiemy, że po nim nastąpi ulga.

Wszyscy chcemy być szczęśliwi. To naturalne. Chcemy cieszyć się i śmiać. Skakać z radości. Uszczęśliwiać innych. Czerpać życie pełnymi garściami. Żyć pełną piersią. Brać jak najwięcej i zamieniać swoje życie w bardziej komfortowe. Takie imperatywy kulturowe nam dziś towarzyszą. I dobrze. Człowiek szczęśliwy, to fajny człowiek. Ale…

Smutek jest piękny

Wycisza. Umniejsza powierzchowność, kierując uwagę na duchowość. Tworzy przestrzeń dla prawdziwej intymności. Ze sobą samym. Z innymi. Kiedy mój Tata odszedł, spędziłam wiele długich godzin z moimi bliskimi w milczeniu. Ile ważnych słów usłyszałam w tej przejmującej ciszy… Zmusił mnie do zwolnienia tempa. Jeszcze nigdy tak wolno nie gotowałam zupy, tworząc z niej kulinarne arcydzieło. Widać precyzja, którą smutek uruchamia, przekłada się na jakość. Zupy. Relacji. Myślenia.

Smutek dodaje odwagi

Przestajesz się bać rozmawiać o rzeczach trudnych z lęku przed utratą (przecież to też strach przed smutkiem, który wiąże się ze stratą). Nie boisz się podejmować ryzykownych działań, bo ryzyko porażki nie jawi ci się tak zagrażające jak wcześniej. Nie robisz uników, nie odkładasz na potem – bo zazwyczaj nie chcesz się zamartwiać tu i teraz. I tak jesteś przecież bardzo zmartwiona. Wreszcie towarzyszy ci więcej obojętności, a jak wiadomo nadmierne zaangażowanie zwiększa poziom lęku, a więc łatwiej ci podjąć działanie, nawet jeśli może się ono wiązać z negatywnymi emocjami.  Będąc bardzo smutną trudno być jeszcze smutniejszą.

Smutek odziera nas z powierzchowności

Żartu, podejmowanej gry, utrzymywania pozoru. Smutasy to słabi aktorzy. Gwiazda powinna nieść ze sobą dobrą energię, światło, charyzmę, a ty jej nie masz w tej chwili. Przechodzisz więc w rolę obserwatora. Nagle zauważasz tyle ważnych rzeczy, których dotąd nie widziałaś! Że ludzie mówią za dużo  z lęku przed intymnością. Bywają za głośni i zbyt egzaltowani. Widzisz nagle ich niepewność i zagubienie. Słabości mnożą się jak grzyby po deszczu. Dostrzegasz tych, którzy stoją poza sceną i nie rzucają się w oczy. Jak miło jest z nimi porozmawiać. Albo pomilczeć.

Smutek rozwija magiczne myślenie

Nagle wyobrażasz sobie inne scenariusze, w których nie wydarzyło się to, co jest powodem cierpienia. Widzisz różne drogi, a każda z nich mogła być twoim życiem. To opowieść o twoich marzeniach, potrzebach, może celach na przyszłość? Zyskujesz większą przestrzeń dla określenia gdzie chcesz być i z kim.

No właśnie. Z kim. Smutek przeprowadza dokładną selekcję bliskich. Odrzuca biorców, bo cóż oni mogą dostać od smutnego człowieka? Także egocentryków, bo przez łzy ledwo się widzi takich królów. Eliminuje także mało zaangażowanych i fałszywie kochających. Związek ze smutnym nie należy do atrakcyjnych społecznie. Zostają ci, którzy kochają szczerze. Ale pojawiają się też nowi. Tacy, za których wcześniej nie dałabyś złamanego grosza. Poważniejsi, smutniejsi, mało rozrywkowi. Z nimi jednak chciałoby się umierać.

Zaczynasz rozróżniać rzeczy ważne od mniej ważnych. Przewalają ci się wartości. Nie chce ci się brać kolejnego projektu dla sławy, kasy czy zajęcia; doceniasz nagle ten czas w domu, gdy wreszcie wiesz, o której jest angielski, a kiedy konie, a kiedy tenis.  Rozmawiasz z wychowawcą długo i nagle widzisz w niej człowieka. Pytasz Pani, która sprząta, czy tęskni za rodziną. Wysłuchujesz odpowiedzi do końca, bo nigdzie się nie spieszysz. Mówisz córce, że smutek ma swoje imię i jest częścią życia. Masz czas z nią o tym długo porozmawiać na spacerze (jak to jest możliwe, że nie wiedziałaś, że sąsiad ma cztery szczeniaki owczarki alzackie?).

Wreszcie smutek pomaga myśleć

Towarzyszy mu większa wnikliwość i refleksyjność. Patrzysz na obraz Hoppera, który dobrze znasz i nagle widzisz go zupełnie inaczej. Słuchasz po raz pięćdziesiąty nocturna Chopina w wykonaniu Arthura Rubinsteina i jakbyś go odkrywała na nowo. Trzymasz się z daleka od banałów i zaczynasz rozumieć, co twój kolega artysta miał na myśli, mówiąc, że sztuka ma pozostawiać w tobie niepokój. Profesor Łukaszewski napisał kiedyś, że to mit, że ludzie smutni są mądrzejsi. „To mądrzy są smutniejsi. Może to cena, jaką płaci się za mądrość, albo cena, dzięki której dochodzi się do mądrości…”

Nie ma nic złego w smutku, który jest stanem przejściowym. To właśnie kryzysy, a za tym idący lęk, smutek, ból – powodują, że człowiek się rozwija, zmienia, nierzadko stając się lepszym. Smutek jest dziś dla mnie jak łaskawy pan, który chroni mnie przed chaosem. Bo jak jest smutek, to ja wiem, że coś się wydarzyło, a to jest reakcja, a dalej będzie zmiana i życie, które na mnie czeka. Zwykła sekwencja zdarzeń, które mimo nieprzewidywalności zawierają w sobie porządek.

Zobacz, napisałam o smutku, ale w niesmutny sposób. Bo w sumie wyszło optymistycznie. Jak w życiu, gdzie smutek i radość nie istniałyby bez siebie wzajemnie. Nie bójmy się smutku, pozwólmy go innym przeżywać, a możemy i my z niego skorzystać.

PS. Ciociu K., nie dzwoń do mnie znów z zaproszeniem na weekend, by mnie rozweselić. Jestem smutna i jest mi dobrze. A jak chcesz być ze mną w smutku, to zapraszam do siebie.