To nie jest łatwy temat, to nie jest fajny temat, to jest okropnie niezręczny, wstydliwy i beznadziejny temat.
Moje małżeństwo od początku było koszmarem, ale jak to w życiu bywa – człowiek uczy się na błędach. Ja za swój zapłaciłam wysoką cenę pięć lat życia w strachu. Ten kochający, dbający o rodzinę mąż to tak naprawdę psychopata, lubiący zadawalać się terrorem psychicznym. Po 10 latach bycia razem wzięliśmy szybki ślub cywilny, wyszłam za niego i od tego czasu miałam wroga. Do ślubu był „normalnym” człowiekiem, bo powiedzieć dobrym to by już była przesada. To typ manipulanta – przy ludziach potrafi grać fantastycznego męża. Potrafił zmanipulować każdego i zdobyć jego sympatię w kilka chwil. Był tak dobry w swoim udawaniu, że wszyscy go uwielbiali. Tylko ja wiedziałam, jaka jest rzeczywistość.
Gdy drzwi naszego domu zamykały się zaczynało się „piekło”. Dopiero w domowym zaciszu wychodziły ukryte w środku potwory, które pokazywały swoje prawdziwe oblicze. Złośliwości, wyrzuty, upokorzenia, moja rodzina była najgorsza, a jego święta (choć jest całkiem odwrotnie), bo jestem leniwa – cały dzień mam służyć jak pies, bo pan tak chce, wypędzanie z domu, zastraszanie, znęcanie. Starałam się zachowywać tak, by nic go nie wkurzało. Sprzątałam, prałam, gotowałam – dogadzałam mu, ale i tak zawsze znalazł powód do wszczęcia awantury.
Wszystko było na mojej głowie. Wykonuję swoją pracę w domu, gdzie zadania i obowiązki wciąż się mnożą. Do tego walczę z bólem głowy, złym samopoczuciem, ale nawet nie mam chwili, by pomyśleć o wizycie lekarskiej.
W domu zmieniał się nie do poznania. Kiedy jechaliśmy do sklepu, to wraz z koszykiem zakupy do samochodu pakował, a po powrocie do domu to ja musiałam torby taszczyć. Wracając z pracy, wchodząc do mieszkania od razu wrzeszczy jak opętany, choć wiele razy prosiłam, błagałam – on nie przestał wręcz odwrotnie nakręcał się jeszcze bardziej. Nie wzruszały go nawet moje łzy i lament, mówił że tylko do tego się nadaję.
Sama nie wiem jak, ale wytresował mnie tak, że po każdym jego wybuchu pierwsza wyciągałam rękę i przepraszałam. Chwilami nawet zaczynałam wierzyć w to, że wszystko jest moją winą.
Usiłowałam sama sobie dać radę, ale ciągłe wyzwiska, kontrole, szarpaniny, coraz częstsze awantury, siniaki powodowały u mnie cholerny ból. Nigdzie nie wychodziłam, żyłam w niepewności, czy znów zacznie się koszmar. Ciągle tylko twierdził że jestem najgorsza, niegospodarna, za dużo wydawałam na jedzenie, niedokładnie sprzątałam, do tego uważał mnie za beznadziejną kobietę, która nie potrafiła donosić dziecka. Doszło do tego, że nie chciałam już żyć. Byłam wykończona psychicznie i fizycznie. Byłam totalnie poniżona, obdarta z kobiecości. Wszystko dusiłam w sobie, czułam lęk przed swoim mężem przez większość czasu! Przez cały okres małżeństwa powroty z pracy do domowego piekła były koszmarem.
Wszyscy mówią, że wystarczy odejść – argumentów zawsze jest sporo. Przecież nie można marnować sobie życia. To jest proste tylko w teorii, ale nie wtedy gdy tkwisz w takiej relacji. Bardzo często sama się zastanawiam, jak mogłam tak długo wytrzymać w tym związku. W związku, w którym on stosował wobec mnie przemoc – często nie tyle fizyczną co psychiczną, ekonomiczną. Jak mogłam pozwolić, by być tak traktowaną przez wiele lat. Możemy się mądrzyć patrząc z boku tylko tyle, że nie zdajemy sobie sprawy jak trudno jest się w tym wszystkim odnaleźć. A kiedy tkwimy w tym związku po same uszy, dostajemy cios za ciosem, nagle budzimy się na kafelkach w łazience, złamane psychicznie, niewierzące w siebie i w to, że zdołamy odejść i poradzić sobie bez naszego oprawcy, bo przecież przez kilka lat zdążył nam wmówić, że bez niego nic nie jesteśmy warte. Do tego dochodzi strach, a jest się czego bać. Tyrani są mściwi, a kiedy ktoś jest mściwy i nieobliczalny, masz prawo się bać.
Czy wiesz, co tak naprawdę oznacza „nie wiem czego mogę się po nim spodziewać”? Tak się mówi, ale tylko nieliczni wiedzą, co tak naprawdę oznacza być uzależnionym od kogoś, kto jest nieobliczalny. Kto tak wiele razy przekroczył już granicę, wtedy naprawdę nie wiesz, czego możesz się spodziewać. W końcu dzieje się tak, że przed odejściem powstrzymuje cię twoja własna wyobraźnia. Doświadczając takiej przemocy psychicznej wyobrażasz sobie różne scenariusze.
Doskonale pamiętam, że jestem szmatą, wywłoką, jebaną suką. Najlepiej żebym wypierdalała z domu, albo szła sobie skoczyć z balkonu. Kiedyś nie wyobrażałam sobie, że partnerzy mogą na siebie krzyczeć, a jednak przywykłam do tego. Kiedyś nie wyobrażałam sobie, że facet z którym kładę się co wieczór do łóżka, może nazywać mnie szmatą, albo powiedzieć do mnie „spierdalaj”. Potem to wszystko stało się normą. Nasz dom nie był spokojnym, bezpiecznym miejscem. Był przepełniony chaosem, niepewnością co do tego, co wydarzy się za chwilę. Żył w nim lęk, podniesiony głos, ból i strach a ja miałam żyć pod dyktando. Milczałam, bałam i wstydziłam się mówić o tym wszystkim komukolwiek. Nie miałam już siły na nic, chciałam się poddać. Myślałam, że zwariuję, to był kres wytrzymałości.
Niby chciałam, żeby ktoś mi pomógł, podał rękę, pokierował, uratował, ale nie poprosiłam o to. Wstydziłam się, że pozwoliłam na to wszystko, przecież trzeba było opowiedzieć co dzieje się w moim domu. Czułam się odrętwiała emocjonalnie i bezradna. Nienawidziłam swojej słabości. W takich chwilach myśli biegną jedna za drugą, kłębią się, głowę wypełnia wstyd, strach, lęk, że wszystko stracone, że wszystko jest beznadzieje, że to, co robię w życiu nie ma sensu, że utracę to, co do tej pory udało mi się osiągnąć, zostanę bez niczego.
To chyba najgorsza rzecz w depresji, kiedy bez przerwy myśli się o tym, żeby ze sobą skończyć. Najgorsze jest to, że tylko ta jedyna myśl wydaje się jedyną alternatywą, jedynym słusznym wyjściem, a najstraszniejsze, że wydaje się jedynym bezpiecznym wyjściem. Nie wiedziałam, gdzie szukać pomocy, ale jednego byłam pewna – jeśli chcę przeżyć, nie mogę być dłużej z mężem. Na szczęście odzyskałam świadomość i potrafiłam dostrzec, że z facetem, z którym chwilę temu miałam zamiar spędzić życie jest coś nie tak. Poza tym, on może się świetnie maskował i dopiero po latach zaczął wykazywać przemocowe skłonności, a może zawsze taki był, tylko ja nie chciałam tego zobaczyć? Być może ciągle miałam nadzieje, że się zmieni, że coś zrozumie, naprawi swój błąd i jakoś mi to wynagrodzi. Nic takiego się jednak nie stało. Jego obojętność i brak jakiejkolwiek skruchy pokazały, jakim naprawdę jest człowiekiem.
Podjęłam ostateczną decyzje muszę odejść i ratować siebie. Poprosiłam o pomoc mojego lekarza. Przeszłam przez depresję, byłam w szpitalu psychiatrycznym, gdzie płakałam najpierw z żalu nad sobą, nad moim życiem, a później z tęsknoty za sobą, swoimi marzeniami, za radością i szczęściem. Będąc w szpitalu zrozumiałam, że byłam od niego uzależniona, bałam się go, a przy tym było mi go żal, więc nie chciałam go zostawić. Chciałam chronić go nawet przed nim samym, ponosić za niego odpowiedzialność.
Walczyłam o życie w szpitalu, a mój mąż korzystał z życia. Rozpowiadał na mój temat niestworzone rzeczy, oczerniał mnie za plecami, zgrywając niewiniątko, by odwróciło się ode mnie jak najwięcej osób. Był tak bezczelny, że oskarżył mnie, że to wszystko był mój plan, by zwalić winę na niego. Prawdziwy świr! Nie wystarczało mu, że wystarczająco się przez niego wycierpiałam. Do samego końca chciał mnie zniszczyć. Próbowałam z nim porozmawiać, rozstać się bez szarpania, dojść do kompromisu – bezskutecznie. W momencie rozstania zostałam bez dachu nad głową, okradł mnie z pieniędzy i zostawił bez niczego. Gdy zadzwoniłam do niego, żeby spakował chociaż moje osobiste rzeczy, odmówił, chciał żebym przyszła z Policją bo inaczej nie wpuści mnie do naszego mieszkania. A więc wraz z Policją udałam się po moje dokumenty, których dobrowolnie nie chciał mi oddać.
Dziękuję Bogu, że mogłam liczyć na moją rodzinę, w szczególności na cudownych rodziców jak i najwspanialszego przyjaciela, dzięki którym stawałam powoli na nogi, czerpałam od nich siły i wygrałam walkę o życie. Obudziłam się z koszmaru – to zły sen, który jest już tylko wspomnieniem i więcej się nie powtórzy. W końcu przestałam się bać. Jedyne, czego żałuję to, że nie zrobiłam tego znacznie wcześniej. Teraz wiem, że gdyby czas można było cofnąć, nie czekałabym tyle lat. Dzień po dniu zostawiam za sobą złe wspomnienia. Uciekłam od męża tyrana i wiem, że dobrze zrobiłam. Sytuacja, w jakiej się znalazłam mimo, że dramatyczna okazała się dla mnie zbawienna. Dzięki temu co się wydarzyło miałam możliwość odrodzenia się na nowo.
Ps. Nie mamy prawa do oczerniania kogoś przez pryzmat kilku informacji o nim. Póki nie jesteśmy w jego skórze, nie wiemy o jego uczuciach kompletnie nic.