Myj się tylko wodą, a najlepiej niech robi to za ciebie… toaleta myjąca. O tym, jak właściwie dbać o higienę intymną, rozmawiamy z dr n. med. Tadeuszem Oleszczukiem, specjalistą ginekologiem- położnikiem.
Ostatni rok zwrócił naszą uwagę na konieczność właściwego dbania o higienę. Rzadziej zapadamy na tzw. choroby brudnych rąk. A jak to jest z chorobami dróg moczowo-płciowych? Czy w tym względzie się coś zmieniło, czy to jednak nadal częsty kobiecy problem?
Około 30 proc. pacjentek przychodzi do gabinetu z objawami zapaleń narządów płciowych, z różnego rodzaju infekcjami. To oczywiście trzeba diagnozować i leczyć, wziąć odpowiedni lek przeciwbakteryjny, przeciwgrzybiczny, przeciwwirusowy, jeśli taki rodzaj infekcji tam jest, ale przede wszystkim skupić się na tym, dlaczego doszło do tej infekcji. Jeśli mamy takie nawracające dolegliwości, bo mamy np. nadżerkę, zaburzenia hormonalne, czy cukrzycę to lekami przeciwzapalnymi tego skutecznie i trwale nie wyleczymy, trzeba szukać przyczyny. Często pacjentki same prowokują nieświadomie suchość pochwy, podrażnienie, zaczerwienienie, stosując różne detergenty o rozbudowanym chemicznym składzie.
Tego rodzaju problemy mogą być też na tle alergicznym, można mieć uczulenie np. na proszek do prania, którym pierzemy bieliznę. Ciągłe siedzenie w dżinsach, w spodniach, też sprzyja infekcjom, ciepło-wilgotne środowisko, w połączeniu np. z podwyższonym poziomem cukru, zwiększa ryzyko nawracających infekcji grzybiczych. Kiedy jeszcze jemy dużo białka zwierzęcego, słodyczy, czy owoców, spada nasza odporność. Odżywianie ma ogromny wpływ na stan naszej odporności. To mikroflora jelitowa kształtuje środowisko mikroflory obecnej
w narządach płciowych.
Nie bez znaczenia może być tutaj także czynnik psychiczny. Sam stres również osłabia odporność. Natomiast jeśli dziewczyna ma nawracające pieczenia, swędzenie przez dwa, trzy lata, wynikające np. z niedoboru hormonów, z przewlekłego stanu zapalnego, z wysokiego poziomu cukru, wtedy często ma w głowie zakodowane, że skoro coś tam się dzieje niedobrego, to ona musi coś zastosować, coś jeszcze nowszego, jeszcze częściej albo z innej apteki. Coś, co w końcu pomoże. Tymczasem nasza fizjologia, biologia, chciałaby, żebyśmy dali jej warunki i nie przeszkadzali, żeby mogła sama dojść do równowagi. Czasami pacjentka ma wrażenie, że się nie doleczyła, bo nadal coś dolega, boli, swędzi, a to może być nietolerancja na składniki środków czystości, żeli, kremów, którymi się leczyła. Stosuje następny, inny lek, który może wysuszać i zaburzać mikroflorę, pojawiają się zaczerwienienia, obrzęk i uczucie bólu. A może się okazać, że ma np. niewykrytą cukrzycę (szczególnie jeśli występuje w rodzinie) – bez leczenia przyczyn tego wszystkiego można nakręcić taką spiralę, że będzie się miało problemy bez końca. Ja zawsze na to zwracam uwagę. Pytam, czym się pacjentka podmywa, jak dba o higienę intymną, bo to jest bardzo ważne. Naturalnym sposobem do utrzymania fizjologii jest woda. Zmiana spodni na sukienkę, czy spódniczkę też jest korzystna. Również ręcznik papierowy jest lepszym wyborem niż bawełniany.
Czy da się i kiedy można infekcje intymne leczyć specyfikami dostępnymi bez recepty, a kiedy jednak lepiej kontaktować się ze specjalistą?
Powinniśmy się kierować objawami oraz tym, jak często się to zdarza. Jeśli raz w roku pojawiają się objawy infekcji i możemy je powiązać z określoną zmianą codziennych nawyków, czy środowiska, jak np. na wakacjach, możemy pójść do apteki po lek, który zatrzyma rozwój infekcji i ulży nam w dolegliwościach. Jeśli natomiast borykamy się z problemem infekcji od kilku lat, kiedy bierzemy leki – jest lepiej, jak nie bierzemy – jest gorzej, no to niestety trzeba znaleźć przyczynę i ją zlikwidować.
Jeśli kobieta ma np. nadżerkę, a lekarz mówi, że jest niewielka i że na razie z tym nic nie robimy, że niczym to nie grozi, no to niestety mamy problem. Śladowe plamienie z takiej nadżerki zaburza mikroflorę środowiska pochwy. Może być przyczyną nawracających infekcji. Pacjentka po każdym stosunku może mieć objawy zapalenia. Czasem takie plamienie pojawia się podczas pobierania cytologii. Należałoby taką nadżerkę adekwatnie leczyć. Można ją zamrozić/skoagulować, żeby nie było tego miejsca, z którego wychodzą stany zapalne. Bardzo często takie leczenie likwiduje na stałe uporczywe zapalenia. Jeśli nadżerka jest większa, to można stwierdzić stale utrzymującą się wydzielinę śluzową produkowaną przez nabłonek gruczołowy. Na tarczy powinien być nabłonek płaski, co oznacza, że z pochwy nie powinien stale wydobywać się śluz. Nie powinno być między miesiączkami żadnej wydzieliny o nieprzyjemnym zapachu, czy zabarwieniu.
Pacjentki czasem zgłaszają, że na czarnej bieliźnie widzą białe ślady, a to są złuszczone nabłonki śluzówki pochwy i to jest stan normalny. Sam śluz owulacyjny jest bezbarwny. Nieleczone nadżerki skutkują także tym, że miesiączka trwa np. siedem lub więcej dni, a nie pięć. Częstość pojawiania się zaburzeń jest dla nas cenną wskazówką. Jeśli pojawiają się co dwa, trzy miesiące, koniecznie trzeba znaleźć przyczynę. Natomiast po wyleczeniu zadbać o odbudowanie prawidłową mikroflorą środowiska pochwy. Odpowiednie bakterie probiotyczne będą dbały o zachowanie odporności i można je stosować doraźnie choćby raz dziennie po każdym krwawieniu miesięcznym. Nawet tylko przez jeden dzień. Ułatwi to szybki powrót do prawidłowego (3,7- 4,2) pH pochwy. Środki myjące często mają pH zasadowe i różne dodatki poprawiające właściwości, jak kolor, zapach, czy konserwujące.
Co możemy zrobić w przypadku ciągle nawracających infekcji? Jak przerwać to błędne koło?
Bardzo duże znaczenie ma nasza dieta i wynikająca z tego sprawność działania układu odpornościowego. W Polsce 3 mln osób ma cukrzycę, z czego 1 mln o tym nie wie. Codziennie je na przykład owoce. Zwykle dlatego, że są słodkie. Ważnym też jest to, że obecne uprawy są nakierowane właśnie na słodsze odmiany. To się zaczyna już w wieku dziecięcym, codziennie musimy zjeść np.: jabłko, pomarańczę, czy grapefruita. Nie zauważamy, że kiedyś jabłka były owocami sezonowymi, nie jadało się ich w styczniu, nie były uprawiane tak, żeby ich słodkość była kilka razy większa, tak, jak ma to miejsce obecnie. 80 proc. tego, co obecnie kupujemy w sklepach, zawiera cukier. Zaburzenie mikroflory jelitowej (cukier nie jest pożywką dla bakterii probiotycznych, ale doskonale odżywia mikroflorę grzybiczą) – to prosta droga do infekcji.
Nie zapominajmy też o aktywności fizycznej, która poprawia krążenie chłonki, krążenie krwi, metabolizm, spala nam tę glukozę, poprawia pracę jelit. Bardzo ważne jest, żeby wypróżnienia były raz dziennie. Dużo osób ma biegunki dwa-trzy razy dziennie, albo ma zaparcia, czyli stolec jest co 2-3 dni, a nawet raz na tydzień. Najbardziej obiektywny sposób oceny pracy przewodu pokarmowego i stanu naszego zdrowia to właśnie jakość wypróżnień. Przykładowo niewyregulowana czynność jelit kobiet w ciąży, refluks, czy zaparcia to zwiększenia ryzyka wymiotów, dodatkowych skurczy macicy, a w ślad za tym ryzyka przedwczesnego porodu.
Wahania masy ciała to kolejny problem. Jeśli w ciągu ostatnich pięciu lat pacjentka przytyła pięć lub więcej kilogramów, to pytam, co będzie za 10 lat. Słyszę na przykład, że codziennie sypie dwie łyżeczki cukru do herbaty/ kawy kilka razy dziennie. Często już sama rezygnacja z tego cukru pozwala schudnąć. Trzeba tylko na to zwrócić uwagę, ewentualnie zrobić dodatkowe badania krwi, dowiedzieć się, co i jak zmienić w sposobie odżywiania i w trybie życia.
W środowisku lekarskim głosy dotyczące stosowania płynów przeznaczonych specjalnie do higieny intymnej są podzielone, słychać opinie, że zaburzają naturalne pH i robią więcej złego niż dobrego. Jednocześnie reklamowane są już nawet płyny do higieny intymnej dla dziewczynek. Czy poleca Pan tego rodzaju ochronę swoim pacjentkom?
Kiedyś kobiety nie używały żadnych płynów przeznaczonych specjalnie do higieny intymnej. Oczywiście należy korzystać z postępu, o ile jest on jak najbliższy naturalnym mechanizmom fizjologicznym. Nie powinno się ingerować najróżniejszymi środkami chemicznymi jeśli wszystko jest w porządku. Natura przez tysiące lat wykształciła mechanizmy zachowania odporności i zdrowia. Nadmierne stosowanie sztucznych środków może wywoływać odczyny zapalne, czy nadwrażliwości. To łatwa droga do pojawienia się błędnego koła. Są już nawet środki do higieny intymnej noworodków. Przesadzamy z tym wszystkim, powinniśmy wrócić do natury, odejść od często nieuzasadnionego stosowania antybiotyków, a przede wszystkim zadbać o odporność. Nasza odporność zaczyna się w 80 proc. w śluzówce jelit, która zależy od tego, co jemy. Jeśli jemy cukry, mięso, nabiał, to sobie niszczymy tę odporność i często skutkuje to też zapaleniem jelit, czy tarczycy. Mamy nietolerancje pokarmowe, zaparcia, biegunki.
Powinniśmy jeść warzywa, najlepiej bio, z naturalnych upraw. Kiszonki, bo to nam zwiększa ilość tych dobrych bakterii. Ta dobra mikroflora zasiedla potem też pochwę. Jeśli kobieta rodzi noworodka siłami natury, fizjologicznie, to na dzień dobry dostaje on od mamy te dobre bakterie z pochwy. Jeśli rodzi się przez cesarskie cięcie, to niestety ma 40 proc. większe ryzyko alergii pokarmowych w przyszłości. Można temu zapobiegać, stosując odpowiednie probiotyki przeznaczone dla noworodków.
PH pochwy mieści się w przedziale 3,7-4,2, czyli jest dosyć kwaśne, a mydła (nawet szare) mają odczyn niestety zasadowy i to może sprzyjać zaburzeniom. Często mogą uczulać też dodatkowo konserwanty używane w płynach, żelach do higieny intymnej. Najbezpieczniejsza jest więc sama woda dla zachowania prawidłowego środowiska zdrowej mikroflory.
Czym się w takim razie myć i jak o siebie dbać? Może nic nie umyje nas tak dobrze, jak… po prostu czysta woda?
Zachęcam do tego, żeby myć się tylko ręką i wodą, bo to jest od tysięcy lat naturalne. Mając możliwość umycia się bez żadnych detergentów nie niszczymy środowiska, detergenty nam nie psują mikroflory, nie zmieniają nam pH okolic intymnych. Kiedy mówię, żeby stosować do mycia tylko wodę, to dziewczyny są w szoku: ale jak to?! A potem już nie wracają z infekcjami, bo wszystko jest dobrze, przychodzą tylko na badania profilaktyczne. Bezsprzecznie sama woda jest tutaj absolutnie wystarczająca dla zachowania zdrowia. To samo dotyczy też twarzy. Makijaż można zmyć dodatkowo np. olejem kokosowym – natłuszczając i odkażając skórę. Oczywiście w przypadku higieny intymnej działa to w sytuacji, kiedy nie ma infekcji, ale jeśli pacjentka jest zdrowa, to wystarczy, że będzie się myła samą wodą. Po prostu trzeba tego spróbować i zobaczyć, że to działa. Nie powinno się też stosować u zdrowych kobiet płukania pochwy. Te specyfiki dostępne w aptekach są przeznaczone do używania po porodzie, aby wypłukać resztki krwi – przez dzień, dwa, góra trzy.
W innym wypadku irygacje pochwy to często wprowadzanie do pochwy bakterii i to jest dopiero początek stanu zapalnego. Więc skoro zadziałać może dopiero przywrócenie fizjologii – trzymajmy się tej fizjologii: ręka, woda i będzie wszystko ok. Do tego ręcznik papierowy. To nie są zęby, że ja mam tam jakieś resztki pokarmowe i muszę szczoteczką czyścić. Mycie czystą wodą jest najbardziej ekologiczne, bo nie zaburza naturalnej drogi do zdrowia.
Na polskim rynku już od jakiegoś czasu są dostępne toalety z funkcją mycia. Te, które proponuje szwajcarska marka Laufen, mają tryb natrysku dla kobiet, przeznaczony specjalnie do higieny delikatnych okolic intymnych. Czy to może być element naszej codziennej profilaktyki?
Tak, i to ma wydźwięk ekonomiczny, ekologiczny, praktyczny i zdrowotny. Nie stosuję środków, które mogą mi zaburzyć mikroflorę. Skoro jestem zdrowa czy zdrowy, to myję się wodą. Mam ku temu sprzyjające warunki, właściwie ułatwia mi to już taka toaleta. Ta marki Laufen ma specjalne wygodne tryby natrysku dla kobiet, dostosowanego do higieny delikatnych okolic intymnych. Można sobie jednym ruchem dłoni ustawić temperaturę wody, siłę strumienia, wybrać tryb pulsacyjny albo ciągły. To naturalny postęp i myślę, że tak jak kiedyś telefony komórkowe czy zmywarki były rzadkością, a dziś nie wyobrażamy sobie bez nich życia, tak od toalet myjących również nie uciekniemy.
Inwestując w toaletę myjącą, nie kupuję już bidetu, który zajmuje miejsce w łazience. Sama czynność mycia jest wygodniejsza. Nie muszę wstawać z toalety i dodatkowo kucać przy bidecie. Wszystko – i załatwienie potrzeby i odświeżenie się po – dzieje się za zajęciem jednej pozycji. Wrażenie komfortu, czystości i świeżości jest spotęgowane. Nie zużywam i nie muszę już wydawać pieniędzy na papier toaletowy, więc dbam o środowisko.
Tu warto podkreślić, że powszechnie odchodzi się od suszarek, ponieważ nadmuchiwanie roznosi cały areozol bakterii i wirusów. Osuszanie nie jest więc absolutnie konieczne w toalecie myjącej i dobrze, że Laufen nie zdecydował się na taką funkcję. Będąc w Korei Południowej w hotelu widziałem takie rozwiązanie: sedes, a obok niego wiszącą słuchawkę prysznicową i gałkę uruchamiającą. Trzeba było za to łapać, i za gałkę i za prysznic, a myjąc się, wycelować w muszlę tak, żeby nie zachlapać wszystkiego wokół. W toalecie myjącej Laufen ja rękami właściwie nic nie robię, nie dotykam dyszy myjącej. Nie ma ryzyka zarażenia się jakąś bakterią, wirusem, od kogoś, kto używał tego sprzętu wcześniej, tym bardziej, że dysza przemywana jest zarówno przed, jak i po użyciu, a cały system odkażany wodą o temperaturze 70 stopni. Można to porównać do zasad korzystania ze sztućców w restauracji. Dostajemy talerze, szklanki i sztućce, którymi ktoś wcześniej jadł. Jednak talerze, szklanki i te sztućce idą do zmywarki i tam w wysokiej temperaturze bakterie i wirusy giną. W toalecie myjącej jest tak samo. Ja kiedyś byłem osobą przekonaną tylko do tradycyjnych rozwiązań, czyli w tym wypadku tylko papier toaletowy. Większość osób, która kiedykolwiek spróbowała i przekonała się jakie jest poczucie świeżości będzie chciała stosować to zawsze. Kiedy raz się skorzysta z toalety myjącej, to potem trudno sobie wyobrazić, że można żyć bez tego rozwiązania. Trzeba skorzystać choć raz i się przekonać, jaki to jest komfort, wrażenie tej czystości i świeżości. To jest zupełnie co innego niż wytarcie się papierem. Bez żadnego dodatkowego płynu, mydła, po prostu czysta woda, a poziom higieny nieporównywalny z żadnym innym. W wielu krajach na świecie jest to już od dawna używane wyposażenie łazienek. Dobrze, że mamy szansę dołączyć do tej grupy.
Czy widzi Pan przyszłość dla tego rodzaju rozwiązań nie tylko w naszych domach, ale też np. w gabinetach ginekologicznych, szpitalach, salonach kosmetycznych i innych miejscach użyteczności publicznej?
Jak najbardziej, tylko trzeba przełamać opór społeczny. 50-70 proc. pacjentek u mnie
w gabinecie korzysta z toalety i bidetu, zanim położy się na USG, czy na badanie ginekologiczne. Nie mają obaw, więc myślę, że do toalety myjącej też przekonałyby się bez problemu. Świadomość czystości i świeżości podnosi komfort wizyty i badania. To trochę tak, jak ze zmywarkami, kiedyś ludzie podchodzili do nich różnie, a potem się okazało, że są na wyposażeniu już w prawie każdej kuchni. Trudno wręcz obecnie znaleźć współczesną kuchnię bez zmywarki. To kwestia mentalnej bariery, żeby ludzie zaczęli z tego korzystać i uważali za naturalne. Zwłaszcza w nowych przychodniach, które powstają, to może już być standardem, bo to bardzo dobry produkt i z punktu widzenia profilaktyki chorób dróg moczowo-płciowych, i pod kątem wygody i komfortu pacjentów, użytkowników. Na pewno byłoby to komfortowe np. w miejscach pracy, gdzie z toalety korzysta się kilka razy dziennie.
W gabinetach dodałbym do takiej toalety, np. na klapie lampę UV, co dodatkowo podniosłoby poczucie bezpieczeństwa, pewność, że siadamy na w pełni zdezynfekowany, wolny od wirusów, grzybów czy bakterii sprzęt. Myślę, że jest to kwestia przyszłości i rozwoju technologii. Technologia wkracza już prawie w każde miejsce naszej aktywności. A skoro
o udoskonaleniach mowa, to może jeszcze przydałoby się ocenianie wagi osoby, która z toalety korzysta. Powiązane danych z aplikacją i monitorowanie częstości oddawania stolca, czy moczu. Taka toaleta, która stoi na straży nie tylko naszej higieny, ale też zdrowia, i to
w wielu wymiarach to pożyteczna i praktyczna przyszłość w naszych domach. Warto więc
o tym mówić już teraz, bo od postępu nie uciekniemy. Taki postęp czyni nasze życie wygodnym i bezpiecznym, do czego zachęcam. Profilaktyka jest najważniejsza.
Dr Tadeusz Oleszczuk – doktor nauk medycznych, specjalista ginekolog-położnik, absolwent Gdańskiej Akademii Medycznej. Pracę doktorską obronił w 2001 roku w Centrum Onkologii – Instytucie im. Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie. Przeszedł wszystkie szczeble stanowisk zawodowych, aż do pełnienia przez kilka lat obowiązków ordynatora na pełnoprofilowym oddziale położniczo-ginekologicznym. Autor licznych publikacji w profesjonalnych czasopismach medycznych, oraz dwóch książek: „Czego ginekolog ci nie powie” i „Uspokój swoje hormony”. W codziennej praktyce szczególną uwagę zwraca na profilaktykę, odżywianie i wpływ czynników zewnętrznych na zdrowie pacjentek. Swoją wiedzą dzieli się m.in. na Facebooku: www.fb.com/drtadeusz