Uwielbiam Skorpiony, bo zawsze mówią bez ogródek, co im leży na wątrobie. Żadna niewygodna sytuacja nie jest zamiatana pod dywan. Skorpion czyści wszystko, co jest trudne i nie idzie na żadne kompromisy. I ten nów jest właśnie o tym. Aby przyjrzeć się, jak wiele poświęcamy z siebie, bo boimy się powiedzieć, że nam to nie pasuje. Kontynuujemy sprawy i relacje mimo, że one już dla nas nie działają, są martwe. Nie mamy z nich radości. Dlatego zastanówmy się co musi umrzeć, aby pojawiło się nowe? Emocje są intensywne. We mnie od kilku dni buzuje niezgoda na wyzyskiwanie, wyręczanie się mną, obarczanie mnie czyimiś problemami, życie na mój rachunek. Uwalniam to. Chcę świadomej wolności. Słowa i czynu.
A emocje? Buzują we mnie.
Mam wkurw na to co się dzieje z cenami: za paliwo, za kostkę masła. I nie chodzi o to, że żałuję pieniędzy ale, że te ceny są one absurdalne. I nikt nie bierze odpowiedzialności za to, co robi milionom ludzi. Jak mają żyć i z czego. Że ktoś mierzy nas swoją miarą. Miarą swojego portfela – „zarządcy”. Ktoś narzuca, jak i za ile mamy żyć. Podnoszenie stóp procentowych, gdzie jeden z ministrów, podobno matematyk, nie umie policzyć i się do tego przyznaje, o ile wzrośnie średnio kredyt na mieszkanie.
Mam wkurw na traktowanie kobiet, nas, przedmiotowo i umywanie rąk w kwestiach naszego zdrowia i przyszłości. To ciągłe karanie nas za to, że jesteśmy kobietami. A przed ołtarzem klęczą i się modlą do Matki Boskiej. Po co? Jak można czcić Kobietę, jednocześnie ją niszcząc? Naszą Pramatkę. I wycierać sobie nią usta i ręce. I sumienia.
Mam wkurw na wysługiwanie się ludźmi. Zrzucanie swojej odpowiedzialności na nas i umywanie od tego rąk. Robienie dla kogoś, narażając swoje życie i reputację. Za marne parę groszy. Cała odpowiedzialność i konsekwencje spoczywają na tych, co mają tylko robić i słowem się nie odzywać. Ten wyzysk i traktowanie ludzi jak bydło, jak mięso armatnie, jest da mnie nie do zaakceptowania. Ktoś nam coś każe, a my mamy to robić, a potem za to pokutować. I tu jest iunctim tego artykułu.
Właśnie odszedł mój serdeczny kolega. Niezwykle inteligentny, fachowiec na skalę światową. Facet w kwiecie wieku, który osierocił dwie córeczki i zostawił żonę w żałobie. Od kilku miesięcy się żalił, że nie chce iść ze swoim działem pod innego szefa. Bał się, że cała jego wieloletnia praca pójdzie na marne, że obaj się nie zrozumieją. Że ta zmiana będzie okupiona nie pracą i parciem do przodu, a wiecznym udowadnianiem sobie, kto ma rację. Tak newralgiczny obszar, w którym pracował, wymagał eksperckiej wiedzy. Jakiekolwiek niewłaściwe poprowadzenie sprawy rzutowało na straty dla całej grupy kapitałowej. Wiedza była tak specyficzna, że przez lata żaden prezes nie odważył się ingerować w ten obszar. A tu nagle ktoś zapragnął władzy i kontroli. Mój kolega żywił wielką nadzieję, że zmiany pójdą po jego myśli i odzyska swoją autonomię. Było to bardzo istotne dla dalszej przyszłości firmy,
której poświecił wiele lat życia. Nie poszły. Bardzo to przeżył, bo to oznaczało koniec jego kariery i zniszczenie dorobku nastu lat pracy. Wrócił z pracy do domu. Zawał i śmierć. Perfidia polega na tym, że „szef” osobiście dzwonił i tulił w żalu rodzinę i znajomych.
Słyszałaś o osobowości… księżycowej? Sprawdź, jaka jest Twoja i co to oznacza
Mam wkurw na to, że wchodząc pierwszy raz od dłuższego czasu na portal kariery zawodowej, wyświetla mi się facet, z którym pracowałam. Facet, który był głównym hamulcowym wszystkich decyzji i umywania rąk od odpowiedzialności. Okazało się, że awansował mocno w strukturze i jest głównym dowodzącym. Ale nie jest nim z powodu swojej zajebistości, a z powodu dobrego patrona.
A patron? Jest bardzo pomocny kiedy czegoś potrzebuje? Dla tego patrona pracowaliśmy kiedyś całym zespołem. Poświęcaliśmy się, po godzinach, załatwialiśmy sprawy, które były nie do załatwienia. Zawracaliśmy rzekę do źródła. Kiedy staliśmy się niewygodni, to telefon już nie był odbierany. Wraz z odejściem patrona straciliśmy pracę. On sobie znalazł nową, pomógł tej jednej osobie, a swojej ekipie dał wilczy bilet, aby nikt nie był z nim kojarzony. Tłumaczył się, że nic nie może. Mierność i bierność okazały się wyższym dobrem.
Dlaczego o tym piszę? Bo czas skończyć z wyzyskiem i mówieniem nam, co mamy robić i jak. Nie zgadzać się na mierność i wyzysk. Pracą dla kogoś kosztem siebie i bliskich. Zarządzanie nami przez ludzi, którzy nie mają kwalifikacji, wiedzy i odpowiedzialności. Którzy realizują się dzięki nam i żyją na nasz koszt.
Aby wyplątać się z tej spirali „niewolnictwa”, najpierw sami powinniśmy dać sobie zgodę na to, aby skończyć z jakąś chorą karmą niewolnictwa, wpuszczania nas w poczucie winy, karania, grożenia, zastraszania. Potrzeby cierpienia. Bo od tego też chorujemy. Nasze choroby nie wynikają z „chorób”, a z podstawowego czynnika, jakim jest strach i stres. Dajemy sobą manipulować i się zastraszać, bo ktoś uważa, że wie lepiej i że może nam dyktować warunki, jak mamy pracować, ile zarabiać i co jesteśmy warci. W strachu przed naszą wartością i unikatowością, zaniżają nasze poczucie wartości i pełnię cieszenia się życiem. Ktoś nam każe cierpieć i mówić, że życie nic nie jest warte i że jak nie będziemy żyć i pracować na takich, a nie innych warunkach, to czeka nas kara i strata.
Dlaczego dajemy się w to wciągać? Dlaczego chociaż raz nie zrobimy inaczej, aby zobaczyć co będzie i być może to jest dobre rozwiązanie dla nas? Ten nów jest właśnie o tym, o wolności i autentyczności, szczerości wobec siebie, o zakończeniu tego co nam nie służy, przyjęciu i pożegnaniu cienia, o podążaniu za własnymi marzeniami. O cenieniu własnego życia i tego czego chcemy. O zrobieniu tego pierwszego kroku. Zrobieniu inaczej niż zwykle, ale w zgodzie z własnym sumieniem i wolną wolą.