Go to content

Nie wiesz jak uderzyć dziecko, sięgnij po ten poradnik. I nie daj się zastraszyć

Fot. iStock/PaulBiryukov

Nie wiesz jak wymierzyć dziecku karę fizyczną i nie mieć wyrzutów sumienia? Chcesz pokazać maluchowi jak bardzo go kochasz i się o niego martwisz, dlatego sięgasz po pasek? Zajrzyj do poradnika Tedda Trippa „Pasterz serca dziecka”. Od wczoraj krążą w Internecie fragmenty tej książki, w której autor krok po kroku opisuje jak bić dziecko. Nawet to, które nosi jeszcze pieluchę.

Naprawdę nie wiesz, jak to zrobić? Zajrzyj do wiarygodnego źródła. I nie przejmuj się, jeśli dziecko krzyczy i ktoś usłyszy, doniesie na ciebie na policję. To ty masz rację. To twoje dziecko. Twoja własność. Nie daj się zastraszyć, ty wiesz lepiej.

Usuń rzeczy, które mogą zneutralizować karę (pielucha, kalesony, itp.). Zaraz po wykonaniu kary załóż odzież z powrotem. Najlepiej, jeżeli dziecko położysz na swoich kolanach zamiast krześle czy łóżku. W ten sposób zachowujesz fizyczny kontakt. Nie zostaje ono w ten sposób oddzielone od ciebie i pozostawione z jakimś obojętnym przedmiotem na czas kary.

Kiedy już skończysz bić, nie zapomnij powiedzieć dziecku, że je kochasz – radzi nam autor. To dość oczywiste, dziecko musi przecież zrozumieć, że miłość łączy się z bólem i cierpieniem… Kim trzeba być, by w tak otwarty sposób namawiać do bicia bezbronnych? Prawdopodobnie sfrustrowanym i krzywdzonym w dzieciństwie człowiekiem.

To prawda, na skutek masowej fali krytyki polskie wydawnictwo wstrzymało sprzedaż i w najbliższym czasie zadecyduje o jej wznowieniu lub wycofaniu książki ze sprzedaży. To dobrze. Szkoda tylko, że treści w niej prezentowane są bliskie dużej liczbie rodziców, dla których bicie jako forma kary jest usprawiedliwione i dopuszczalne. Kto z nas nie usłyszał od znajomego „Oj tam, dostałem w tyłek nie raz i wyrosłem na ludzi”…? Albo „Czasem musisz mu przyrżnąć, bo inaczej nie zrozumie”?… W Polsce, kraju mieniącym się ostoją katolickich wartości, przemoc fizyczna wobec dzieci ma wciąż nasze przyzwolenie i uznawana jest za skuteczną metodę wychowawczą. Bywa, że nie przyznajemy się do tego, że w naszych domach rozgrywają się prawdziwe dramaty. Może nie bijemy my, może bije nasz partner, a my dajemy na to nasz przyzwolenie nie protestując? Udając, że nie widzimy?

A dziecko pozostaje bezwolne, na twojej łasce i niełasce. I wierzy w to, że na bicie zasłużyło. Przecież biją ci, którzy je kochają, więc na pewno mają rację. To dziecko jest złe, sprawia problemy, jest krnąbrne, skoro ośmieliło się sprzeciwić. Zdajesz sobie sprawę z tego, co ono o sobie myśli, gdy bijesz? Pewnie nawet o tym nie myślisz…

Bo kim właściwie dla nas jest dziecko? Na pewno nie człowiekiem, które ma swoje emocje, uczucia, prawa. Dziecko jest czymś, nie kimś. Ma  być posłuszne, nie ma prawa protestować,  jest od nas w pełni zależne i możemy zrobić z nim dokładnie to, co chcemy.

 

Dlaczego wydaje nam się, że nasz klaps to coś „lepszego” i zupełnie innego niż znęcanie się zwyrodnialca, o którym ostatnio słyszeliśmy w telewizji? Przecież mamy uczucia, jesteśmy empatyczni. Współczujemy, nie możemy uwierzyć „jak można tak skrzywdzić bezbronne dziecko”, gdy oglądamy reportaż o kolejnym skatowanym niemowlęciu. O niewyobrażalnym cierpieniu małego człowieka. Ale nie potrafimy zrozumieć, że wymierzając karę fizyczną własnemu dziecku powodujemy podobne cierpienie emocjonalne, poczucie osamotnienia, lęk i po prostu ból fizyczny. Krzywdzimy najbliższego nam człowieka. I bagatelizujemy to.

W czym jest lepszy nasz klaps? W czym lepsi jesteśmy my? W niczym. Pora zdać sobie z tego sprawę i przestać usprawiedliwiać kary fizyczne. Zróbmy wszystko, by takie skandaliczne wydawnictwa jak cytowany poradnik piętnować i jak najszybciej wycofywać ze sprzedaży.

A autorowi „Pasterza serca dziecka” (strzeżmy się takich pasterzy) polecam wizytę u jakiegoś dobrego terapeuty.