– Była Wigilia, kiedy musiałam zabrać mojego rocznego synka i wynosić się z domu jak najszybciej. Pamiętam i chyba już nigdy tego nie zapomnę. Stałam w przykrótkim płaszczu i tuliłam do siebie Kamilka, nie miałam dokąd iść. Zewsząd dobiegały odgłosy kolęd i radosne głosy normalnych rodzin. A ja po prostu wiedziałam, że albo wtedy albo już nigdy. Że jeśli dłużej tam zostanę, to już nie zdołam nas uchronić przed pijanym mężem, przed bolesnymi razami. I gdy wszyscy łamali się opłatkiem wypatrując pierwszej gwiazdki, ja wtulałam w siebie ciałko mojego syna, żeby nie czuł chłodu. I myślałam, że nasz wigilijny cud się nie wydarzył.
Kasia, choć ma 27 lat, wygląda jak nastolatka. Kamilek biega po pokoju, pokazuje zabawki. Dom Samotnej Matki stał się dla nich jedynym azylem. – Ludzie marzą o nowszych samochodach, o wakacjach na ciepłych plażach. A o czym marzy na gwiazdkę, ktoś taki jak ja? O tym, żebyśmy już nigdy nie musieli uciekać. I buty by mi się przydały. Nie nowe, mogą być używane, żeby tylko całe były, bo moje stare już i dziurawe. Całą najważniejszą resztę przecież mam. Popatrz na moje dziecko, jest ze mną, a ja przy nim. Czy może być coś ważniejszego?
Jagoda ma 11 lat, jest w domu dziecka od ponad dwóch. – Ja nie marzę o nowej mamie. Po co mi, skoro mam swoją, tę co zawsze. Napisałam list do Mikołaja, żeby pomógł jej wyzdrowieć. Bo mamę często bolała głowa i wtedy piła wino, bo mówiła, że jej przechodzi. Nie była zła, nie krzyczała na mnie i braciszka, ale spała długo i byliśmy głodni. Albo wychodziła i długo jej nie było. Bałam się wtedy, że ktoś zrobił jej krzywdę. I bałagan był w domu, dlatego szybko nauczyłam się sprzątać, bo przychodziły takie panie i myślałam, że nas przez to zabiorą. Mama mówiła, że tej pani nie wolno nic mówić i myśmy nie pisnęli słówkiem, ale i tak po nas przyszli. I teraz czekam, aż mama zdrowa mnie zabierze. I razem znajdziemy mojego braciszka, bo jacyś inni ludzie go zabrali. I pisałam dlatego Mikołajowi, żeby mu przyniósł ciepłe piżamki, bo on zawsze bardzo marzł, chociaż go przykrywałam kocem. A dla siebie to bym właśnie taki kocyk chciała miękki, żeby dać bratu, jak już wszyscy razem do domu wrócimy. Żeby wiedział, że nigdy o nim nie zapomniałam.
– A ja bym chciał taki wózek, dla Marka mojego kolegi. Bo on ze mną w pokoju mieszka. I miał wypadek i przestał chodzić. Mateusz, który ma 12 lat jest wyraźnie zmartwiony. – On ma swój, ale taki już stary i brzydki. I jak jedzie to mu się zacina. I tak sobie pomyślałem, że może jakby dostał nowszy model, to przestałby mówić takie straszne rzeczy. Bo moi rodzice umarli, a babcia nie miała sił mnie wychowywać i sąd się nie zgodził. Mieszkam tu i wcale nie jest najgorzej, mam przyjaciół i pan wychowawca jest miły. Jest mi często smutno, ale przecież to niczyja wina. Dobrze, że są takie miejsca, gdzie dzieci takie jak ja, mogą być. Potem dorosnę, to pójdę do pracy, będę miał swoje mieszkanie i rodzice będą ze mnie dumni. Bo wierzę, że patrzą na mnie z nieba, że gdzieś tam są. No a Marek mówi, że mama go zostawiła dlatego, że się rozchorował. A przecież, to nie może być prawda. Bo takie chore dziecko kocha się jeszcze bardziej, żeby mu przykro nie było. Bo i tak już jest mu z tym źle. Mieszkała tu taka Asia, też była chora, nie miała włosów. I Mikołaj jej przyniósł nowe. I ona się tak cieszyła. I mama do niej przychodziła, tylko nie mogła jej od razu zabrać, bo nie miała pracy. Ale chyba potem znalazła, bo Asia nagle się wyprowadziła w nocy, a mama jej rzeczy zabrała. Ja to nie wiem, co bym chciał dla siebie. Piłkę do nogi, bo ta tutaj już bardzo stara. A gdyby Marek wózek dostał a ja tę piłkę, to może ci jego rodzice by przyszli na mecz. Bo Marek na bramce jest świetny, powinni to zobaczyć.
– My gonimy nie wiadomo za czym, zapożyczamy się na drogie prezenty. A są takie miejsca jak Dom Dziecka albo Samotnej Matki, gdzie cieszy każdy drobiazg. Basia jest samotną mamą, która nie poradziła sobie po śmierci męża i stracie pracy. – Mi się wydaje, że jak coś tam z zewnątrz do tych dzieciaków przychodzi, jakieś zabawki czy nowy szalik to one wierzą, że ktoś o nich pamięta. Że nie są tak całkiem same, że może nawet dla kogoś ważne. Ja myślę, że to tak bardzo potrzebne, ten zwykły gest, który dla nas jest czasem wszystkim. To głupie może, ale w ubiegłym roku taka starsza pani sobie nas wybrała, mnie i moje dwie córeczki. I dostaliśmy, mnóstwo pięknych ubrań. I dziewczynki zabawki i używanego laptopa. I siedziałyśmy tak we dwie i ona ta kobieta płakała, bo ja bardzo dziękowałam. Nie za te wszystkie rzeczy, ale za to, że nie była obojętna, że w ogóle pomyślała o tym miejscu. I o nas, bo to przecież obcy człowiek dla nas jest. Przecież nie będę ukrywała, że wymarzonym prezentem byłoby własne lokum. Nawet takie małe, do remontu. Ja już tyle w życiu przeszłam, że chyba nie ma rzeczy, której nie potrafię. Sama bym odmalowała i urządziła, jakby praca była. A moje dziewczynki są mądre, nie potrzebują wygód, bo wiedzą, że inne rzeczy są w życiu ważniejsze. Ale wierzę, że jak nie w tę, to może w kolejną gwiazdkę te klucze dostaniemy. I przestanę myśleć, że zawaliłam, że je zawiodłam. Chociaż ta starsza zawsze powtarza, że dom jest tam, gdzie możemy być razem. Że dom, to ja.
– A ja bym chciała lalkę, ale taką miękką, żebym mogła ją przytulać. I byłabym jej mamą, a ona moją córką i dbałabym o nią. I nigdy bym jej nie zostawiła, żeby się nie bała, tak jak ja czasem. Ania od 4 tego roku życia jest w domu dziecka. Mieszka tam już pięć lat, i przestała już czekać, aż ktoś po nią przyjedzie. – Tata kiedyś przyjeżdżał, ale nie miał pieniążków. Ja się na niego nie gniewam, jak będę duża to zarobię i będę go zabierać do swojego domu. Bo będę miała dom, przecież każdy ma. Ja też teraz mam, tylko taki jakby wspólny. I jak jest tu Wigilia, to ja nigdy nie płaczę, bo nie ma powodu. Jest ciepło i jest choinka. A są dzieci, które muszą mieszkać tam, gdzie jest wojna. Pani nam czytała. I do tej lalki jeszcze bym nowe rękawiczki chciała, takie z palcami bo mam tylko takie z jednym. To dla małych dzieci są, a ja już jestem duża przecież.
Wigilia to czas rodziny, bliskości i pamięci. To czas, kiedy największą radością, jest szczęście bliskich. Ale nie każdy ich ma, nie każdy ma gdzie wrócić i z kim usiąść przy stole. A czasem przecież, tak niewiele trzeba. Bo wystarczy mała maskotka, ciepła czapka i „dorosłe” rękawiczki, żeby w ten najważniejszy dzień w roku, nikt nie był sam.