Czytam od kilku dni o śmierci 14-letniego Kacpra. Czytam i serce mi pęka, bo młody chłopak prawdopodobnie zaszczuty przez swoich rówieśników zdecydował się na tak tragiczny krok.
Jako matka nie jestem w stanie wyobrazić sobie, nawet nie próbuję myśleć, co czuje mama dziecka, które odebrało sobie życie. Jak bardzo wyrzuca sobie, że nie zdołała go ochronić, choć przecież nie siebie powinna obarczać winą za to, do czego doszło.
Tymczasem śmierć jej ukochanego dziecka stała się pożywką dla politycznej areny, ochłapem rzuconym w zgłodniały tłum, który chłopcem, który odebrał sobie życie, zaczął się przepychać, dyskutować i dowodzić swoich politycznych racji.
Ale czy ktoś odrobił lekcję po śmierci śmierci chłopca. Czy ktoś pomyślał, co tak naprawdę ta śmierć znaczy i jeśli już się zdarzyła, to może warto wyciągnąć z niej wnioski, może warto pochylić głowę, usiąść na chwilę i dopuścić do siebie myśl, co teraz zrobić, by do tej tragedii nie dopuścić.
Jasne, można teraz udowadniać, że edukacja szkolna stoi na zerowym, jeśli nie ujemnym poziomie tolerancji, że dzieci nie uczy się poszanowania praw drugiego człowieka, że w podstawie programowej brak elementów dyskusji nad innością, różnorodnością. Podręczniki do Wychowania do Życia w Rodzinie krzyczą jedną słuszną według władzy ideologią, że jedyne i normalne to heteroseksualne małżeństwo z dziećmi, które antykoncepcję opiera na kalendarzyku małżeńskim.
Nie ma w edukacji przestrzeni do rozmowy, do wyjaśniania wątpliwości, odpowiedzi na czasami głupie (bo to prawo wieku) pytania, głupie tylko z perspektywy dorosłego.
Można organizować manifesty pod Ministerstwem Edukacji Narodowej, palić znicze. Okazywać solidarność z ofiarami homofobii i mówić głośno o tym, że homofobia w naszym kraju ma się dobrze. A nawet bardzo dobrze, jeśli posłowie zasiadający w sejmie i reprezentujący społeczeństwo mówią publicznie, że śmierć nastoletniego Kacpra to wina środowisk lewicowych, które pokazują dzieciom złe wzorce. Przepraszam, trudno mi o szacunek dla pani Pawłowicz, nie rozumiem jej języka nienawiści, tak jak nie rozumiem języka nienawiści wielu z rządzących.
Homofobia w naszym kraju ma się dobrze nie dlatego, że o niej mówimy, ale dlatego, że jesteśmy społeczeństwem nietolerancyjnym, który uwielbia problemy zamiatać pod dywan, ale solidaryzować się w protestach, manifestach i zapalaniu zniczy. Cały czas mamy nadzieję, że jeden i wyjątkowy Robert Biedroń uleczy nas z homofobii, że on jako jedyny pokaże, że można być „fajnym gejem”, który nikomu nie robi krzywdy, ale jeszcze pomaga. To dużo jak na jednego człowieka, to zdecydowane przecenienie jego możliwości.
Jesteśmy nietolerancyjni, choć nie chcemy tak o sobie myśleć. Boimy się inności. Jesteśmy krajem, w którym dobrze ma się antysemityzm, homofobia i wiara, że my to naród wybrany, stworzony do wyższych celów, gdzie żaden uchodźca zadomowić się nie ma prawa.
Nie zapaliłam wirtualnego znicza dla Kacpra, nie kliknęłam „wezmę udział” w jakiejkolwiek demonstracji będącej manifestem, że nie wszyscy jesteśmy homofobami i że język nienawiści obecnie publicznie używany jest tym, którego brzydzę, jak mało czego na tym świecie.
Myślałam o chłopcu, 14-latku, który być może czuł, że jest inny, którego zaszczuli rówieśnicy przypierając go do muru, który nie wytrzymał presji… Nie wytrzymał nietolerancji, okrucieństwa kolegów. Wyobrażam sobie chłopca, który wracał do domu i nie był w stanie wyrazić tego wszystkiego, co się w nim dzieje, który nie potrafił zbuntować się, wykrzyczeć, że to nie fair, że oni nie mają racji, że nikt nie ma prawa tak traktować drugiego człowieka. I myślę o jego mamie, która jest świadkiem kupczenia tragedią jej rodziny, gdzie śmierć jej syna – największa z tragedii, jaka może zdarzyć się matce, z jednej strony ma dla każdego z nas znaczyć wiele, a z drugiej dla wielu jest pustym sloganem wykorzystywanym do publicznych rozgrywek.
Jestem mamą dwóch chłopców. Chłopców, którzy mogli być oprawcami Kacpra, a mogli być samym Kacprem. Każdy z nich, każdy z waszych synów czy córek mogli stać po jednej ze stron. Kto z was zapalających znicze na Facebooku, plujący przez lewę ramię czytając słowa posłanki Pawłowicz i powołujący się na Roberta Biedronia usiadł i porozmawiał ze swoim dzieckiem?
Kto pogardliwie spoglądający w stronę minister Zalewskiej i jej przypisujący poniekąd winę za to, co się wydarzyło, opowiedział swoim dzieciom o Kacprze?
Kto z was usiadł i uczciwie powiedział: „Ten chłopiec popełnił samobójstwo być może dlatego, że koledzy nazywali go pedziem, ciotą, bo zachowywali się wobec niego obscenicznie”.
Kto z was wytłumaczył swojemu dziecku, że „pedał”, „Żyd”, „ciota” i „down” to słowa, które krzywdzą? Które skierowane do ich kolegów mogą trafić na kogoś, kto nie będzie umiał sobie z tym poradzić. Kto wytłumaczył,że wyśmiewanie się z kolegi na wuefie tylko dlatego,że jest grubszy może też doprowadzić do tragedii? Kto w końcu powiedział swoim dzieciom, że każdy, KAŻDY z nas zasługuje na szacunek, na zrozumienie? Że tolerancja dla innych, jest tolerancją dla różnorodnego świata i że nikt nie może czuć się lepszym tylko dlatego, że nosi markowe buty, ma najnowszy model telefonu, biega szybciej od kolegów, a dla słabości nie ma przyzwolenia.
Mój młodszy syn, 9-latek, powiedział: „Mamo, ale dlaczego?”. Dlaczego koledzy mu dokuczali, dlaczego on odebrał sobie życie? Może dlatego, że takich pytań zabrakło, że brakuje rozmów w naszych domach, że unikamy tematów trudnych, a słowo „samobójstwo” nie przechodzi nam przez gardło przy dzieciach, podobnie jak homoseksualizm czy uchodźca. A przecież to jest częścią naszego wspólnego życia, tragedie, które się wydarzają są udziałem nas wszystkich. Więc może zamiast używać śmierci Kacpra jedynie do publicznego wyrażania swojego sprzeciwu wobec homofobii i piętnowania nietolerancji obecnego rządu, powinniśmy usiąść każdy ze swoim dzieckiem i opowiedzieć mu o chłopcu, który odebrał sobie życie, być może dlatego, że w kilku domach zabrakło rozmowy o tym, kim jest gej, Żyd, dziecko z zespołem Downa, gdzie nikt nie wytłumaczył, że wyśmiewanie i upokarzanie drugiego człowieka jest czymś bardzo złym, bardzo… I może doprowadzić do ogromnej tragedii. Gdzie my jako rodzice chcemy wierzyć, że nasze dziecko nie jest okrutne, i nie dokucza, ale czy mamy tego pewność?
Zacznijmy od siebie i od naszych dzieci. Tego mnie nauczyła śmierć Kacpra, do której nigdy nie powinno dojść…