Tak na dobrą sprawę, o tym co mnie spotkało, wie tylko kilka osób. Dziś jestem już poskładana, potrafię nawet cieszyć się swoim ciałem, seksem. Jestem silną kobietą i wiem, że nic nie jest w stanie mnie złamać. Rok temu zostałam zgwałcona. Nie piszę tego listu, by wywołać współczucie. Piszę go ku przestrodze. Lepiej uczyć się na cudzych błędach, niż samemu przechodzić przez piekło.
Był letni wieczór. Ciepłe powietrze, zapach kwiatów, trawy. Kiedy zamykam oczy dokładnie pamiętam każdy szczegół wieczoru, który zamienił się w koszmar. A miało być tak pięknie. Wymarzony staż, który miał być trampoliną dla mojej kariery. Wszystko układało się tak, jakbym życzyła w sobie najśmielszych snach. Praca w jednej z najlepszych górskich miejscowości. To był mój czas, dawałam z siebie wszystko z uśmiechem na ustach. Bo przecież właśnie o tym marzyłam. Nie przeszkadzała mi codzienna rutyna: śniadanie – praca – lunch – praca – hotel – kąpiel – sen. Kto by pomyślał, że teraz góry to ostatnie miejsce na świecie, w którym chciałabym się znaleźć…
W jeden z weekendów koleżanki świętowały urodziny jednej z nich. Zaprosiły mnie na imprezę. Okazja do złapania oddechu, więc z wielką ochotą się zgodziłam. Wieczór na zabawę, tańce, świętowanie także mojego zawodowego sukcesu – zdecydowanie było mi to potrzebne.
Znajomy zaproponował, że podwiezie mnie do centrum. Znajomy…. Właściwie kolega, z którym kiedyś flirtowałam. On twierdził, że zakochał się na zabój, że jestem kobietą jego życia, a ja cóż… Był dwa lata młodszy, to nie był czas, kiedy chciałam się z kimś wiązać. Poza tym, z mojej strony nie zaiskrzyło. Kiedy zaczęłam staż, spotkaliśmy się. Mieszkał w miasteczku, w którym pracowałam.
Trochę niezręcznie. Ale miał dziewczynę, to pewnie uspokoiło moją czujność. Przecież uczucia wygasają, choć wiem, że zawsze pozostaje sentyment. A on kocha inną. Nie posłuchałam intuicji, ona mi wtedy wrzeszczała do ucha: „Nie jedź! Nie jedź z nim”. A ja strzepnęłam ją z ramienia. „Nie przesadzaj, nie panikuj, to tylko koleżeńska przysługa” – pomyślałam… Dzisiaj już sobie to wybaczyłam, ale „Nie przesadzaj” budziło mnie w nocy…
Ginekolog, do którego trafiłam kilka dni później, powiedział, że powinnam uważać na to, jak się ubieram… A ja wsiadłam do tego samochodu normalnie, w sukience, szłam na imprezę. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że coś w moim stroju było niestosownego. Coś, co sprawiło, że on zamiast skręcić w prawo, pojechał w lewo.
Spojrzałam zdziwiona. Na pytanie dokąd jedziemy, usłyszałam: „Teraz już mi się nie wywiniesz”. Kiedy automatycznie złapałam za drzwi, on zamknął je automatycznie. „Oszalałeś, o co ci chodzi?” – próbowałam opanować drżenie głosu. Te jego oczy… Chciałam zadzwonić, gdziekolwiek. Nie miałam zasięgu. Krzyczałam. Naprawdę krzyczałam, chciałam uciec, chciałam, żeby mnie zabił. Mówiłam sobie: „To sen, zaraz się obudzisz…”. Ale to nie był sen…
„Nawet nie myśl, żeby iść na policję. I tak nikt ci nie uwierzy” – powiedział. Po głowie krążyło mi milion myśli. Silne tabletki na ból głowy i dwie lampki szampana wypite przed wyjściem… To, że on znał miejscowych policjantów, że przyjezdnych dziewczyn lecących na górali sama widziałam wiele… I wiem, co się o nich mówi. Odwiózł mnie do hotelu, sygnał telefonu, w którym zasięg odzyskałam po wyjeździe z lasu. „Gdzie jesteś?”, „Super impreza”. Siedziałam odrętwiała, nie pamiętam drogi powrotnej. Pamiętam ból całego ciała, kiedy weszłam do pokoju. Lodowata kąpiel przyniosła ulgę na wszystkie siniaki, otarcia, rany… Nie czułam nic. Jakby woda zamroziła we mnie wszystkie emocje.
Następnego dnia pojawiłam się w pracy z uśmiechem, z trudem ukrywając ból przy każdym ruchu. Ale pracowałam dwa razy więcej, niż powinnam, żeby nie myśleć, żeby zapomnieć. Działasz jak automat, jakby ciebie w środku nie było, tylko ciało, którym musisz sterować…
„Zgwałcił mnie” – mówiłam i płakałam, opowiadałam, co mi zrobił mojemu facetowi. On wiedział, że coś się stało, że coś mnie zmieniło, że mam jakąś tajemnicę. Przeczuwał, ale chciał to usłyszeć ode mnie. Wpadł w szał. Miał pretensje do siebie, że mnie nie ochronił, że go przy mnie nie było, że nie mógł mi pomóc, że nic nie wiedział… Płakaliśmy razem. Ktoś przyszedł i siłą odebrał mi godność, pewność siebie… Byłam na krawędzi. Ja i mój związek.
Działałam zadaniowo. Chciałam zrobić badania na choroby weneryczne, to wtedy od ginekologa, któremu powiedziałam, że zostałam zgwałcona, usłyszałam, że my kobiety same się o to nierzadko prosimy… Skierowania na badania nie dostałam. Nie zbadał nawet czy jestem w ciąży. Czułam się jak śmieć.
Jakimś cudem, a może dzięki prawdziwej miłości, udało się odbudować związek, który był moją jedyną motywacją do tego, żeby się w siebie nie zapaść, żeby stanąć na nogi.
Mój ukochany stał się moją największą ostoją, największym wsparciem, dzięki niemu dziś ciągle żyję. Na terapię trafiłam dopiero po siedmiu miesiącach. Późno? Ponoć i tak mam szczęście, że zdecydowałam się na nią tak wcześnie. Teraz jestem silniejsza, wiem, że mogę wszystko. Jednak ciągle siedzi we mnie to, co się stało. Wraca przy okazji złych lub bardzo złych chwil. W nocy budzę się zlana potem i krzyczę, żeby mnie zabił. Zrobił to, zabił starą mnie.
Nie dostałam swojej wymarzonej pracy, od tamtej pory nie byłam w górach.
Jednego bym chciała. Chciałabym kiedyś spojrzeć mu w oczy, żeby zobaczył, że to jak mnie skrzywdził, sprawiło, że dziś jestem silniejszą kobietą.
Teraz wiem, że mogłam iść na policję, zgłosić się na pogotowie, nie ukrywać tego, co się stało przed całym światem. To nie była moja wina! To nie jest wina żadnej z was, które doświadczyły przemocy seksualnej. Może nie zmniejszyłoby to mojego cierpienia, może nawet nie pomogłoby go ukarać. Ale nie czułabym się bezsilna, a on mimo wszystko bezkarny.
Wiele zgwałconych kobiet nie zgłasza się na policję. Piętno społeczne, które ciąży na kobiecie, jest trudne do udźwignięcia. Na samym początku też uważałam, że to, co się stało, to moja wina. Jak to było? „Gdyby suka nie dała, pies by nie wziął.” Czasem jednak pies potrafi wyszarpać. Dlatego jeżeli kiedykolwiek, nie daj Boże, którąkolwiek z was spotka taka tragedia – nie wahajcie się ani chwili. Zróbcie obdukcję, idźcie na najbliższy komisariat. Oni nie mogą być bezkarni. A my musimy przestać milczeć dając im nieme przyzwolenie na to, co robią.