Sylwester w górach – i na nartach – ma szczególny urok. Zwłaszcza, że można go spędzić zależnie od upodobań w zacisznej wiosce na krańcu doliny, w ostro imprezowym zimowym kurorcie bądź na festynie w położonym w górach mieście (byle nie w Zakopanem!).
Tej zimy z racji kryzysu energetycznego wiele stacji zimowych ograniczyło świąteczne iluminacje, a i imprezy zapowiadają się mniej hucznie niż w przedpandemicznych czasach. Mimo to pomysł powitania Nowego Roku właśnie w górach wciąż może być kuszący – zwłaszcza, jeśli łączyłoby się to z nartami.
Znaczenie ma i nowy trend: otóż w związku z nieprzewidywalną pogodą wyjeżdżający na zimowe urlopy najczęściej rezerwują je w ostatniej chwili. O ile więc kiedyś zdobyć kwaterę w okresie sylwestrowym nie było łatwo, to teraz okazji jest więcej. Wciąż więc można wybierać ze sporej gamy miejsc i ofert.
Kilka sugestii – ograniczonych z racji rozległości oferty do nieodległego od Polski Tyrolu
Zacznijmy od cichych – nawet w Sylwestra – alpejskich osad. Taka Alpachtal chlubi się pierwszą lokatą w kategorii „Małe, ale doskonałe” wedle „Atlasu narciarskiego ADAC”, tytułem „najlepszego kameralnego ośrodka narciarskiego w Europie” nadanym przez brytyjski magazyn „The Good Skiing” oraz laurem „najpiękniejszej wioski Austrii” przyznanym przez samych rodaków. Nic dziwnego: nawet najnowsze hotele są wpasowane w krajobraz i idealnie komponują się z pozostałymi budynkami wioski, z których najstarsze miewają ponad 400 lat. Niektóre gasthofy nad drzwiami eksponują daty powstania: 1608, 1634… Już to – oraz bary w miejsce dyskotek – tworzy klimat także do witania Nowego Roku. Równocześnie na okolicznych zboczach wytyczono 113 km obszaru narciarskiego nazwanego zasadnie Ski Juwel – jeździ się a to w pięknych lasach, a to na słonecznym płaskowyżu na niemal 1900 m n.p.m.
Z kolei celem tych, którzy marzą o ostrej sylwestrowej zabawie powinno być Ischgl. Ta uznana stacja doliny Paznaun (od dawna lokowana w pierwszej piątce zimowych kurortów Austrii) przez lata starała się zyskać markę miejsca mocno rozrywkowego. Symbolem tej strategii stał się wieloznaczny slogan reklamowy stacji: Relax! If you can… Udało się: Ischgl zyskało dzięki swoim dyskotekom, barom (także gogo) i night clubs miano „alpejskiej Ibizy”. A przecież górujący nad stacją obszar Silvretta Arena, który obejmuje także tereny sąsiedniego szwajcarskiego Samnaun, jest przednim miejscem do jazdy na nartach – i to wszelakiego typu. Swoje robi już wysokość (kolejki docierają do 3000 m n.p.m.), urozmaicenie stoków, by nie wspominać o najnowocześniejszej infrastrukturze. I choć ostatnio Ischgl próbuje złagodzić swój wizerunek, to w noc noworoczną zapewne wróci do korzeni. A po Sylwestrze relax na nartach! If you can…
Pora na wariant: sylwestrowy bal z nartami w tle w jednej z górskich stolic. Tu typem numer jeden może być Innsbruck (nomen omen także administracyjna stolica Tyrolu). Już w czasach rzymskich z racji położenia pod przełęczą Brenner był bramą między południem a północą Europy (mieszkańcy mawiają więc, że to ich miasto jest stolicą kontynentu). Dziś leży przy autostradzie, z której korzysta większość udających się do stacji zimowych zachodniej części Austrii, Włoch, Szwajcarii czy Francji. Najczęściej spieszący do celu niesłusznie je omijają, zwracając najwyżej uwagę na charakterystyczną skocznię narciarską. Tymczasem Innsbruck to stateczna tradycja ożywiana wigorem młodości. Szczyt świetności miasta przypadł na XV wiek, kiedy Maksymilian I Habsburg przeniósł doń dwór cesarski i rozbudował zamek Hofburg (obecnie interesujące muzeum).
Cesarzowi Innsbruck zawdzięcza także słynny Złoty Dach na wykuszu centralnej kamienicy Starego Miasta. Równocześnie
dzisiejszy Innsbruck jest miastem młodości – obok 120 tys. stałych mieszkańców żyje w nim ok. 30 tys. studentów. Przy średniowiecznych uliczkach pełno jest więc piwiarni i klubów – co oczywiście też wpływa na klimat sylwestrowej nocy.
Prócz zwiedzania i noworocznej zabawy można w okolicach Innsbrucku przednio pojeździć na nartach. Dość powiedzieć, że stacja kolei szynowej na górujący nad miastem od północy masyw Nordkette znajduje się w samym centrum. Kolej – częściowo biegnącą podziemnym tunelem – zaprojektowała pochodząca z Iraku Zaha Hadid (jej autorstwa jest też wieża skoczni Bergisel). Potem już koleje linowe, którymi wyjeżdża się na Hafelekar (2256 m n.p.m.). Przy odrobinie szczęścia można zobaczyć wylegujące się na skałach pod górną stacją górskie kozice. A nieopodal obejrzeć drewniany kompleks jednego z pierwszych w Alpach obserwatoriów meteorologicznych. Swoje robią widoki na dolinę Innu, przełęcz Brenner oraz najwyższy szczyt Niemiec – Zugspitze. Sławą Nordkette są off route, czyli zjazdy po nietkniętym śniegu. Ale są tam też trasy przygotowywane przez ratraki: niedługie, ale dobre zarówno dla lubiących stromizny, jak uczących się nart.
Okolica Innsbrucku daje i inne możliwości: tzw. Olimpia Ski World obejmuje 9 stacji położonych najwyżej godzinę drogi od miasta i ze wspólnym karnetem. Niektóre były areną alpejskich konkurencji na igrzyskach 1964 i 1976 roku. Na Patscherkofel można pojeździć trasami mistrzów i obejrzeć mnóstwo fotografii z czasów igrzysk. W Axamer Lizum można zobaczyć, jak dawniej wyglądała infrastruktura na zawodach tej rangi. Osobną jakością są cenione przez miejscowych stoki Schlick 2000 (ze skalistą scenerią przypominającą Dolomity), łagodne w większości zbocza Kuhtai i wreszcie wielki – i dający pewność śniegu nawet podczas czasem kapryśnego początku zimy – lodowiec Stubai. Niedaleko zresztą z Innsbrucka jest na pozostałe z wielkiej piątki narciarskich lodowców Tyrolu: Himntertux, Sőlden, Pitztal, Kaunertal.