Go to content

Mokry wujek Stefan i Żona Lota, czyli cała prawda o tym, jak tańczymy na weselach

Fot. iStock/TomLester

Kto nigdy nie bawił się na weselu niech pierwszy rzuci kamień. Oprócz oczywistych biesiadnych zwyczajów to właśnie taniec gra na zabawie pierwsze skrzypce. Uczestnicy takich imprez doskonale wiedzą co ich czeka jeszcze zanim wiedzą w co się ubrać. Panie chowają wygodne papucie na opuchnięte nóżki, zestaw skauta: plaster i nożyczki, a panowie odstawiają słowiański przykuc w przedpokojach swoich pieczar i sprawdzają, czy nic nie pójdzie w szwie. Żeby nie wiem kto się żenił, żeby nie wiem w jakim mieście i w jakim wieku, niektóre rzeczy pozostają bez zmian, a są to na pewno typy weselnych tancerzy.

Mokry wujek Stefan

Ulubiony typ wszystkich pań na weselnych biesiadach. Już od zakrętu widać, że idzie właśnie do ciebie. Żebyś nie wiem jak mocno starała się minąć wzrok własny z rozbieganym wzrokiem wujaszka nie masz szans – upolował cie już przy kiełbasie na wiejskim stole wychodząc z toalety. Mokry Stefan to typ, który prosząc do tańca powinien najpierw wytrzeć ręce w ręcznik, a skoczny obertasik  w jego wykonaniu przypomina klasycznego jaifa ze zraszaczem do roślin. Przemiły człowiek, taneczny imprezowicz, ale zabawa u jego boku to bardziej czochranie wilgotnego delfina niż walc wiedeński na ¾. Ma tendencje do noszenia koszul w całości wykonanych ze sztucznych materiałów, po których ręka twoja, żeby nie wiem jak się starała zjeżdża po same majki. Jego majtki. To właśnie jemu  małżonek oddaje twoją osobę zupełnie dobrowolnie i pełen „empatii” poklepując po plecach zachęci „no idź, idź, pobaw się Mysiu”. Sam fotorelacjonuje  zza filara za co na pewno pójdzie do piekła.

Uparty kumpel

Jest taki moment na każdym weselu, że żebyś nie wiem jak chciała dalej, mocniej, dłużej to nogi przypominają dwie paryskie bułki zapięte na gustowny łańcuszek z klamerką w okolicach kostki. Makijaż z powiek już dawno zjechał na poliki, a starannie układane włosy popiskują, że do domu, przypominając bardziej zdechłe zwierzę niż koczek za czterdzieści pięć złotych. Nagle na horyzoncie wyrasta jak filip z konopii człowiek, który zawzięcie namawia na ostatnie „Białe jerozy”, a twoją obecność na parkiecie postawił sobie za kamień milowy własnego jestestwa. Odmawiać można długo, ale prędzej zostaniecie na sali do następnego wesela udowadniając sobie rację, niż ten przypadek odpuści ostatnie piruety. Finalnie mdlejąca, z głową opartą o jego ramię i zamkniętymi powiekami, dajesz się ponieść jak worek ziemniaków, taka kulturalna szmaciana kukła błagająca do domu, byleby odpuścił, a ty będziesz mogła bezpiecznie oddalić się na zamówione wcześniej taksi.

Przytulasy

Fani slow motion. Nie ważne, czy „Koń na biegunach” czy „Kochaj mnie” Lady Pank, na środku sali dwa przesympatyczne bobry wtulone w siebie jak rzepy na dzikich kotach suną w kółko na jedno tempo. Nie rozmawiają przy tym za specjalnie, patrzą gdzieś nostalgicznie po ścianach i napawają się każdym postawionym krokiem. Pana z tej pary najprawdopodobniej też się obawiasz, jako potencjalnego tanecznego partnera, bo nie do końca opracowałaś aż tak spokojne akordy. Boisz się, że zerwiesz przy nim z kopyta jak Pielgrzym z Zaklinacza koni, a ten zupełnie zaskoczony nie zareaguje odpowiednio żwawo i porwie spodnie w kroku. Ewentualnie naderwie ścięgno. Całe szczęście te typy są tak zakochane w swoich ślimaczych partnerkach, że taniec przy nich raczej specjalnie wam nie grozi.

Żona Lota

„Taniec”  to jakieś egzotyczne słowo na „t”. Siedzi od pierwszej lampki szampana przy swoim bileciku z imieniem tak sztywno, że od czasu do czasu tryka ją widelcem mąż i sprawdza czy dyszy. Błaga samą siebie w środku i wyraźnie daje znać otoczeniu, żeby nikt nie prosił jej do tańca. Lubi gadać, jeść, dosiadać się do ciotek, których nie widziała dekady, ale na samo hasło „parkiet” dostaje biegunki. Wypada najgorzej w imadle fanów biesiady, o których później. Dusza towarzystwa weselnego stolika, chętnie popatrzy jak inni robią z siebie weselne pajace. Pije. Odpowiedzialna za zdjęcia i nagrywanie wideo telefonem komórkowym.

Nieskoordynowane kocie ruchy

Samotnik – bez obaw. Do tańca prosi tylko siebie. Zamyka oczy i widzi jakieś niestworzone historie. Na pewno nie bigos, bulionówki ze Strogonowem i bimberek w rogu. Prędzej świecące kule i maszynę do produkcji scenicznego dymu. Macha łapami i nogami dość niebezpiecznie, dlatego zabawa w jego okolicy może prowadzić do urazów. Dla przeciwwagi tych od wiecznego przytulanka ten trzepie się jak komarzyca w dużym pokoju nawet przy spokojnych nutach. Jest atrakcją przez pierwszych kilka utworów później już nikt nie zwraca na niego uwagi traktując jak kuzyna z widoczną dysfunkcją. Po siódmej rano kiedy już świta, a tata Młodego śpi z gębą w wołowym tatarze, ten nadal tańczy. Dopóki nie zgasną światła. Dopóki nie zdejmie go snajper.

Fani biesiady

Sama wiesz najlepiej, że głupio wyglądasz jako wagon pociągu Rysia Rynkowskiego i doprawdy nie chcesz uczestniczyć w weselnej szopce. Migasz się jak możesz przed turbo konkursami z zabieraniem krzesła po przerwanej piosence i nie chcesz zrzucać stanika dla męża, który walczy o pół litra. Ale, ale, nie tak prędko kiedy staje nad tobą znana wszystkim żelazna ciocia Zosia, która się nie patyczkuje. Ludzi zgarnia za chabety wciskając im w ręce atrybuty. Tak oto cała sala tańczy Makarenkę, a ty Bogu dziękujesz, że nie widzi cię nikt z pracy ani uczniowie z klasy wychowawczej.

Dreptacze

– Dzień dobry, mogę Panią do tańca? – powie ci taki starszy jegomość miło, a że nie znasz sylwetki to dajesz się namówić. Kolejne trzy minuty to prywatna orka na ugorze, bo pan sympatyczny raz stawia milowe kroki jak Shaquille O’Neal w butach rozmiar 56 żeby chwilę później  dreptać w miejscu jak wielkanocny kurczak.  No ni*uja nie jesteś w stanie wyczuć nadchodzącego kroku, depczecie sobie po nogach, skrobiecie marchewy, a na koniec i tak dowiesz się, że młodzież w dzisiejszych czasach z tańcem ma na bakier. „Poćwicz jeszcze złotko”, cmok w łapkę. Pod ścianą zasikany ze śmiechu narzeczony szczerzy zęby szyderczo.

Na jedno kopyto poproszę

Para zazwyczaj młoda, która opanowała do perfekcji dwa przeskoki z prawej na lewą, obrót, złapanie w drugą rączkę i trzy kroki w lewo. Choreografię katują do tzw. porzygu tak, że po oczepinach jesteś w stanie dokładnie przewidzieć w którą stronę on nią kolejno szarpnie. Zupełne przeciwieństwo Dreptacza. Umysły matematyczne bez większej zdolności do spontanicznego podejmowania decyzji i życia na krawędzi. Jak ma być w prawo to będzie w prawo, kierowniczko.

Typów milion ile upodobań muzycznych i podejścia do życia. Polskie wesela to dosyć charakterystyczne historie. Mają w sobie tyle magii, że przyćmiewają drobnomieszczański posmak w ustach i syndrom pani Dulskiej. Możemy się śmiać, dogadywać pod nosem i komentować, ale kto nie lubi od czasu do czasu zerwać z obcasa przy „Jesteś szalona” i „Żono moja”. Zanim zaczniecie kolejny przekrój szyderstwa przez zaproszonych gości zastanówcie się, w której grupie możecie sami się umieścić. Ja na przykład jestem Żona Lota, a mój stary … Mąż Lota. Idealnie dopasowane drętwusy.  Udanej zabawy!