Go to content

Miron Jagniewski: im lepiej zbuduję sam siebie, tym będę kiedyś lepszym partnerem

© Fot Jaroslaw Sosinski /

Rodzice nie „zainstalowali mi” w głowie gotowych stereotypów do typowych związkowych rozgrywek damsko-męskich. Nauczyli mnie dialogu i tego, że do każdego człowieka trzeba podchodzić… po ludzku. Zawsze mam dużo koleżanek i one mówiły mi, że cenią sobie przyjaźń ze mną, bo potrafię komunikować się, nie traktując ich jak jakiegoś obcego gatunku. Nigdy też nie lubiłem rywalizacji, a przerost męskości mnie nie pociągał – mówi Miron Jagniewski, dobry aktor, przystojny singiel, wrażliwiec i liberalny intelektualista. Właśnie debiutuje na dużym ekranie obok Pauliny Gałązki w komedii pt. „Na twoim miejscu”. Do tej pory grał głównie epizody. Ale po tym filmie – jesteśmy przekonane – że jego gwiazda rozbłyśnie.

Miron, pierwsza duża rola i od razu wspaniała. Gratulacje, bo komedia „Na twoim miejscu” to film mądry, dobrze zagrany i bardzo zabawny!

– Dziękuję, ale nie chcę skupiać się na tym, że to jest jakiś przełom w moim aktorskim życiu. Zawsze przyjmowałem rzeczy, jakimi są i nieźle czułem się, grając różne epizody. Nie marzyłem o sławie, dużych rolach i blichtrze. Natomiast tak się teraz stało, że dostałem bardzo ciekawą rolę i potraktowałem jak wyzwanie. Bo zagrać kobietę to jest coś, co się trafia aktorowi raz w życiu albo i nigdy.

Oglądałeś inne filmy, w których aktorzy mierzyli się z podobnym wyzwaniem?

– Świadomie nie oglądałem takich wcieleń. Zaufałem reżyserowi Antonio Galdámezowi, który powiedział mi, że casting wygrałem tym, że mam w sobie naturalnie wrodzoną delikatność i powinienem z tego korzystać. Postanowiliśmy więc nie uderzać za bardzo w choreografię i miękkość kobiecych gestów. Paulina Gałązka, moja filmowa partnerka, w jednym z wywiadów mówiła bardzo fajnie o tym, że wszyscy mamy (niezależnie od tego, czy jesteśmy kobietą, czy mężczyzną), energie animusa i anime, czyli żeńską i męską – według koncepcji Jungowskiej. I te energie wzajemnie się po prostu w jednym człowieku przeplatają. Grając kobietę, postanowiłem więc iść za instynktem.

Wyszło wspaniale! Podczas premiery śmiałam się, bo to jest po prostu świetna komedia. Ale też mądra, refleksyjna. Przypomina mi lekkie, francuskie mądre kino z pięknymi obrazami. Powiedz naszym czytelniczkom, o czym jest ten film?

– W „Na twoim miejscu” nic nie dzieje się w skrajnościach: albo dramat, albo śmiech po pachy. Jest ironicznie, wesoło, a jednocześnie poruszamy ważne tematy. To jest opowieść o młodym małżeństwie z dzieckiem w kryzysie. Kasia jest spięta i przesadnie kontrolująca. Natomiast jej partner Krzysio to bardziej lekkoduch, facetem wyrabiającym nadgodziny w korporacji. Kasia i Krzysio zamknęli się w swoich pretensjach do siebie, a zamiana ciał jest tylko pretekstem do tego, by opowiedzieć o tym, jak w miłości ważna jest wzajemna empatia.

W jednym z wywiadów ciekawie opowiadałeś, że grając Kasię, czułeś niemal fizycznie jej zmęczenie. Myślę, że wiele kobiet utożsamia się z takim hipernapięciem spowodowanym przeciążeniem obowiązkami domowymi.

– W naszej kulturze Matka Polka i Piotruś Pan to para wszystkim znana. Kobieta musi opiekować się i martwić o wszystko, zaś mężczyzna powinien zarabiać górę pieniędzy. To stereotypy zupełnie niepotrzebne, bo przecież już mamy dwudziesty pierwszy wiek.

A jak wygląda twój związek?

– Od blisko roku jestem singlem, dlatego nie opowiem ci o tym. Mogę natomiast opowiedzieć o wzorcach, jakie dostałem od swoich rodziców. Myślę, że miałem wielkie szczęście, bo oni tworzyli fajny partnerski związek i płynnie wymieniali się rolami. Mój ojciec jest fotografem, a mama prowadziła knajpę. Oboje mieli wolne zawody i dyspozycyjność czasową, więc wychowywali mnie i siostrę bez sztywnego podziału na role podyktowane płcią. Nie pamiętam, żeby mój tata mówił: „Jesteś mężczyzną, nie możesz okazywać słabości, musisz dużo zarabiać, nie możesz płakać!”. Mówił mi raczej, że muszę być sobą.

Rodzice nie „zainstalowali mi” też w głowie gotowych stereotypów do typowych związkowych rozgrywek damsko-męskich. Nauczyli mnie dialogu i tego, że do każdego człowieka trzeba podchodzić… po ludzku. Zawsze mam dużo koleżanek i one mówiły mi, że cenią sobie przyjaźń ze mną, bo potrafię komunikować się, nie traktując ich jak jakiegoś obcego gatunku. Nigdy też nie lubiłem rywalizacji, a przerost męskości mnie nie pociągał. Dziś myślę, że właśnie tym wygrałem casting. Nikt nie zablokował we mnie delikatności i wrażliwości. Potrafię sięgać do swojej kobiecości.

Mówisz, że rodzice często wpajają swoim dzieciom stereotypy, które potem nie pomagają nam porozumieć się. Matki mówią córkom: „Faceci to świnie”. Ojcowie synom: „Nie wybieraj żony laleczki!”

– To jest taki schemat, który mówi, że kobiety są z Wenus, a mężczyźni z Marsa. Prosta droga do tego, by traktowac się jak obcy gatunek. Mam wrażenie, że młode pokolenie dzisiejszych dwudziestolatków już nie idzie tą drogą. Oni rozumieją, że wszyscy jesteśmy z Planety Ziemia. Młodzi mają więcej otwartości niż ludzie z mojego pokolenia, którzy jeszcze grzęzną w kulturowych pułapkach.

Miron, czy mogę cię spytać, czego kobiety nie rozumieją dziś w mężczyznach?


– Myślę, że wszyscy wpadliśmy w pułapkę współczesnych czasów. Nie chcę powiedzieć, że dziś kobiety mają łatwiej, bo oczywiście, że nie mają. Cały czas faceci zarabiają więcej na tych samych stanowiskach w Polsce. Cały czas wszyscy musimy walczyć z szowinizmem. Ale kobiety mają o tyle prościej, że przynajmniej wiedzą, w jakim kierunku zmierzają. Wiedzą, że pragną równouprawnienia. Z facetami jest dokładnie odwrotnie. Jesteśmy bardziej pogubieni. O naszych problemach dzisiaj się mówi.

Ten film rzuca odrobinę światła na ten temat…

– Mężczyźni z jednej strony czują pretensje od kobiet. Słuszne zresztą. Ale prawda też jest taka, że my nie bardzo wiemy, co mamy z nimi zrobić. Części facetom trudno uderzyć się w pierś i przeprosić, bo kulturowo są przyzwyczajeni do tego, by nie robić z siebie ofiar. Oni tylko zamykają się w sobie. Na szczęście duża grupa facetów czuje, że musi cofnąć się i zaprosić kobiety na swoje pole.

Twój bohater dokładnie to robi.

– My faceci czujemy i widzimy, że wiele kobiet kipi złością. Przez lata oglądałyście mężczyzn, którzy dostawali ordery, medale, noble, za którymi w cieniu stały wspaniałe inteligentne kobiety, których nazwisk dziś nikt już nie pamięta. Dlatego uważam, że to jest naturalna zdrowa złość. A my czujemy się winni i to jest trudne. Bo nadal nasza sytuacja np. zawodowa jest uprzywilejowana. Ale z drugiej strony, co zwykły pan Kowalski może z tym zrobić? Może próbować pomagać kobiecie i np. na równi zajmować się domem i dziećmi.

Ja mówię otwarcie, nie chcę zarabiać więcej niż koleżanka, grająca podobną rolę, wymagającą identycznego nakładu pracy.

Miron, mówisz, że ten film jest świetną rozrywką i jednocześnie delikatnie nas terapeutyzuje. Dlaczego?

– Wychodzisz z kina i masz sto nowych tematów do rozmów z partnerem. Ten film uruchomił we mnie absolutną kaskadę myślenia na różne tematy: co jest damskie co męskie, co liberalne, a co nie. Jestem liberalny, ale po dyskusjach, jakie przeprowadziłem, zacząłem inaczej patrzeć np. na ludzi konserwatywnych. Wierzę, że każda para powinna indywidualnie ustalać granice w swojej relacji. Jeśli kobieta chce zostać w domu i opiekować się dziećmi, nie ma co jej zbawiać na siłę. Konserwatyzm wcale nie jest przestarzały. Jest jedną z dróg, jednym z wyborów.

Powiem ci, że po tej roli zapisałem się sam na terapię i jestem zachwycony. Nie chodzi o to, że mam jakiś konkretny problem do rozwiązania. Raczej chce zbudować swoją mapę emocjonalną, zrozumieć głębiej, o co mi chodzi w życiu. Może to jakiś paradoks, ale bez tej roli, bez spotkania z tymi konkretnymi ludźmi tkwiłbym teraz w zupełnie innym miejscu.

Na koniec powiedzmy też, że „Na twoim miejscu” sprawia, że możesz uśmiać się setnie.

A przez śmiech szybciej pewne rzeczy przyswajamy. Ja właśnie jestem takim typem, który nie potrafi się nudzić. Tylko ruch i flow jest dla mnie drogą. A ten film wciąga, widz płynie za jego akcją, śmieje się, a jednocześnie podskórnie odbywa się w nim ciekawy myślowy proces.

Powiedziałeś mi na początku, że od prawie roku jesteś singlem. Czy zdradzisz nam, czego szukasz teraz w kobietach?

– Mmmmm…

Muszę zadać to pytanie, dla kobiet, które zakochają się w tobie po obejrzeniu tego filmu..

– No nie wiem, czy tak się zakochają?! (śmiech) Ja teraz mam fajny romans ze sobą. Zawsze potrzebowałem emocji i dość łatwo wchodziłem w relacje, a teraz postanowiłem nikogo nie szukać. Czekam aż coś mnie zaskoczy. Zacząłem zajmować się sobą m.in. właśnie podczas terapii i odnoszę wrażenie, że im lepiej zbuduję sam siebie, tym będę kiedyś lepszym partnerem.