Nie mamy dzieci, które by nas trzymały. Wspólnego majątku. Mamy tylko psa, wynajmowane mieszkanie, a za sobą sześć lat związku. Ale on mnie już nie pragnie. Kocha jak siostrę, przyjaciółkę. I to już się raczej nie zmieni.
Próbuję się otrząsnąć. Powtarzam sobie do lustra: „On cię nie pragnie. Rozumiesz? Nie pragnie”. Co mnie tak naprawdę w tym ubodło? Przecież to się czuje. Właśnie czuje. Ale do tej pory, gdy o to pytałam, zbywał mnie: „Nie masz większych problemów? Dlaczego tak uważasz?”, „Nie przesadzaj, po prostu jesteśmy razem tyle lat”. W zasadzie to przecież każde z tych zdań znaczyło dokładnie to: „Nie pragnę cię, nie pożądam, nie chcę”. Nie wiem, doprawdy, na co liczyłam.
Dni i tygodnie bez seksu
Długo sobie tłumaczysz, że to normalne. Przecież nie można się nieustannie kochać tak samo. Jak norki. Mija czas. Zmieniacie się, pojawiają się nowe wartości, cele. Ble, ble, ble. Nie macie dzieci, nie jesteście zmęczeni rodziną, a jednak zasypiacie stykając się tyłkami. A wcześniej zawsze w gorącym uścisku.
Moje przyjaciółki mężatki, matki mówią, że mam super, bo zawsze jesteśmy tylko we dwoje i możemy się kochać, kiedy chcemy. Od jak dawna tego nie robimy? Nie wiem, bo jeszcze kilka tygodni temu zdarzył nam się seks. Właśnie zdarzył. On od dawna go nie inicjował, ja próbowałam. „Zmęczony jestem” tłumaczył.
Dni i tygodnie bez przytulania
Nie chodzi tylko o seks przecież. Ale o dotyk. Nawet nie zauważyłam, gdy zaczęło być go coraz mniej. Albo się przyzwyczaiłam. „Nie lubię się przytulać” powiedział. Jakoś kiedyś lubił. Dlaczego na to nie zwróciłam uwagi?
Dni i tygodnie bez randek
Wspólny spacer w niedzielę? To weźmy znajomych. Kolacja? Zadzwońmy po ludzi. Teraz sobie przypominam, że w zasadzie ciągle ktoś z nami był. Nawet na wyjeździe. Zresztą kiedyś na szlaku, gdy było ciemno, łapał mnie za rękę i świecił latarką, żebym lepiej widziała drogę. A ostatnio tak się zagadał z kumplem i dopiero po pół godzinie marszu, odwrócił się i spytał: „Okej wszystko?”.
Próbowałam go wyciągnąć na tym wyjeździe na randkę. „Nie no, daj spokój, jesteśmy grupą” usłyszałam.
I na co w sumie liczyłam?
W końcu spytałam, wymusiłam odpowiedź. „Jesteś zajebista, uwielbiam cię, ale nie pociągasz mnie. Już tego nie czuję”. „Nie wiem, czy chcę odejść. W końcu mamy razem psa i ciężko teraz z mieszkaniem”, „Jesteś dla mnie naprawdę ważna, przecież nie wszyscy muszą uprawiać seks”. Najpierw się wściekłam, potem walczyłam. Teraz po prostu jestem zraniona, upokorzona, jest mi przykro. Powinnam odejść, a myślę: „Może mu się jednak to wydaje?”. On skwapliwie odpowiada: „Może mi się wydaje, daj mi czas”.
Kobiety to jednak idiotki. Ja jestem idiotką.