Polędwiczka to jedna z najbardziej wdzięcznych części wieprzowiny. Delikatna z natury, a jeśli dobrze przyrządzona to powinna rozpływać się w ustach. Bardzo lubię z sosem śmietanowym na bazie sera gorgonzola, ale o tym innym razem. Dziś proponuję ją w wydaniu surowym, zabejcowanym w sosie sojowym i świeżym imbirze. Surowe mięso, a więc drapieżność w połączeniu z imbirem czyli afrodyzjakiem, to idealna propozycja na aromatyczną kolację pobudzającą zmysły. Najlepiej zagra jako przystawka, ale… można też podać jako danie podstawowe i jedyne wraz z delikatnym czerwonym winem. Do dzieła!
Przede wszystkim zadbajmy o piękną polędwiczkę, radzę poszperać po sklepach, pomarudzić i wybrać po prostu cudny kawał wybornego mięsa. Następnie wykonujemy standardowe ruchy, myjemy i osuszamy. Klucz by pokroić ją na cieniutkie plasterki wówczas będzie idealnie pieścić kubki smakowe na języku. Przyda się ostry nóż lub krajalnica. Pamiętajmy jednak, że dużo łatwiej uzyskać cienkie plastry gdy pokroimy polędwiczkę zmrożoną. Tak przygotowane mięso polewamy sosem sojowym wymieszanym ze świeżo startym imbirem. Nie solimy mięsa gdyż sos sojowy jest już odpowiednio zasolony. W tak przygotowanej marynacie odstawiamy mięso do lodówki na dziesięć godzin. W tym czasie możemy skoncentrować się na wybraniu chrupiących liści szpinaku i wybornego wina. Po dziesięciu godzinach wykładamy polędwicę na umyte liście młodego szpinaku, dodajemy miąższ z owocu pomelo przypominającego w smaku grejpfrut. Uwieńczeniem wykwintnej potrawy będzie świeżo zmielony pieprz, którym śmiało możemy oprószyć przystawkę. Moi drodzy. Życzę wspaniałych doznań smakowych.