Życie gwiazd kina od zawsze wzbudzało emocje. Ich romanse, związki i miłości ciekawiły i ciekawią miliony ludzi na całym świecie. Tylko ile, z tego, co do nas dociera z medialnych doniesień, to prawda, a ile to pięknie brzmiąca fikcja, która służy budowaniu określonego wizerunku? Jacek Górecki postanowił przyjrzeć się bliżej historiom największych aktorów i aktorek początku XX wieku. Wziął na warsztat m.in. życiorys Marylin Monroe. Prześledził kinowe hity z jej udziałem, przeanalizował historię jej życia i odkrył wiele skrywanych dotąd tajemnic. Wszystko to opisał w swoim ebooku „Ich noce. Wyśnione miłości z Hollywood”, którego fragment prezentujemy poniżej.
Kiedy tylko spojrzy się na długą listę kochanków i kochanek Marlene Dietrich, można błędnie pomyśleć, iż była czarną rozpustną owieczką w stadzie. Wszyscy znali nazwiska z jej kieszonkowego atlasu kochanków, ale nikt tego nie komentował. Ówczesne Hollywood było stadniną rżnących się klaczy i ogierów, którzy rozwiązywali swoje najbardziej poplątane fantazje erotyczne. Nie świadczyło to oczywiście o konkretnej orientacji seksualnej, byli po prostu… ciekawi – jak kolejnej używki wciągniętej do nosa, drogiego kawioru czy kąpieli w szampanie. To był czas, w którym używało się życia i nie bez powodu stawało się to przyczyną samotności wielu z tych wielkich gwiazd, których małżeństwa sypały się tak szybko jak „kreska” na kryształowym stole, a dzieci, jeśli się już pojawiały, były czymś w rodzaju intruza, niepotrzebnego przedmiotu, który tylko burzy idealnie skonstruowaną świątynię rozkoszy.
Mówienie o seksie, ciele i wyzwoleniu bez opowiedzenia o Marilyn Monroe nie ma sensu. Nikt tak jak ta platynowa piękność z finezyjnym pieprzykiem na twarzy nie kokietował zarówno mężczyzn, jak i kobiet. Mówiono o niej, że jest większa od Jezusa, że to najważniejsza żyjąca istota na ziemi. Taki swój wizerunek stworzyła na początku i taki
pozostał on do końca, bo nawet gdyby chciała z nim zerwać, i tak zostałaby „głupią blondynką”, której sukienka podnosi się do góry od ulicznego wentylatora. Kokietka uwięziona w image’u, który doprowadził ją do śmierci w wieku 36 lat.
Wcześniej Monroe zmagała się z uzależnieniami, depresją, lękami. Wplątywała się w romanse, także te niebezpieczne – z polityką w tle. A do tego małżeństwa, trzy, w tym z emerytowaną gwiazdą baseballu Joem DiMaggio i cenionym dramaturgiem Arthurem Millerem. Zaburzenia osobowości Monroe stały się codziennością. Jak wyznała Celeste Holm, aktorka, z którą Marilyn zagrała w 1950 roku w obrazie „Wszystko o Ewie” Josepha
Mankiewicza, problemy seksualne blond piękności były zakorzenione w jej traumatycznym dzieciństwie (niestabilna psychicznie matka, pobyt w rodzinie zastępczej).
Monroe urodziła się w 1926 r. niezamężnej kobiecie, która chorowała na schizofrenię. Jej dziadkowie, Otis Elmer Monroe i Della Monroe Grainger, również spędzili swoje ostatnie lata w szpitalu psychiatrycznym, podobnie jak brat jej matki, u którego zdiagnozowano schizofrenię paranoidalną. Marilyn była obciążona tymi wszystkimi lękami, do tego cierpiała na niszczące ataki endometriozy, powodujące silny ból miednicy, skurcze i bolesne miesiączki. W wywiadzie z 1954 roku Monroe wyznaje: „Mężczyzna, który mnie kiedyś pocałował, powiedział mi, że bardzo możliwe, że jestem lesbijką, ponieważ najwyraźniej nie reaguję na mężczyzn – to znaczy na niego. Nie zaprzeczyłam, ponieważ nie wiedziałam, kim jestem…”.
Dwa lata przed śmiercią w wywiadzie dla W.J. Weatherby’ego Marilyn została zapytana o biseksualność Montgomery’ego Clifta, jednego ze swoich przyjaciół, z którym zagrała w ostatnim swoim filmie o idealnie wpisującym się w jej rzeczywistość tytule „Skłóceni z życiem”: „Ludzie, którzy nie są w stanie otworzyć mu drzwi, szydzą z jego homoseksualizmu. Co oni o tym wiedzą? Ludzie uwielbiają umieszczać na innych etykiety. Wtedy czują się bezpiecznie. Ze mnie też próbowali zrobić lesbijkę. Śmiałam się. Żaden seks nie jest zły, jeśli jest w nim miłość” – powiedziała. Cała ta burza myśli i jej zawirowana tożsamość znalazły ukojenie na terapii. Monroe trafiła do doktora Ralpha Greensona.
Z ujawnionych po jej śmierci transkrypcji sesji wynika, że przyznała, iż miała kontakty seksualne z aktorkami: Barbarą Stanwyck, Judy Garland, Marlene Dietrich, Elizabeth Taylor czy Joan Crawford. Z tą ostatnią, odtwórczynią tytułowej roli w obrazie „Mildred Pierce”, stworzyła chyba najbliższą relację, przynajmniej taką, o której nie bała się opowiadać. „O tak, Crawford. Poszłyśmy do sypialni Joan. Miała gigantyczny orgazm i wrzeszczała jak maniaczka… Kiedy następnym razem ją zobaczyłam, chciała kolejnej rundy. Po tym, jak jej odmówiłam, zrobiła się zła” – wyznała z podekscytowaniem Monroe w transkrypcjach doktora Greensona. Najciekawsza w tym zestawieniu była kobieta, która w Hollywood uchodziła za heteryczkę z krwi i kości, wiecznie drącą koty i godzącą się ze swoim mężem, fiołkowooka Elizabeth Taylor. Do spotkania obu pań miało dojść w 1961 roku w Sands Casino w Las Vegas na występie Franka Sinatry. Spotkanie nie należało chyba do najprzyjemniejszych, przynajmniej dla Liz, która napisała w swoim dzienniku: „Chciałam zobaczyć, jak daleko posunie się ta suka. Ale musiała wykonać całą pracę”. No cóż, nikt nie jest doskonały.
Więcej na temat miłosnego życia gwiazd Hollywood przeczytasz w ebooku Jacka Góreckiego „Ich noce. Wyśnione miłości z Hollywood” dostępnym na platformie How2.