Go to content

Kobiety! Na spokojnie. Dać im się poderwać, pooglądać taniec godowy, a niech się namęczą

fot. uzhursky/iStock

Randki w sieci. Nie. Nie Tinder, a Facebook. Ponad miesiąc temu gruchnęła we mnie ilość ponad 100 zaproszeń od mężczyzn. Dziennie. I tak przez miesiąc. Nigdzie nie klikałam, ani na randki czy jakieś fora, gdzieś pewnie algorytm wrzucił mnie do propozycji znajomości. Nie wiem, bo się nie znam. W każdym razie, to było bardzo ciekawe doświadczenie. Przede mną otworzyła się galeria przedstawicieli płci męskiej w wieku od 24 do chyba 70 lat. Z czasem pojawił się przegląd narodowości.

Oczywiście, gdzieś tam w środku, jak w romantycznym filmie, odpaliło się we mnie, że może właśnie tu znajdzie się ten jedyny i wyśniony. Z drugiej też strony była taka ciekawość, co dalej z tym będzie, a ponieważ jestem empatką, to też trudno mi było wszystkich wykasować za jednym razem. Zrobiłam casting, czyli przegląd, kto i co?

Pięknotek

Jako estetka, oceniłam najpierw wygląd. No różnie z tym bywało. Wysocy, niscy, z brzuszkiem, chudzi, szkieletory, z włosami lub bez, zadbani lub mniej, z uzębieniem lub jego brakiem, czyli w bezzębnych uśmiechach. Anyway, prężyli na zdjęciach swoje muskuły i wypinali pierś. Patrzyli groźnie, radośnie lub niczym pies Pluto merdali zalotnie. My, kobiety, jesteśmy bardzo krytyczne, kiedy zamieszczamy zdjęcie na Facebooku czy Instagramie, stresujemy się, żeby nie być źle ocenioną. Czy nam się marszczy coś, czy nie, czy widoczna jest fałdka, a nogi za grube, czy za krótkie, no i co mężczyźni mogą powiedzieć? Przecież z nie wystartuje do mnie Banderas, Daniel Craig czy Chris Hemsworth. Nawet jakby napisał, to nie odpowiedziałabym, bo co? Na pewno się pomylił. A tu? Huzia na Józia.

Panowie absolutnie bezkrytycznie ze swoim wyglądem i oczekiwaniami wobec mnie, zaczęli składać liczne oferty i badać teren. Bo przecież kobiety po jednym takim ryknięciu lwa, powinny po nogach sikać, że oni nas chcą. Od razu też lecą ze swoim programem: „co robisz, bejbe? Kiedy się umówimy? Widzę, że Ci się podobam prześliczniutka i przemilutka Agusiu i życzę Ci miłego dzionka”.

Kiedyś ktoś dzwoni na Messengerze, w pośpiechu odbieram, nie sprawdzając kto. A tu jakiś starszy, z łysym nieładem na głowie gość siedzi, uśmiecha się do mnie z brakiem zęba na przedzie i kiepując popiół z papierosa na ekran telefonu – czyli na mnie – pyta: „Co porabiasz mała?”. Eeee yyyy … „wiesz mam drugi telefon. Oddzwonię”. Były też liczne sondaże, w drugim zdaniu nowej znajomości padało pytanie, czy jestem wolna, czy mam dzieci, ile mam w biuście i jaki lubię seks?

Byli też i tacy, co koniecznie na randkę, nawet znaleźli lokal – a niezły – po czym zmieniali zdanie, że najlepiej się spotkać u niego w domu, bo ma duży telewizor i razem pooglądamy filmy. Kilku pojawiło się z oświadczynami. Opowiedzieli, że chcą mieć prawdziwy dom, kobietę, przysłali wyciągi z banku, ile zarabiają i jak są uczciwi i szczerzy. Przez neta się oświadczyli i że przyjadą nawet z drugiego końca Polski. Było to wzruszające, wręcz budzące litość, ale na dłuższą metę graniczyło z jakimś zaburzeniem. Bardziej wytrwali zaczęli przesyłać kiczowate – lukrowate liściki z różyczkami i aniołkami, życząc o – 5 rano!!! – smacznej kawusi, pysznego śniadanka, miłego raneczka, cudownego południa, uroczego popołudnia, dobrej nocy cudownymi kolorowymi kocurkami i wymiotnymi aniołkami.

Aaaa były jeszcze piosenki italo disco i disco polo i amore mio. Tak codziennie aż do zablokowania konta. Aha. Zapomniałabym. Był jeden, który nie mógł zrozumieć, dlaczego się nie zachwycam nim i nie chcę się umówić. Dał mi czas do namysłu. I że jak przekroczę ten czas, to mnie zablokuje. Przed zablokowaniem jeszcze się upewnił i na koniec przysłał wiadomość „nawet nie wiesz, co straciłaś”. Nie wiem i nie wiem, czy chcę wiedzieć.

Od NYC po Mediolan czyli Nigeria na Sycylii

Potem była fala, niczym tsunami, panów podszywających się pod innych panów. Czyli pod modeli, superprzystojniaków, mówiących w języku langłidż, czyli ni to polski, ni angielski, a bliżej do raratonga. Wygląda to tak, że Pan dobiera sobie zdjęcie jakiegoś przystojniaka, no i pisze, czaruje, wzdycha, wysyła róże – wirtualnie – różne zdjęcia – i nie chodzi o jego osobistą broń masowego rażenia – ale coś tam ciekawego. No i można się nabrać, bo czasem wygląda to sensownie. Dwa razy się nabrałam.

Pierwszy raz napisał Paweł. Lekarz z Gdańska. Fajne zdjęcie, ciekawy mężczyzna. Tylko ten polski jakiś pokraczny. Pytam się czy na pewno Polak. Tak, tylko od lat mieszka w Niu Jork Citi i on już langłidż zapomniał, a bardzo misju za mną i jaka jestem biutiful. No zajebiście. Po głębszym riserczu okazało się, że „Paweł” to owszem zagranicą, ale w Nigerii – ten google tłumacz mu trochę poprzestawiał język, bo ani po polsku, ani po angielsku nie mogliśmy się porozumieć, co więcej zdjęcia „Pawła” ma kilku innych chętnych na publikowanie się pod jego wizerunkiem, czyli skuteczne hot ciacho.

Za parę dni … tutaj absztyfikant się wysilił – zaprasza bardzo przystojny Włoch w moim wieku, całkiem intersująco i intrygująco piszący. Jego hobby to tantra… Zrobiło się … parno i duszno. Mieszka na Sycylii, ale mama ma hotelik w Mediolanie i jej pomaga. Wzruszające. Przysłał zdjęcia swoje, pieska i tam tiruriru po włosku. Uroczo. Zaintrygowała mnie tantra. Podekscytowana zapytałam, gdzie się uczył, co wie na ten temat itd. Do momentu kiedy się nagrał… prosząc, że zgodnie z tantrą powinnam perfumować swoje ciało w specjalnych miejscach i prosi abym to zrobiła teraz i koniecznie zapachem jaśminu, co będzie mnie rozgrzewać przez cały dzień, a on będzie myśleć tylko o mnie.
Wow. Molto fantastiko, tylko że głos był starego człowieka, a nie dojrzałego mężczyzny. No chyba, że ta tantra go tak wykończyła i wycieńczyła, że aż gardło zdarła.

Kochane Kobiety!

Nie miejmy kompleksów. Ten eksperyment dowiódł, że przede wszystkim trzeba wierzyć w siebie, w swoją moc. Co jest dla mężczyzn najważniejsze? Nie nasze dziubki i fochy czy cierpienie w oczach „proszę, weź mnie” a szczery uśmiech na zdjęciu. Śmiejące się oczy. Bycie miłą, ale znającą swoje granice. Wybierać, tak długo aż poczujecie że to on. Nie godzić się, bo przyszedł ktoś w spodniach.

Nie gonić za mężczyznami, nie tłumaczyć ich, nie analizować bo i tak nie dojdziemy o co z nimi chodzi. Nie dzwoni? Następny proszę. Zaręczam Wam, że to doświadczenie pokazało, że jak mężczyzna jest zainteresowany to dziurę do nas wykopie. Wcale nie jest tak łatwo się ich pozbyć. My możemy być tymi królewnami i czekać na nich. Przyjdą. Dać im się poderwać, pooglądać ich taniec godowy, a niech się namęczą, a nie od razu podsuwać obiadek pod nos i full serwis. Nawet jak się ich zablokuje to będą pisać z innego konta. Ruch jest zawsze po ich stronie i oni wiedzą co mają robić. To nie są dzieci specjalnej troski i nie trzeba ich trzymać za rączkę.

W tym czasie pojawiło się też kilka wartościowych znajomości, które kontynuuję i też z których wiele otrzymałam dobrego. Jednak, już tak całkiem na serio, jest wielu pokrzywdzonych mężczyzn, którzy naprawdę szukają kobiety i chcą być z nią i dać jej to co najlepsze. Widać, że są okaleczeni przez matki lub ich brak, przez partnerki. To nie jest tak, że tylko kobieta jest ofiarą w związku. Bądźmy sprawiedliwe jak królowe, a nie sfoszone księżniczki. Dajmy tym mężczyznom szansę i czas na udowodnienie, że są nas warci. Każdy znajdzie kogo szuka. Podobno, to jakich mężczyzn przyciągamy mówi, jakie jesteśmy w środku. No … to miałam co do przemyślenia i popracowania ze sobą. Opłaciło się. Dobrej zabawy Wam życzę.