Go to content

Kiedy rodzina (nie) wspiera…

Fot. iStock / fcscafeine

Jesteś z nimi od zawsze. Czasem czujesz ogromną więź, czasem dorastasz i nie chcesz o nich pamiętać. Bywa, że odchodzisz na dłużej, by wrócić i wybaczyć, pojednać się, ale dalej iść swoją drogą. Bywa, że nie umiesz odejść, ale nie potrafisz też przy nich trwać. Rodzina. Bliscy, którzy potrafią krzywdzić jak obcy. Podcinają skrzydła, nie potrafią wspierać. Jak ułożyć sobie z nimi relacje? Czy to w ogóle możliwe?

Kasia ma 35 lat, jest analitykiem finansowym. Ma własne mieszkanie, stać ją na wiele rzeczy, na które jej dawne i obecne znajome muszą wciąż oszczędzać. Jest samotna. Mówi, że z wyboru, ale nie swojego. Relacje z rodzicami określa słowami „zabójcza zażyłość”. Chwalą się jej osiągnięciami przed znajomymi. Z dumą opowiadają o jej zarobkach, o pracowitości Kasi, ale na każdym kroku zaznaczają, że gdyby nie oni, byłaby nikim. W jej obecności również. Jak jest naprawdę?

Kariera

Kierowali nią i szykowali od dzieciństwa. Starannie dobierali Kasi znajomych – „ z tą dziewczynką nie musisz się przyjaźnić” – mówili kiedy uznali, że to nie jest odpowiednie towarzystwo dla ich córki. Wymagali bezwzględnego posłuszeństwa i chcieli tłumić każdą próbę buntu w zarodku. Zupełnie niepotrzebnie. Kasia nigdy nie była typem „buntowniczki”. Była spokojną, cichą i bardzo pracowitą uczennicą o olbrzymich zdolnościach plastycznych. Jej nauczyciele zauważali ten talent i pasję do tworzenia – na przykład – pacynek. Raz Kasia wygrała nawet duży konkurs zorganizowany przez teatr lalkarski, a jej lalki występowały przez kilka sezonów w przedstawieniu dla dzieci.  Rodzice, zamiast zachęcać do rozwijania umiejętności, komentowali uszczypliwie. – Pieniędzy to z tego nie będzie – powtarzali. – Kiedy się chce, to można naprawdę dużo osiągnąć – próbowała ich przekonać. – W Berlinie jest świetna szkoła dla lalkarzy. – Ode mnie na to pieniędzy nie dostaniesz – odpowiadał ojciec.

Kasia skończyła liceum i poszła na studia. Ekonomiczne. Jej dusza rwała się w stronę teatru, palce tworzyły wieczorami małe cuda, które po kryjoma zanosiła do pobliskiego domu kultury, paniom prowadzącym z dziećmi zajęcia teatralne. Rodzice patrzyli na to z pobłażaniem, jak na niegroźne szaleństwo. – Nigdy nie powiedzieli mi, że moje prace im się podobają, nigdy nie skomentowali ich inaczej niż „te twoje zabawki” – Kasia z żalem poprawia jasne pasmo grubych, pięknych włosów.  – Jedno jest pewne, dzięki jej drugiej miłości – dzięki matematyce i studiom ekonomicznym zyskała pracę, która dała jej finansową niezależność. I tu mogłaby się zacząć jej wolność, zmiany. Kasia mogłaby zacząć spełniać marzenia, odciąć się, przynajmniej częściowo, od relacji, która do tej pory, psychicznie ciągnęła ją w dół. Tylko, że… nie umie. Wdzięczność?

– Nie mam za co być wdzięczna. Nigdy nie otrzymałam od nich wsparcia. Do wszystkiego, co osiągnęłam dotarłam sama. Mogę powiedzieć, że gdy próbowałam się rozwijać, raczej podcinano mi skrzydła niż zachęcano do pracy nad sobą.

Miłość

Na studiach pojawił się on – Piotrek. Szybko stał się dla niej upragnionym oparciem, otwierał jej oczy na wiele spraw. Kochał bezwarunkowo, ale nie chciał stawać między Kasią a rodzicami. A w pewnym momencie po prostu zaistniała taka właśnie potrzeba. Na początku nic nie wskazywało na katastrofę. Mama Kasi przyjmowała Piotrka obiadem, tata coraz częściej wypytywał ich o dalsze plany. Odpowiadali – z godnie z prawdą – że chcą ze sobą zamieszkać, że może za kilka lat wezmą ślub. Piotrek został zaakceptowany i …to był początek końca. Rodzice Kasi zaczęli ingerować w życie młodych. Otwarcie krytykowali ich decyzje, obrażali się, kiedy Piotrek odrzucał ich zaproszenia na wspólnie spędzane weekendy. Nie podobało im się, że za jego namową Kasia rozpoczęła kurs dla lalkarzy. – On cię nam zabiera – mówili i podkopywali jej wiarę w ten związek.

Coraz częstsze telefony, wyrzuty i zarzuty powodowały coraz więcej napięć miedzy zakochanymi. Po trzech latach związku Piotrek odszedł, a Kasia go nie zatrzymała. Wszystko wróciło do „normy”.

Przecież tak ci pomogliśmy…

– Jesteś dorosła – powiedziała kiedyś Kasi przyjaciółka. – Dlaczego po prostu nie zerwiesz z nimi kontaktu, dlaczego pozwalasz by nadal kierowali twoim życiem, uniemożliwiali ci założenie rodziny, albo w ogóle jakiś normalny związek? Dlaczego nie przedstawisz im swoich warunków?!

Kasia nie umie odpowiedzieć na to pytanie jednym zdaniem. Odpowiada na nie całym swoim dotychczasowym życiem. ONI zawsze traktowali ją jak swoją własność. I mimo wypracowanej pozycji zawodowej (Kasia jest wysoko cenionym przez szefów swojej firmy specjalistą), jej pozycja w rodzinie nie zmienia się od dzieciństwa. Kiedy przekracza próg mieszkania rodziców jest znów cichą, szarą myszką, małą dziewczynką z kucykami i przestraszoną miną. – Nigdy w życiu – mówi – nigdy nie poczułam się w tym domu swobodnie. Oddycham kiedy wracam do siebie. I co rok, 1 stycznia obiecuję sobie, że to koniec, że nie dam im dłużej ingerować w swoje życie. Ale nie umiem zrobić tego „tak od razu”. Problem w tym, że to takie błędne koło.

To prawda. Rodzice nauczyli ją szacunku i miłości „na pamięć”. Tę miłość i ten szacunek dla nich ma w sobie głęboko, tej miłości i szacunku dla siebie dostrzec nie może. Ale tym roku coś w niej pękło. Chciała odnowić kontakt z Piotrkiem, pokazać mu, że walczy o siebie, że mogłaby walczyć o nich. Okazało się, że założył już rodzinę, jest szczęśliwy. Ta wiadomość nią wstrząsnęła. Ale czy na tyle, by zacząć żyć po swojemu?