Usiadłam przy porannej kawie. Słońce delikatnie oświetlało blat kuchennego stołu, w powietrzu tańczyły setki pyłków. Zapach kwiatu lipy roznosił się intensywnie po domu, wpadając przez otwarte okna. Cisza koiła moje rozbiegane myśli, usypiała czujność. Nie pamiętam już takiej ciszy jak tego poranka. Może to znak? Jeśli nie teraz, to kiedy?
Czas nie czeka, on kurczy się w moich palcach. Dzieci rosną, były mąż układa sobie życie u boku fajnej dziewczyny. Ja nie układam sobie życia, bo kiedy ostatni raz próbowałam to zrobić, wszystkie elementy układanki runęły w najmniej niespodziewanym momencie. Więc teraz pozwalam żeby życie układało się samo. Co to oznacza? Nie mam nad wszystkim kontroli. Nie planuję za wszelką cenę. Żyję bardziej tym, co teraz, niż tym, co za rok. Oczywiście, mam marzenia. Ale nie wierzę już tak, jak kiedyś, że jeśli ich nie spełnię, nie będę szczęśliwa. Szczęściem jest dla mnie ta zmiana, która we mnie zaszła – zamiast szukać w sobie najgorszego, odnajduję to, co najlepsze. Nie żałuję dawnych decyzji, ale koncentruję się na tych, które okazały się dobre, a czasem nawet zbawienne. Z perspektywy czasu uważam, że najlepsze, co mogłam zrobić wiązało się zawsze z wyjściem ze strefy komfortu i odrzuceniem lęku o to, co sobie pomyślą inni. Jestem więc dumna z tego, że:
Zmieniłam kierunek studiów
Ja, świetna uczennica, wzorowa studentka. Kompletnie nie odnalazłam się wśród tamtych ludzi, od kolegów na roku począwszy, po profesorów, którzy gorzej traktowali dziewczyny z małych miast, takie jak ja. To było moje pierwsze takie zderzenie z trudną rzeczywistością, z własnymi emocjami, z własnymi ograniczeniami. Mój pierwszy, świadomy wybór.
Bałam się, że zawiodę rodziców, którzy tak mocno mi kibicowali, bałam się siebie. Ja, która każdy rok nauki kończę z wyróżnieniem, teraz dezerteruję, tchórzę? Z czasem okazało się, że ta zmiana była najlepszym, co mogło mi się przydarzyć w tamtym okresie, bo pozwoliła mi odkryć to, czego naprawdę pragnęłam i w czym się najlepiej realizuję.
Odeszłam z pierwszej pracy
Pierwsze doświadczenie zawodowe, pierwszy szef. Pierwsze (i jedyne do tej pory) doświadczenie molestowania seksualnego. Na początku nie rozumiałam, nie wyłapywałam tych podtekstów. On potrafił wzbudzać zaufanie, budował atmosferę profesjonalnej współpracy. Kiedy nie udało mu się mnie wykorzystać, zaczął się mścić. Codzienny mobbing, przydzielanie mi obowiązków, które znacznie wykraczały poza ustalone wcześniej ramy, wyzwiska, znęcanie się psychiczne. Nigdy nie zapomnę jak cudownie się czułam, wychodząc w środku dnia z tego biura.
Jedyne, czego żałuję, to że nie poprosiłam bliskich o wsparcie.
Wcześnie zaczęłam życie na własny rachunek
Jasne, rodzice pomagali mi jeszcze przez jakiś czas, dopóki nie zaczęłam sprawnie łączyć pracy zawodowej ze studiami. Ten moment był w moim życiu przełomowy. Perspektywa zmienia się na zawsze, gdy musisz zadbać o to, by zapełnić lodówkę, opłacić czynsz, w pojedynkę zadbać o otaczającą przestrzeń.
Zaczęłam podróżować
To pozwoliło mi inaczej spojrzeć na swoje problemy, na relacje z innymi. Po latach znów nabrałam pewności siebie i wiary we własne siły. Przełamałam się, by używać języka angielskiego, odkryłam swoją fascynację historią i architekturą. Poczułam, że moje miejsce na ziemi to Europa, ale niekoniecznie rodzinne miasto. Poczułam, że mogę wiele. Poczułam, że jestem zdolna, że interesuje mnie mnóstwo rzeczy. To prawda, że podróże kształtują człowieka na nowo.
Odeszłam od męża
Uczucie podobne do tego, które towarzyszyło mi, gdy odchodziłam z pierwszej pracy. Wolność, radość, świadomość, że już nikt mnie nie skrzywdzi, nie nakrzyczy za krzywo odłożone talerze na półce. Nie skrytykuje za zmęczony wygląd po nocy spędzonej przy chorym dziecku. Nie będzie wydzielać mi pieniędzy na jedzenie, kiedy przejdę na urlop macierzyński.
Chciałabym Wam wszystkim powiedzieć: „nie bójcie się”. Życie jest tylko jedno. Każdy z nas potrzebuje momentu objawienia, w którym zrozumie, że czas na dobre zmiany jest tu, teraz.