Przeglądasz magazyn wnętrzarski i wzdychasz, na widok zdjęć? Rozglądasz się dookoła i stwierdzasz, że u ciebie „nigdy nie będzie tak przytulnie i pięknie”… pewnie, że tak nie będzie, będzie inaczej!
Wyjaśnijmy podstawową sprawę
Mieszkanie w gazecie jest mieszkaniem „Pani Krystyny z Wrocławia”, „Pana Krzysztofa, stomatologa”, „ Małżeństwa z Danii”. Twoje mieszkanie jest twoje, nie musi wyglądać podobnie. Skąd wiesz, jakie zwyczaje ma Pani Krystyna? Co w kuchni porabia zwykle Pan Krzysztof? Ile czasu spędza na tarasie małżeństwo z Danii? Tego nie wiesz. Wiesz za to, co ty lubisz robić najbardziej, czego potrzebuje twoja rodzina, jakie są wasze gusta – mniej lub więcej to wszystko wiesz. I tu jest sedno. Na tym się skup. Twoje wnętrze to ty a nie sąsiadka z czwartego piętra.
Pamiętam jak oglądałam pewnego razu cudownie sterylne, biało czarne mieszkanie „Pani Bożeny”. Pod zdjęciami, pięknymi, wystylizowanymi, z dusza i klimatem był taki podpis: „Pani Bożena to artystyczna dusza, po ciężkim dniu pracy lubi swój kolorowy, jedwabny szal zawiesić na oparciu krzesła, na klamce drzwi. W ten sposób każdego dnia tworzy wokół siebie nowe kompozycje kolorów i faktur.” Pomyślałam sobie wtedy – genialny pomysł! Jaki prosty i oczywisty! Idealny dla mnie, też jestem artystyczną duszą! Zapomniałam tylko o jednym. U mnie w domu to nie zadziała, a już na pewno efekt będzie odwrotny do zamierzonego. Tak też się stało. Najpierw, przewieszony w artystycznym nieładzie szal, skomentował mąż – mówisz, że to ja nie chowam rzeczy do szafy, a to chyba twoje!? – potem młodszy syn wytarł sobie o niego rączki po kolacji, a na koniec, uradowany nowym „dyndadłem”, kot wbił w niego pazury. Tak szybko, jak pomysł wdrożyłam w czyn, tak szybko z niego zrezygnowałam. „Pani Bożena” miała już dorosłe dzieci, mieszkała sama, a o jej sterylne wnętrza zapewne każdego dnia dbała jakaś pani, mogła więc sobie na tych klamkach i oparciach powiesić co chciała i cieszyć odpoczywający wzrok powiewającym na wietrze jedwabiem. W moim domu były kufry na milion czapek i szalików, wieeelka skrzynia na „bylejakwrzucone” buty i parawan, żeby kociej kuwety nie było widać w łazience.
Pamiętajcie, wnętrze jest wasze i jest dla was
Nie układajcie białych kafli w przedpokoju, jeśli mieszka z wami zwierzak, nie kupujcie białych kanap, jeśli macie dzieci i męża (ja to napisałam?) nie rezygnujcie z cudownie praktycznych i zmywalnych kafelków nad kuchennym blatem, jeśli wasz mąż ma ambicje zostać kolejnym MasterTopPiekielnymSzefemKuchni, nie kładźcie wykładzin i dywanów, jeżeli zamierzacie przygarnąć szczeniaka, a zimnych marmurów, jeśli macie raczkujące niemowlę lub kłopoty z nerkami :). Słowem – skrójcie wnętrza na swoją miarę, według własnych potrzeb i własnego gustu. To ważne, a chyba zbyt często o tym zapominamy lub wolimy powielać niż kreować. Najłatwiej jest zgapić od sąsiada, tylko potem, przechadzając się wieczorem po osiedlu, dziwimy się, jak wielu sąsiadom podobał się żyrandol-papierowa kula, i jak wielu uznało, że zaszaleją i pomalują ścianę w salonie na pomarańczowo, choć w głębi serca woleliby zielony.
Nie każdy rzecz jasna może być architektem. ale absolutnie każdy może użyć wyobraźni, może spróbować stworzyć swoją własną przestrzeń. Bo kto zna Cię lepiej, niż Ty sama? I komu w końcu ma się to podobać?