Go to content

Jak czytam takie brednie, to robi mi się słabo. Nie ma we mnie zgody na pogardę wobec kobiet

Nie ma we mnie zgody na pogardę wobec kobiet
Fot. iStock / RapidEye

Kompletnie nie rozumiem, skąd tyle pogardy wobec kobiet. Jak bardzo można kobiet nienawidzić, a raczej tego, kim dzisiaj są. Czytam czasami komentarze pod różnymi tekstami, zazwyczaj tymi, w których wypowiadają się kobiety – mądre, wykształcone, mające naprawdę coś do powiedzenia i co widzę: „do garów”, „dzieci rodzić”, „nic dziwnego, że jest sama, kto by z nią wytrzymał”, „z taką twarzą to do zakonu”. My naprawdę nadal jesteśmy postrzegane przez pryzmat tego, jak wyglądamy, czy mamy mężczyznę obok siebie, choćby najgorszego, i ile dzieci urodziłyśmy.

I zastanawiam się, jakie życie mają kobiety, z którymi autorzy takich komentarzy żyją. Mamy dwudziesty pierwszy wiek, czas, kiedy kobiety głośno mówią, czego chcą, wyszły z tych swoich kuchni, odeszły od garów i postanowiły się realizować – zawodowo, uczuciowo, czy już nawet uogólniając – życiowo. Wyznaczają sobie cele, mają marzenia, do których dążą. I nie jest to jedynie posiadanie dwójki dzieci i nowej zastawy do obiadu.

I niech ktoś mi powie, co w tym złego? Dlaczego nadal nam kobietom odbiera się przyjemność z bycia sobą, po prostu. Uważa się za gorszy jednak rodzaj człowieka, bo słabszy, bo nie wiem – gorzej rozwinięty, mniej inteligentny? Naprawdę czasami mam wrażenie, że właśnie tak o nas myślą – nie tylko mężczyźni, ale też część kobiet tak się właśnie czuje i dobrze im z tym. I niech tak będzie. Przecież każdy wybiera swoją ścieżkę.

Jakbyśmy były tylko do rodzenia dzieci i spełniania zachcianek seksualnych facetów. Chociaż to nie zawsze idzie w parze, bo oni nadal w większości najchętniej chcieliby mieć ułożoną i grzeczną kobietę w domu, co to poda pod nos, posprząta, dzieci ogarnie i jeśli nie ona, to jakaś inna na boku chętnie nogi rozłoży wieczorem i powie mu, jakim jest świetnym samcem alfa. O tak, to poczucie władzy deprawuje mężczyzn. Oni chcą czuć się ważni, oni muszą wiedzieć, że mają nad kimś przewagę. A nad kim mieć najprościej – nad kobietami, które często nie mają dość siły by się pogardliwemu traktowaniu przeciwstawić, bo też skąd mieć wzorzec takiej kobiety, skoro nasze babcie i matki w patriarchalnym systemie nieustannie trwały.

Trafiłam wczoraj na artykuł przekazywany ze ściany na ścianę na Facebooku. I szczerze – oczom nie wierzyłam, myślałam, że to jakiś idiotyczny żart (tylko czemu znowu kosztem kobiet). Okazało się jednak, że list opublikowała Fronda  – gdyby ktoś nie wiedział to bardzo konserwatywny portal katolicki. Chciałam zacytować fragmenty tego tekstu, ale zniknął ze strony… Jak można publikować tekst, którego redakcja nie jest w stanie obronić? Teraz pewnie powiedzą, że nigdy go u nich nie było i pójdą się wyspowiadać z kłamstwa. Oni akurat rozgrzeszenie zawsze dostaną, bez względu na to kogo i jak bardzo by opluli.

W każdym razie dowiedziałam się z tego tekstu „widmo”, że kobiety, które faszerują się tabletkami antykoncepcyjnymi mają obniżone poczucie własnej wartości, chorują na depresję, a nadmiar hormonów zawartych w tabletkach może sprawić, że stają się zdzirami wijącymi się wokół mężczyzn niczym wiewióry. Było coś jeszcze o tym, że kiedyś to kobiety miały Koła Gospodyń Wiejskich, ale dziś z powodu środków antykoncepcyjnych, które wypaczają im mózg nie potrafią się zorganizować.

Z tego tekstu można też było się dowiedzieć, że przed era terapii hormonalnej kobiety były odważniejsze, silniejsze, a dzisiejsza słabość feministek jest wynikiem choćby chemii zawarte w kremach na ujędrnienie biustu, czy likwidowanie cellulitu. Aaa i jeszcze – obniżenie testosteronu u kobiet sprawia, że one gorzej dogadują się z mężczyznami. Także drogie panie – testosteron w pigułce i wszystkie problemy w związku, małżeństwie czy w relacji z chamskim szefem, który ma ochotę obmacywać was w firmowej kuchni, idą w zapomnienie.

Brednie? Jasne, że brednie, którymi nikt nie powinien się zajmować i raczej przejść obok tego obojętnie. A z drugiej strony czułam jak rośnie we mnie wściekłość, jak publicznie można w ogóle wygłaszać takie opinie? Jak można publikować coś, co uwłacza drugiemu człowiekowi i to przez mieniące się katolickimi media. Tak, ja wiem, że już dawno to co związane z kościołem niekoniecznie zwłaszcza w Polsce związane jest z samą religią. A raczej związane nie jest, bo kościół swoje: od mowy nienawiści, po wyciąganie pieniędzy skąd się da, a religia żyje sobie a muzom i mało kto przywołuje jej prawdziwe wartości bez jakiejkolwiek hipokryzji.

Ale miało być o kobietach. Dlaczego my nieustannie musimy coś udowadniać? Dlaczego wpycha się nas w ramy, które owszem funkcjonowały jeszcze 50, a nawet 30 lat temu? Ale dzisiaj? Jesteśmy fajnymi babkami, które postanawiają zawalczyć o własne szczęście. A że to szczęście niekoniecznie związane jest z mężczyzną u boku, który nas nie szanuje, a tylko oczekuje, że jednak wyhamujemy, że nie będziemy chciały więcej i więcej od życia, od innych, od niego? Jasne, znam wiele świetnych par opartych na partnerskim układzie, ale też często kobiety z takich związków mówią: „stara, musiałam sobie to wypracować, przecież gdybym nie wymagała, to myślisz, że on sam z siebie by pranie wieszał?”. No nie wieszałby pewnie. I nie robił wielu innych rzeczy, które zdaniem nadal wielu mężczyzn facetom nie przystoi. Któryś z nich jest autorem niewybrednych komentarzy na temat feministek, kobiet, które odnoszą zawodowe sukcesy, są na wysokich stanowiskach dużych spółek?

Nie wiem. Ale wiem jedno. Nie możemy pozwolić na to, by nami pogardzano. By próbowano wtłoczyć nam do głów, że nie jesteśmy nic warte tak po prostu same z siebie. Ile z nas spotyka się z pogardliwym spojrzeniem w pracy tylko dlatego, że jest kobietą, ile z nas codziennie słyszy komentarze na ulicy, w sklepie, autobusie, które sprawiają, że czujemy się brudne i dotykane klejącymi łapami obleśnych facetów?

Nie ma we mnie na to zgody. Tak jak nie ma zgody na traktowanie nas jak istot, którymi rządzą jedynie hormony. Dopóki będziemy dawały nieme przyzwolenie na takie traktowanie, nie będziemy reagować, kiedy ktoś nas chce poniżyć, potraktować jak przedmiot, upokorzyć nas i ściągnąć do roli usługującej, to pozostaniemy w tej zaściankowości. Pozwolimy, by ktoś inny mówił za nas, ile jesteśmy warte. By podważał nasze poczucie pewności opowiadając publicznie bzdury, które wywołują śmiech, ale które ktoś gdzieś powtórzy w mniej zabawnej dla kobiety sytuacji.

Dla mnie dzisiaj najważniejsze prawo kobiet, to prawo do bycia szczęśliwą. Na swój własny sposób, to prawo do walki o własne lepsze życie, to pewność własnej niezależności i tego, że nie potrzebuję opiekuna, który poprowadzi mnie przez życie. Bo wiem, że mogę sama decydować o sobie i nie zamierzam z tego rezygnować. I wy tez nie rezygnujcie i pamiętajcie o tym, bez względu na to, co usłyszycie na swój temat.

P.S. Dla komentujących: tak, codziennie łykam tabletki antykoncepcyjne, mam dwójkę świetnych dzieci i fajnego męża.