Go to content

Im dłużej na to patrzę, tym staję się twardszy… Wiem, że przyjdzie taki dzień, kiedy nie będę już w stanie żonie pomóc…

Fot. iStock/annedde

Są małżeństwem 12 lat. Ile jeszcze przed nimi? Może miesiąc? Może pół roku, a może tylko kilka dni. I to nie dlatego, że się sobą znudzili, że on zdradził, a ona się poddała. To jest historia jakich niestety wiele. – Bolało ją podbrzusze podczas zbliżenia, a ból był na tyle uporczywy, że dała się w końcu namówić do wizytę u lekarza. To był listopad, dwa lata temu. Wtedy nie wiedzieliśmy, że kobiety, u których zdiagnozowano raka jajnika żyją około dwóch lat…

On ma 34 lata, ona jest dwa lata starsza. Mają dwie córki – 11-latkę i 9-latkę. Normalny dom. On kierowca ciężarówki, dużą część czasu spędzał w trasie. Mieszkają niedaleko Poznania. Taka szczęśliwa rodzina ze swoimi drobnymi problemami, jakich wiele wokół nas.

– Kiedy żona trafiła do lekarza okazało się, że ma dwa guzy – jeden 19-, drugi 16-centymetrowy… Bardzo szybko trafiła na stół operacyjny, już wtedy stwierdzono, że to złośliwy nowotwór. Dla mnie jednak rak nie był wyrokiem, bo sam jestem po nowotworze tarczycy. Wycięto guza, przeszedłem leczenie i właściwie nie pamiętam, że chorowałem. Więc kiedy usłyszałem o chorobie żony, pomyślałem: „Damy radę, nic złego się nie stanie, to MOŻNA leczyć”.

Dostała chemię, sześć cykli. Przecież jak chemia i leczenie, to znaczy, że wszystko będzie dobrze. Odetchnęli z ulgą, zaczęli planować kolejne miesiące, wspólne lata. Jednak żonie Grzegorza towarzyszył nieustannie niepokój. – Badała obecność komórek rakowych w swoim organizmie… Po pół roku od ostatniej chemii nastąpił nawrót choroby. To jeszcze nie było najgorsze. W głowie miałem nieustannie jedną myśl: „To walczymy dalej, nie damy się”. No przecież nie można było załamać rąk, usiąść i nic nie robić…

Kolejna chemia. Kolejne sześć cykli. Znowu wypadły już odrośnięte włosy, znowu samopoczucie żony Grzegorza spadło poniżej jakichkolwiek norm… On postanowił nie oddawać jej rakowi, nie widział w ogóle takiej opcji. Przecież to kobieta jego życia, matka jego córek. Tak, on wie, że rak jajnika wykryty tak późno to wyrok. A przecież żona co roku się badała, chodziła do lekarza… Jak to możliwe, że w jej ciele rosły dwa ogromne guzy, o których nikt nie miał pojęcia. Od lekarza usłyszał, że zwykłe badanie nic nie wykazywało… Cytologia mogłaby zaalarmować o stanie jego żony. Cytologia, którą państwo refunduje kobietom co trzy lata… Trzy lata z rozwijającym się nowotworem? Jakie są szanse na przeżycie?

W marcu skończyła się ta druga chemioterapia. A oni budowali dom, który właściwie był już na ukończeniu, czekał na swoich mieszkańców. Ten dom, to był synonim tego co nowe i lepsze. Choroba, cierpienie i śmierć miały zostać na starych śmieciach. Tu miało być już tylko lepiej. Przeprowadzali się tuż przed wakacjami …. A ona wiedziała, że ma kolejny nawrót choroby. Dwa miesiące po chemii poziom komórek rakowych ponownie wzrósł. Była za słaba, by przyjąć kolejne dawki chemioterapii. Organizm wycieńczony nie miał nawet czasu się zregenerować, odpocząć, zebrać siłę do kolejnej walki…

Rak zaatakował jelita. – Miała boleści, problemy z jedzeniem i trawieniem. W końcu ją zoperowano, wprowadzono stomię. Półtora miesiąca później dostaliśmy zielone światło na kolejną chemię. Przyjęła pierwszy cykl… czy uda się z drugim? Nie mam pojęcia, jest słaba… zmęczona, cały czas przyjmuje morfinę w zastrzykach.

Grzegorz podkreśla, że walczą razem. Dzieci wiedzą, że mama jest chora, wiedzą, że raczej nie wyzdrowieje. – Czasami codziennie z córkami o tym rozmawiam. Dziewczynki były pod opieką psychologa, który stwierdził, że na dzisiaj dobrze sobie radzą w tej sytuacji. Staramy się ich nie obciążać, żyją szkołą, koleżankami, i swoimi rzeczami. Nie uciszamy ich w domu, zresztą żonie, choć zmęczona, one w ogóle nie przeszkadzają… wręcz przeciwnie.

Im dłużej na to patrzę, tym staję się twardszy… Wiem, że kiedyś przyjdzie taki dzień, że zabraknie środków i sposobów na to, żeby żonie pomóc i przyjdzie to najgorsze, ona też jest tego świadoma… Ja już swoje wypłakałem, choć kiedy rozmawiamy o tym, co dziś już chyba nieuniknione nadal trudno powstrzymać mi łzy… Nie wiem, czy w ogóle można się na to przygotować.

Córkom tłumaczymy, że na świecie nie jest kolorowo, że pięknie jest tylko w bajkach. Codziennie żyjemy ze świadomością końca… Cieszę się, kiedy żona wstanie z łóżka, pochodzi trochę, gdy coś zje. Staramy się nie myśleć, że przyjdzie w końcu ten najgorszy dzień… Na przetrwanie najlepiej zajmować się codziennymi sprawami, żeby nie dołować chorego i samego siebie…

Grzegorz od sierpnia nie wyjechał ciężarówką do pracy. Co cztery godziny robi żonie zastrzyk. – Zostało mi jeszcze trochę dni opieki na dziećmi… Będę rozmawiał w pracy o kolejnych wolnych dnia…  Nie wyobrażam sobie wyjechać w trasę na cztery dni. No jak mógłbym ją zostawić…

To nie jest tak, że siedzę z założonymi rękami. Nowotwór mojej żony to ten sam, który ma Kora – Olga Jackowska. Lek, o który było tyle szumu, a który może uratować życie chorych kobiet, bo działa także na przerzuty pochodne od raka jajnika od 1. września jest refundowany. Nie kosztuje już 23 tysięcy złotych, bo na tyle wyceniono życie także i mojej żony. Kiedy spytałem lekarza prowadzącego o możliwość zamówienia leku, zbył mnie wymijającą odpowiedzią. Dzwonię po fundacjach, organizacjach chcąc się dowiedzieć czegoś więcej. Dla mnie lekarze to ignoranci, to ci, którzy traktują nas z wyższością. Tak wiem, pewnie są chwalebne wyjątki, ale ja na takich nie trafiłem… Ani moja żona nie miała takiego szczęścia. Jedynie organizacje wspierające chorujące kobiety i ich rodziny podchodzą do nas ludzko, rozmawiają, rozumieją i oferują swoje wsparcie.

Ucieka nam czas… Żona ma przerzuty na otrzewnej. Właściwie nie wiem, ile czasu jeszcze mamy. Jest pani wierząca? Bo ja chyba jednak wątpię, a żona wierzy i czeka na cud… A ja nie umiem, nie potrafię i nie mogę odpowiedzieć sobie na pytanie: dlaczego? Po co? W jakim celu ona doświadcza tak ogromnego cierpienia. Jak powiedzieć moim córkom, że jej choroba ma jakiś głębszy sens? One chcą mieć mamę – zdrową, uśmiechniętą która będzie chodzić na ich szkolne występy! A ja? Ja chciałbym, aby tych naszych wspólnych kolejnych dni było jak najwięcej… by trwały jak najdłużej…

Ruszyła Ogólnopolska Kampania Społeczna Diagnostyka Jajnika pod hasłem: „Twoja historia nie musi być złośliwa”. Historia Grzegorza i jego żony niestety złośliwa jest… Badajmy się, myślmy o sobie, a jeśli nie o sobie to o naszych najbliższych, którzy chcą, żebyśmy byli przy nich i z nimi jak najdłużej…