To miały być wakacje ich marzeń, które zamieniły się w koszmar. Postanowili córkę zostawić u rodziców i wybrali się po raz pierwszy od dawna sami na urlop. Wybrali Tunezję, bo ciepło, bo ktoś zachwalał, bo znajomi z dzieckiem postanowili wykupić tę samą wycieczkę. Młodzi, piękni. Ona 27 lat, szczupła blondynka już na lotnisku po wylądowaniu czuła, że „coś jest nie tak”. – Wiesz masz takie wrażenie, jakby wszyscy się na siebie patrzyli. Dwóch ciemnych facetów rozmawiało i pokazywało mnie palcem po tym, jak odebraliśmy bagaże. Co innego, jak budzisz zainteresowanie facetów, jakoś wtedy czujesz się dobrze we własnej skórze, tu było jakoś inaczej, natarczywiej. Kiedy jeden z nich podszedł blisko mnie poczułam ciarki na plecach, spojrzał mi głęboko w oczy, uśmiechnął kpiąco i poszedł dalej. No, ale to pierwsze wrażenie, jakoś szybko przykryłam dobrym nastrojem i chęcią czerpania z tych wakacji jak najwięcej – wspomina Agnieszka – w końcu jakiś incydent na lotnisku nie mógł mi popsuć wyśnionego urlopu.
Czekał na nich hotel 4-gwiazdkowy. Pełen luksus, który było widać już po przekroczeniu progu holu. – Zwróciliśmy uwagę na dziewczyny, które kręciły się przy recepcji… Nawet wspomnieliśmy, że wyglądają jak dziwki, ale przecież nie w takim hotelu i nie tutaj. Byliśmy na tyle zmęczeni, że poszliśmy do pokoju i zasnęliśmy.
Natarczywości miejscowych mężczyzn Agnieszka doświadczała jednak nadal. – To było takie obleśne, nie było w tym flirtu, jakieś cmokanie, niedwuznaczne gesty, zwłaszcza ze strony ochrony hotelu.
Pomimo tych incydentów miło spędzili dzień. Basen, drinki. Rozmowy ze znajomi. Słowem – błogie lenistwo. Tylko te dziewczyny, które okazało się, że nie były tylko przy recepcji, ale też w strefie basenowej, przed hotelem… Agnieszka z mężem zwrócili uwagę na fakt, że wśród gości hotelowych większość to Rosjanie. – Byli głośni, zachowywali się tak, że nietrudno było zwrócić na nich uwagę. Łapali za tyłki kelnerki i te kręcące się wokół nich skąpo ubrane dziewczyny. Trzymaliśmy się jak najdalej od tego towarzystwa.
W nocy obudziły ich jakieś hałasy, stłumione krzyki. – Pomyśleliśmy, że pewnie w jakimś pokoju trwa jeszcze impreza. Mąż wyszedł na balkon na papierosa i zobaczył kątem oka, w pokoju obok kilku mężczyzn, którzy gwałcili kobietę. Stanął jak w ryty. To byli ci Rosjanie, którzy balowali przez cały dzień przy basenach. Jeden z nich zobaczył mojego męża. Zagroził pięścią i wykrzyknął po rosyjsku: „Twoja żona będzie następna”. I tak naprawdę nie wiesz, co masz zrobić. Chciałam od razu iść na recepcję, ale gdy tylko otworzyłam drzwi od pokoju, zobaczyłam tę dziewczynę, jak szła korytarzem… Ledwo szła, zakrwawiona i pobita. Cofnęłam się. W panicznym strachu szeptałam do męża, że może się przesłyszał, że może wcale go nie widzieli. On siedział, jak otępiały przez kilkanaście minut. Nie zasnęliśmy do rana nasłuchując odgłosów z korytarza. A rano zaczął się nasz koszmar. Nim znalazłam naszą rezydentkę, jeden z ochroniarzy otarł się o mnie, drugi wsiadł z nami do windy i tylko kiwał głową, oblizywał wargi językiem. Trzymałam męża za rękę, żeby nic mu nie zrobił, żeby wytrzymał, że zaraz będzie po całej sprawie. Tymczasem rezydentka kompletnie nas olała. Powiedziała, że ona o żadnym takim incydencie nocnym nie wie, że takie rzeczy to w hotelu się nie zdarzają, że to wyssane z palca, bo pewnie chcemy ugrać jakieś pieniądze na tej wycieczce. Stałam oniemiała. I miałam wrażenie, że jesteśmy zamknięte w klatce. Jeden z Rosjan podszedł do mojego męża i po angielsku powiedział, że jeśli opuścimy hotel, to już do niego nie wrócimy. Zażądałam dostępu do telefonu. Nie mieliśmy roamingu. Próbowałam dodzwonić się do rodziców, opowiedzieć im, co się dzieje. Przerywano mi rozmowę, rozłączano. Spędziłam kilka godzin dzwoniąc i szukając pomocy.
Agnieszka z mężem nie wrócili do pokoju hotelowego. Cały czas byli w części wspólnej dla gości, gdzie nie brakowało ludzi. To wtedy zaczęli obserwować, co się dzieje w hotelu. Zobaczyli, jak te dziewczyny gestem zapraszane idą z mężczyznami do pokoi. Że ktoś z kimś wymienia się za pieniądze pewnie narkotykami. – Wtedy zrozumieliśmy, że tam można było dostać wszystko, chciałaś kokainę – proszę bardzo, panienkę na numerek, kiedy żona pojechała na zakupy – nie ma problemu. To był koszmar. Trzęsłam się cała ze strachu… Liczyłam na mojego brata, że dodzwoni się do konsula, że może ten nam pomoże. Tę noc spędziliśmy w holu. Rano przyjechało dwóch mężczyzn, wysłani przez konsula jako nasi ochroniarze. Dowiedzieliśmy się, że musimy w hotelu spędzić jeszcze jedną noc, a na drugi dzień rano mamy samolot do domu. Nie wiem, jak to przeżyliśmy… Mam tylko przed oczami wzrok tych mężczyzn, te ich gesty, te groźby, które szeptali pod naszym adresem, choć często niezrozumiałe, to jednak ich ton wywoływał we mnie paniczny lęk. Chciałam wrócić do domu, do córeczki, a nic nie mogłam zrobić, musiałam czekać.
Na noc ochroniarze zostali pod drzwiami pokoju hotelowego. W kilka godzin od ich przybycia Agnieszka dostrzegła zmiany w hotelu. Zniknęły dziewczyny i inne szemrane typy… Hotel jakby szybciutko wyczyszczono. – Bałam się tylko, że nie dojedziemy na lotnisko, że zatrzymają nas gdzieś po drodze, wyciągną z auta… Na szczęście nic takiego się nie stało. Kiedy startowaliśmy z płyty lotniska płakałam jak dziecko, mąż trzymał mnie za rękę i nic nie był w stanie powiedzieć. To wtedy poczułam, że on też się bał, że bał się, że mnie straci, że z tych wakacji nie wrócimy.
Trzy dni w Tunezji. Trzy dni koszmarnych wakacji. Agnieszka dzisiaj podejrzewa, że hotelem rządziła rosyjska mafia, że obsługa była wciągnięta we wszystko, co oni tam robili. Znajomi, którzy byli na tej samej wycieczce, w tym samym hotelu, już po pamiętnej nocy odsunęli się od Agnieszki i jej męża, bojąc się przede wszystkim o własne dziecko. – Od nich wiemy, że kiedy wsiadali do samolotu na zakończenie urlopu, dwie dziewczyny, które z nami wylatywały, nie zjawiły się, nie wróciły ze swoimi dwoma innymi przyjaciółkami do domu, nie wiadomo, co się stało. Mieszkały w hotelu obok naszego…
Już trochę czas upłynęło od tego zdarzenia, ale emocje wracają zwłaszcza z nagłośnioną w ostatnich dniach historią Magdy, która będąc na wakacjach, jak twierdzą egipskie władze, popełniła samobójstwo wyskakując z okna szpitala. Tyle, że w tę teorię mało kto wierzy, pojawiają się spekulacje, przypuszczenia. – Pamiętam, że kiedy wróciliśmy, okazało się, że znajomi moich rodziców przytaczali różne sytuacje, z własnych doświadczeń, czy z doświadczeń swoich znajomych. Opowiadano nam, jak matka na wakacjach wyszła z nastoletnią córką na zakupy, córka poszła przymierzyć ubrania i słuch po niej zaginął. Albo gdy jakieś dziewczyny w hotelu narobiły hałasu, bo ich koleżanka zniknęła. Rezydent rzekomo znalazł ją pijaną w knajpie obok hotelu.
Rozmawiam z Iwoną, która osiem razy była na wakacjach w Egipcie, zawsze leci z koleżankami. – Za półtora miesiąca będę tam dziewiąty raz i szczerze mówiąc nigdy nie spotkałam się z nagabywaniem kobiet. My jesteśmy już 50-letnie panie, ale te młodsze dziewczyny – jeśli same nie dawały sygnałów, że szukają seks przygody, to nigdy nikt ich nie zaczepił. Zawsze ze wszystkich wycieczek wracaliśmy w komplecie. Śledzę historię Magdy, mam swoją teorię na ten temat, na przykład co się wydarzyło między lotniskiem a hotelem – to w końcu 200 kilometrów autobusem… I dlaczego pojechała sama? Jak to się dzieje, że ludzie lecą na wakacje bez roamingu w telefonie, przecież różne rzeczy mogą się dziać, a kontakt z rodziną powinniśmy mieć zawsze. Ja, choć nigdy nie byłam świadkiem czy uczestniczką jakiś niepokojących sytuacji na wakacjach w Egipcie, to szczerze mówiąc, nigdy nie poleciałabym do Egiptu sama.