Go to content

Gdzie leży granica głupoty i ślepoty na to, że ktoś nas oszukuje, wykorzystuje, zdradza?

Photo by Oscar Keys on Unsplash

Dziś podejmiemy temat zaufania i wiążącego się z nim zagadnienia naiwności. Rozwinę go z trzema znanymi już Wam, zaprzyjaźnionymi paniami, których opinie bardzo cenię. Ja jestem podobno łatwowierny. Na pewno, gdy poznaję kogoś, to mu na wstępie ufam – chyba, że mój nos, zwany intuicją albo doświadczenie życiowe mówią, żeby uważać. Gdzie leży granica głupoty i ślepoty na to, że ktoś nas oszukuje, wykorzystuje, zdradza?

Marcin Michał Wysocki: Dorota, czy jesteś łatwowierna? Bo na pewno nie naiwna, hahaha.

Dorota Sadowska: A propos Ciebie, to się zgadzam. Twoja dziecięca wręcz otwartość nieraz mnie zaskakuje, choć to generalnie dobra cecha :). Jednak, jak to mówią, kiedy masz miękkie serce, to musisz mieć twardy… W mojej ocenie z naiwnością mi nie po drodze. Choć jest coś w tym, że poznając kogoś chcę mu dać czystą kartę – pomimo bagażu doświadczeń życiowych. Nie oceniam za szybko. Czasami wytłumaczę drobne potknięcia i daję szansę. W nowych kontaktach absolutnie nie jestem łatwowierna, a w szczególności w relacjach z mężczyznami. Mam to szczęście, że jestem obdarzona dużą dawką inteligencji emocjonalnej, więc doskonale wyczuwam emocje innych, ich nastroje.

Podwójnie odczuwam też fałszywe nuty, choć nie zawsze jestem w stanie sprecyzować na początku, co mi nie pasuje. Sytuacją idealną byłaby taka, gdy słucham swojej intuicji. Nie zawsze jednak tak jest – przyznaję. Czasami chciałabym się mylić! Bo poznajesz kogoś, kto Ci się podoba, z kim nadajecie na takich samych falach. Tak ci się przynajmniej wydaje… a życie bywa zaskakujące. Wiemy, że są różni ludzie, nie zawsze mają dobre intencje. I czasami mogą błądzić. Tylko ile razy można wybaczać? Czasami tak bardzo pragniemy widzieć jakąś osobę w pozytywnych kolorach, że przymykamy oko na niektóre sprawy.

Zaufanie jest dla mnie podstawą w relacji, nie tylko damsko-męskiej. Jego brak powoduje szereg niepotrzebnych myśli, zdarzeń. Jeżeli ci zależy na drugim człowieku, powinno się tak postępować, żeby tylko to wzmacniać. A gdy zawalisz, to stawać na głowie, aby je odzyskać. Trzeba pamiętać, że jesteśmy tylko ludźmi, popełniamy błędy. Najważniejsze dla mnie jest zawsze, jak ktoś zachowa się w takiej sytuacji. Czy jest w stanie ponieść konsekwencje, nie zwalać winy na wszystko dookoła.

Przyznaję, że gdy ktoś mnie zawiedzie, to bardzo ciężko jest mu to nadrobić. Ale nie jest to niewykonalne! Jestem wtedy bardzo czuła, mam wyostrzone radary na wszystko, co się dzieje. Bacznie obserwuje i wyciągam wnioski. A jak jest u Ciebie?

Marcin Michał Wysocki: U mnie? Bardzo podobnie, choć wiem, że masz mnie za naiwniaka :), który zbytnio wierzy nieznanym sobie ludziom. Okej – kobietom, gdyż zaufanie do mężczyzn, to zupełnie inna kategoria. Mimo porażek, jednak nie zmienię swojego podejścia. Dopóki się da. W dniu, w którym będę podejrzliwy w stosunku do każdego nowo poznanego człowieka, utracę coś niewidzialnego, człowieczego.

W sumie uważam, że bycie łatwowiernym w relacjach – świadomie pomijam naiwność w sferze finansowej, jeśli się damy komuś zwyczajnie naciągnąć – niesie mniejsze ryzyko, niż korzyści, jakie daje nieskalana podejrzliwością otwartość na innych. Mam nadzieję, że ta moja teza jest zrozumiała, ale na wszelki wypadek ją zilustruję.

Zatem wolę podchodzić do kogoś nowego bez uprzedzeń i mu w pełni wierzyć (oczywiście mając włączone w tle detektory ewidentnego szwindlu, np. gdy pięknej urody pani zaczepi mnie, twierdząc, że moja książka jest genialna :)), niż krytycznie analizować i pacyfikować każdego obcego na dzień dobry. To jest na pewno łatwowierność, ale od naiwności różni się, moim zdaniem tym, że ufam takiej osobie do pierwszej wpadki, bo dziewictwo traci się tylko raz.

Ciekawe, co myśli na ten temat Lidia. Czy Ty jesteś łatwowierna?

Lidia Nagiecka: Niestety jestem. Działa prosta zasada – sądzę ciebie podług siebie. Mam zwyczaj mówić prawdę i tego samego spodziewam się po rozmówcy. Napotkane osoby obdarzam zaufaniem i dopóki nie wydarzy się coś, co je podważy, tego się trzymam. Ma to swoje dobre i złe strony. Dzięki otwartości poznaję fajne i ciekawe osoby, które zajmują bardzo ważne miejsce w moim życiu. Czasami przypadkowe spotkania przeradzają się w trwałe przyjaźnie, a czasami są po prostu mile spędzonymi chwilami.

Istnieje też ciemna strona łatwowierności. I to chyba nie jest żadnym zaskoczeniem, ponieważ samo słowo „łatwowierność” ma wydźwięk pejoratywny. Jest traktowane, jak rodzaj naiwności, podatności na manipulacje, słabości. Moja łatwowierność kończy się w momencie przyłapania rozmówcy na kłamstwie. Rozumiem i wybaczam słabości, podkolorowanie rzeczywistości, żeby ciut lepiej wypaść, czy strach przed przyznaniem się do pewnych kłopotliwych sytuacji. Całkowicie nie rozumiem kłamstwa dla kłamstwa. Znam osobiście kilka takich osób, o których śmiało mogę powiedzieć, że prawdę mówią jedynie „niechcący”, kiedy się zapomną. Rozmowa z nimi jest ciekawym doświadczaniem. To rodzaj nieustającego quizu, w którym obstawiam, która z otrzymanych informacji okaże się prawdziwą?

Marcin Michał Wysocki: Naprawdę? Nie znam takich… Może je zwyczajnie wykasowałem z notatnika?

Lidia Nagiecka: Spotkania z nimi ograniczam do niezbędnego minimum i nie podchodzę do tego emocjonalnie. Jako, że w taki sam sposób traktują wszystkich rozmówców, zakładam, że to rodzaj schorzenia i nie biorę tego do siebie. Traktując temat poważnie, jeśli tracę do kogoś zaufanie, to definitywnie. W zależności od wcześniejszych relacji, mogę z taką osobą utrzymywać kontakty, czy nawet się przyjaźnić, jednak zawsze gdzieś pod skórą zostaje pewna rezerwa. Jak w tym dowcipie o łyżeczce. Wiesz, Janek, nie przychodź do nas więcej, bo po twojej ostatniej wizycie zginęła srebrna łyżeczka. No co ty, chyba nie sądzisz, że ja ją zabrałem!? Nie, nie, znalazła się. Ale wiesz, niesmak pozostał.

Marcin Michał Wysocki: Hahaha. Dobre choć stare, nadal jare :). A co sądzi na ten temat nasza pani psycholog? Ula, czy jesteś łatwowierna?

Urszula Lajfert: Bywam, albo ujmę to tak: niekiedy chcę taką być. Mam szeroko rozbudowaną intuicję, również własną pracę terapeutyczną za sobą, samoświadomość, a także wiedzę psychologiczną. Te wszystkie rzeczy sprawiają, że nie jestem zbytnio naiwna. Po prostu czuję rzeczywistość, ale też ją obserwuję. To mi pozwala odczytywać różne sygnały, odróżniać dobro od zła. Każdy to może.

Marcin Michał Wysocki: Czy naiwność to cecha wrodzona, nabyta? Jak to wygląda od strony specjalisty?

Urszula Lajfert: Już jako dzieci ją mamy. Jest to naturalny etap w życiu. Jako kilkuletni człowiek wierzymy we wszystko, co jest nam mówione. Bezgranicznie. Dorośli czytają nam bajki, na przykład o rycerzu i księżniczce na wieży. Bajki kończą zazwyczaj ŻYLI DŁUGO I SZCZĘŚLIWIE. Naiwnie, przez jakiś czas wierzymy, że jest miłość jedyna i do końca życia. Tylko potem okazuje się, że on, ów Książę, to Ogr, a ona, księżniczka, ma coś z Ropuchy. Jednak ten etap mija, choć nie u wszystkich całkowicie, i w różnym stopniu łatwowierność zanika/maleje.

Jeśli np. jesteśmy temperamentalnie empatyczni, wrażliwi będziemy prawdopodobnie także bardziej naiwni. Jeśli w naszej duszy gra chęć pomagania innym, możemy mieć także większą skłonność do bycia zmanipulowanym, itd. Ale są sposoby, aby pomimo swoich cech osobowościowych, stylu wychowania, jednak dbać o siebie i swoje granice.

Marcin Michał Wysocki: Jakie?

Urszula Lajfert: Przede wszystkim uczymy się siebie, tego, co i dlaczego czujemy, co chcemy, co jest dla nas dobre, czego potrzebujemy. Nie co chce i oczekuje od nas świat, inni, religia, i tak dalej Zaczynamy od siebie, my jesteśmy na pierwszym miejscu. To nie znaczy, że mamy być egoistyczni, apodyktyczni, nie pomagać innym, nie widzieć nikogo i niczego dookoła. Ale punktem wyjścia jest nasze dobro, nasze ja. Warto ćwiczyć bycie asertywnym, podnieść pewność siebie, nauczyć się rozpoznawać intencje innych. Możemy nad sobą pracować sami, czytając książki czy poradniki. Możemy także skorzystać z kilku sesji u psychologa lub jakiegoś szkolenia, warsztatu.

Moją prywatną ulubioną metodą jest rozmowa z innymi. Pytam, co ktoś myśli, jak czuje, dlaczego. Moi bliscy czasem mówią: „Jejku, a ta znów będzie pytać”. Ale to pomaga mi poszerzyć i czasem zmienić perspektywę. Inni ludzie mogą także pomóc i pokazać, jak nie być naiwnymi, jak wygląda świat drugiego człowieka, jego motywacja. Uczmy się każdego dnia siebie. Bądźmy świadomi. Bądźmy sobą i przy sobie, ale z innymi. To piękne i na pewno ochroni nas przed „złymi energiami”.

***

Dorota Sadowska: kobieta wielu talentów i profesji. Menedżer, właściciel, a przede wszystkim matka dwojga, dobrze ułożonych nastolatków. Miłośniczka ambitnej literatury i alternatywnej muzyki, która nie zawaha się dostać na koncert ulubionego zespołu na kraniec świata.

Lidia Nagiecka twórczyni jednego z pierwszych w Polsce wydawnictw książek audio www.qesagency.pl.Od niedawna również wydawca publikacji papierowych. Na co dzień zapracowana, matka dwóch synów. Jeden dorosły, a drugi wysoki😊. „Złota rączka”, miłośniczka podróży i wszelkiej aktywności sportowej.

Urszula Lajfert psycholog, certyfikowana psychoterapeutka i www.psychoprzemiana.pl. W ciagu kilkunastu lat pracy zawodowej, ukończyła taką liczbę studiów, kursów i szkoleń, że szkoda czasu na ich przytaczanie. Zdecydowanie woli Ulę od Urszuli😊. Od wielu lat związana prywatnie i osobiście z rozwojem wewnętrznym. Zainteresowana człowiekiem, jako całością.