Go to content

Flying Daisy: O osobie, z którą lecimy, musimy wiedzieć wszystko. Życie stewardessy na pokładzie samolotu rodziny królewskiej w Arabii Saudyjskiej

Flying Daisy
Fot. Archiwum prywatne

– Przygotowania zaczynają się już na trzy godziny przed startem samolotu. Spotykamy się z załogą i przypominamy sobie wszystkie procedury bezpieczeństwa. O osobie, z którą lecimy, musimy wiedzieć wszystko. Jaka jest jej ulubiona kawa czy herbata. Ile słodzi, co lubi jeść, a za czym nie przepada. Dorota, wielu znana jako Flying Daisy, jest stewardessą VIP na pokładzie samolotu rodziny królewskiej w Arabii Saudyjskiej.

Klaudia Kierzkowska: Skąd pomysł na wybór tego zawodu?

Dorota / Flying Daisy: Pomysł zrodził się bardzo dawno temu, a dokładniej podczas mojej pierwszej podróży samolotem, którą odbyłam mając chyba pięć lat. Leciałam z rodzicami do Tunezji i właśnie wtedy zakochałam się w samym etapie podróży – w byciu w samolocie. Na stewardessy patrzyłam jak na kobiety godne podziwu, zrobiły one na mnie ogromne wrażenie. Wtedy też pomyślałam, że kiedyś chciałabym być właśnie taka jak one. Jednak wiadomo, byłam wtedy małą dziewczynką. Później poszłam do szkoły, jednej, drugiej. Świeżo po maturze zaczęłam zastanawiać się – co ze sobą zrobić. Jakie studia rozpocząć? Wybrałam psychologię, ale o swoich marzeniach nie zapomniałam. W międzyczasie poszłam na swoją pierwszą w życiu rekrutację do linii lotniczych.

Rekrutacja do linii lotniczych to tradycyjna rozmowa rekrutacyjna?

Zdecydowanie nie. Myślałam, że skoro zostałam zaproszona na rozmowę, to będzie to spotkanie jeden na jeden. A tu przyszły jakieś tabuny ludzi, na moje oko z 200 osób. Poszłam na żywioł, ale ku mojemu zaskoczeniu przeszłam jeden etap, drugi, trzeci  i udało się. Miałam wtedy 19 lat i choć byłam młoda, to absolutnie nie żałuję, że podjęłam taką decyzję. Weszłam w to i zaczęłam pracę. Psychologię kontynuowałam jeszcze przez niecałe trzy lata, ale przez nieobecności spowodowane lotami, a następnie wylotem na stałe za granicę, było ciężko, dlatego zawiesiłam studia. Mam jednak nadzieję, że kiedyś uda mi się do nich wrócić.

Fot. Archiwum prywatne

Aktualnie jesteś stewardessą VIP na pokładzie samolotu rodziny królewskiej w Arabii Saudyjskiej. Brzmi dumnie! Jak tego dokonałaś?

Jeśli chodzi o linie komercyjne w Polsce przeszłam naprawdę dużo. Moja praca przypadła na bardzo niestabilny okres, kiedy to jedne linie powstawały, a drugie upadały. Ludzie migrowali, zmieniali miejsce zatrudnienia. Nie ukrywam, było to męczące. Niestabilność rynku lotniczego w Polsce i namowa mojej przyjaciółki przyczyniły się do tego, że przeszłam do linii z Emiratów Arabskich.

I właśnie wtedy rozpoczęła się moja przygoda z Bliskim Wschodem, która, nie ukrywam, pomogła mi w osiągnięciu celu. Miałam wieloletnie doświadczenie, jeśli chodzi o linie komercyjne, później pracowałam w Dubaju, a dalej jakoś poszło. Nabrałam doświadczenia, które ma kluczowe znaczenie, jeżeli chcemy zmienić pracę na linie prywatne.

W rekrutacji na stewardessę rodziny królewskiej liczyła się także znajomość kultury i obyczajów. W tak restrykcyjnym kraju jakim jest Arabia Saudyjska, dużym plusem było obcowanie już wcześniej z tymi klimatami i kręgami kulturowymi. Oczywiście wiązało się to z bardzo długim procesem przygotowania mojej osoby. Wchodziłam drzwiami i oknami, wysyłałam CV przez 9 miesięcy. Każdego dnia szukałam ofert pracy w liniach prywatnych – poprawiałam swoje CV, robiłam sesje zdjęciowe, doszkalałam siebie. 9 miesięcy ciężkiej pracy zakończyło się sukcesem – otrzymałam propozycję pracy jako stewardessa rodziny królewskiej.

Wnętrze króla samolotów – Boeinga 777, na pewno robi wrażenie. A może się mylę?

Wnętrze jest niesamowite, to fakt. Za pierwszym razem jak weszłam do samolotu byłam naprawdę zaskoczona. Nie zdawałam sobie sprawy, że samoloty mogą tam wyglądać. Gdzieś tam miałam wiedzę na temat takiego prywatnego samolotu, w którym są skórzane fotele, a wnętrze jest eleganckie, luksusowe. Jednak to, co zobaczyłam w tym przypadku, zaparło mi dech w piersi.

To jest pałac, w którym są pokoje z obrazami, rzeźbami. Oddzielna jadania, sypialnia, biuro, miejsce dla gości. Wszystko jest z najwyższej półki, na podłodze są dywany, a na stołach świeże kwiaty. To na pewno nie jest typowy samolot. Owszem jest część taka „bardziej uboga”, która również wygląda bardzo ładnie. To klasa economy, w której bardzo często latają po prostu bagaże, które nie zmieściły się w cargo, nawet w tak dużym samolocie. (śmiech)

Fot. Archiwum prywatne

Domyślam się, że przygotowania do takiego lotu niejednego mogą zaskoczyć.

To na pewno. Przygotowania zaczynają się już na trzy godziny przed startem samolotu. Spotykamy się z załogą i przypominamy sobie wszystkie procedury bezpieczeństwa. Główna stewardessa zadaje nam szczegółowe pytania dotyczące tego, jak w danej sytuacji byśmy się zachowały – pożar, atak serca itd. Następnie przechodzimy do części serwisowej. Omawiamy serwis, przypominamy menu na dany lot,  a dań zawsze jest naprawdę wiele. Ponadto musimy znać preferencje każdego VIP-a.

Preferencje VIP-a? Brzmi tajemniczo.

O osobie, z którą lecimy, musimy wiedzieć wszystko. Jaka jest jej ulubiona kawa czy herbata. Ile słodzi, co lubi jeść, a za czym nie przepada. Przed danym lotem z konkretnym VIP-em wszystko utrwalamy. Później każda z nas przechodzi do swojej pozycji, bo na samolocie mamy też podzielone pozycje. Trzy kuchnie, a w każdej z nich poszczególne osoby, oczywiście są też pozycje na kabinie, czyli przy bezpośrednim obsługiwaniu rodziny królewskiej.

Każda z nas przygotowuje swoje stanowisko pracy. Najwięcej zadań do wykonania jest w kuchni – to co otrzymujemy od cateringu musimy poprzekładać do salaterek, włożyć do pieca. Wszystko musi być gotowe i poukładane, tak żebyśmy miały później odpowiedni “flow serwisu”. Absolutnie nie może być tak, że nie wiemy co robić i co gdzie jest. Oczywiście osoby, które pracują na kabinie, muszą przygotować stanowisko dla VIP-a. Przy głównym siedzeniu powinny znajdować się jego ulubione rzeczy – przykładowo krem do rąk, owoce, kwiaty. Wszystko przed startem musi być przygotowane na tip top.

Na wejście pasażerów musimy mieć przygotowane gorące i zimne ręczniki do wytarcia rąk, arabic coffee – specjalną mieszankę kawy z kardamonem i do tego daktyle. Jednak wszystko to, co zostało wyłożone na kabinę, przed startem musimy szybko zabezpieczyć. Po starcie zaczynamy przygotowania do serwisu.

Rodzina królewska słucha wydawanych przez stewardessy poleceń typu: proszę usiąść i zapiąć pasy, spodziewamy się turbulencji?

Wszystko uzależnione jest od powagi sytuacji. Zwykle takie informacje dostajemy od pilotów. W przypadku delikatnej, nie zagrażającej w żaden sposób turbulencji, nie zwracamy rodzinie królewskiej uwagi. Owszem, jeśli turbulencje będą duże informujemy, że spodziewamy się czegoś takiego, i że dla bezpieczeństwa waszej wysokości zalecamy usiąść i zapiąć pasy. Jednak my absolutnie nikogo nie możemy do niczego zmusić. Jeśli książę będzie chciał chodzić po kabinie, to tak zrobi.

Jakie zasady obowiązują stewardessy na pokładzie samolotu rodziny królewskiej?

Zasad jest mnóstwo. Obowiązuje nas oczywiście cały protokół dyplomatyczny, w którym określone jest między innymi, jak mamy się zwracać do danych głów państw. Cały czas podlegamy zasadom i procedurom. Nie możemy absolutnie przeszkadzać VIP-om. My jesteśmy taką niewidzialną asystą na samolocie. Coś musi być zrobione na pokładzie np. sprzątnięta popielniczka – my ją zabieramy, myjemy, oddajemy czystą, ale w taki sposób, by nie przeszkadzać. Robimy to niezauważalnie. Jesteśmy takimi niewidzialnymi duchami na pokładzie samolotu.

Pierwszy lot z rodzina królewską – towarzyszył Ci stres?

Owszem, ale miałam oparcie w załodze. Atmosfera panująca na pokładzie była fantastyczna, na pewno o wiele mniej stresująca niż niekiedy w liniach komercyjnych. Wszyscy byli wyrozumiali, mili, każdy wspierał.

Gdzie najchętniej lata rodzina królewska?

Do Stanów Zjednoczonych – to na pewno. Ponadto w sezonie jachtowym odwiedzają Lazurowe Wybrzeże, a do Paryża, czy Londynu latają oczywiście na zakupy.

Fot. Archiwum prywatne

Podczas pobytu w Stanach Zjednoczonych masz czas dla siebie? Możesz zwiedzać, chodzić na zakupy?

Poniekąd tak, poniekąd nie. Cały czas muszę być do dyspozycji, bo nigdy nie wiem, kiedy będziemy wracać. Czasami ktoś z anturażu od księcia powie, że zostajemy tydzień albo dwa, ale rzadko kiedy tak jest. To raczej takie przypuszczenia, które z reguły się zmieniają. Musimy być do dyspozycji, bowiem jak coś się wydarzy np. pogrzeb w rodzinie, to wszyscy wracają już następnego dnia.

Zdarzają się loty tzw. asapy (red. ASAP (as soon as possible) – jak najszybciej możliwe), gdzie w ciągu godziny muszę się zebrać i być gotowa do pracy. Dlatego też mogę się oddalić na okrąg godziny. Owszem, mam czas do dyspozycji, ale wiąże się to cały czas ze sprawdzaniem telefonu służbowego, maila.

Jak wygląda życie Polki w Arabii Saudyjskiej?

Na pewno życie wygląda inaczej niż w Polsce. Moja obecność w Arabii wiąże się z poznaniem kultury i reguł tam panujących. Jednak w przeciągu trzech ostatnich lat, od mojego przylotu tutaj, nastąpiło dużo zmian – kobiety mogą prowadzić samochód, zaczęły się koncerty, pojawili się pierwsi turyści. Jeszcze nie tak dawno Arabia była krajem o wiele bardziej zamkniętym. Obecnie wszystko zmierza w kierunku krajów Emiratów Arabskich..

W Arabii Saudyjskiej mieszkam w miejscu dedykowanym przyjezdnym – tzw. “Compoundzie”, w którym nie obowiązują mnie wszystkie panujące w tym kraju zasady. Przykładowo na ulicę mogę wyjść w szortach, nie muszę zakładać abaji.

Jak wygląda tryb pracy stewardessy rodziny królewskiej?

Dwa miesiące pracy – miesiąc wolnego. Zawsze przylatuję wtedy do Polski, do rodziny. To jest czas tylko dla mnie, czas odpoczynku, regeneracji. Mogę robić w tym czasie, co chcę, byleby wrócić na rotację.

Stewardessa rodziny królewskiej jest spełnieniem marzeń, czy masz jeszcze jakieś ukryte?

Marzę o lepszej rotacji – przykładowo miesiąc pracy – miesiąc wolnego. Jednak na chwilę obecną zawodowo osiągnęłam to, co sobie założyłam.