Dzień dobry, nazywam się depresja i mieszkam z tobą pod jednym dachem. Jeszcze mnie nie zauważyłaś, bo nie lubię epatować swoją obecnością. Wolę wejść po cichu, najlepiej jakimiś tylnymi drzwiami, tak, by nikt mnie nie zauważył.
Przycupnę sobie tu na fotelu, nie zwracaj na mnie uwagi, zachowuj się tak, jakby mnie nie było. Nie, dziękuję nie chcę ani kawy ani herbaty. Za ciastka też dziękuję.
Mijasz mnie w drodze do kuchni rano, wieczorem, kiedy idziesz do łazienki. Przyzwyczaiłaś się do mojego bladego uśmiechu. A myślałaś, że jestem tylko smutkiem i rozpaczą? Potrafię się uśmiechać, bywam towarzyska. W ciągu dnia umiem tryskać energią. Zobacz, jak umiem obracać się na krześle, nawet z twoimi dziećmi poskaczę po kałużach. Tylko tak mogę się ukryć, bo przecież nikt nie chce nieproszonego płaczącego gościa. Dlatego ja uśmiecham się do ciebie, gdy przechodzisz obok. Dopiero, gdy nikt nie widzi mogę zapaść się w ciemność. Patrzeć w jeden punkt i nie myśleć, i nie czuć.
Czasami mnie zaczepiasz pytając o imię. Wiem, że odpowiadam wymijająco. Ale nie lubię mówić o sobie. Nauczona doświadczeniem wolę, jak nie wiesz, kim jestem. Wolę nazwać się Smutkiem, Przesileniem, Zmęczeniem, Chandrą. Przy nich nikt nie robi gwałtownych i nerwowych ruchów. Mam kiepski PR niestety. Więc muszę pracować nad tym, żeby opinia na mój temat nie była tą jedną, która do ciebie dotrze. Czekam, aż mnie zaakceptujesz, aż się przyzwyczaisz, że tu sobie siedzę. Jak już mnie polubisz, jak pokochasz tak, że trudno ci się będzie ze mną rozstać, to sama nie wypowiesz mojego imienia, bojąc się, że ktoś ci mnie odbierze.
Kiedy pozwalasz mi położyć się obok ciebie, razem oglądamy obrazy z przeszłości. Razem z tobą zamykam oczy, gdy czegoś nie chcesz zobaczyć. Łapię cię za rękę, gdy dotyka cię bolesne wspomnienie, gdy wracają emocje. Szepcę: „Nie bój się, jestem obok”. Bo wiesz, ja żywię się takimi emocjami. Potrzebuję ich tak, jak ty powietrza. Dlatego możesz być pewna, że w każdym twoim smutku i cierpieniu, w rozpaczy i tęsknocie będę bardzo blisko ciebie. Nie zostawię cię. Będę trzymać cię za rękę, żebyś nie musiała uciekać, nie musiała walczyć z tymi uczuciami. Nie masz siły? Nie szkodzi, poddaj się tym emocjom. Pamiętaj, nie jesteś z nimi sama. Ja jestem przy tobie. Nikomu nie musisz mówić, co cię boli, z czym sobie nie radzisz. Mi możesz zaufać, to mi możesz zdradzić swoje najskrytsze tajemnice i najboleśniejsze wspomnienia. Zrozumiem twoje traumy, lęki i niepokoje. Nigdy cię nie opuszczę. Widzisz, jestem twoją powierniczką.
Lubisz spędzać czas w moim towarzystwie. Zapraszasz na poranną kawę. Siedzimy sobie w milczeniu przy kuchennym stole. Jest wcześnie. Wolisz wstać o poranku, żeby spędzić ze mną więcej czasu. Głaszczę cię po głowie, gdy mówisz mi, jak jesteś zmęczona. Jak nie masz siły się ubrać, obudzić dzieci. Masz moje pełne zrozumienie i pełną akceptację. Nie każę ci na siłę walczyć, nie mówię: „uśmiechnij się”, nie tłumaczę, ile w życiu spotyka cię szczęścia, nie powtarzam: „weź się w garść”. Rozumiem cię, dlatego podpowiadam, żebyś zadzwoniła do pracy i wzięła sobie jeden dzień wolny. Pomyśl – jeden dzień, co to znaczy wobec tych wszystkich, które już przepracowałaś. Poleżymy sobie we dwie w łóżku, w ciszy, nikt nic od ciebie nie będzie chciał.
Proszę, żebyś chociaż udawała, że jesz, a nie mieszała widelcem w talerzu. Tak, dieta to dobra wymówka. Zawsze ktoś się odchudza, ale brak apetytu mógłby zdradzić naszą przyjaźń. Cieszę się, że tak o nas dbasz. Przecież może boleć cię głowa od niskiego ciśnienia, masz prawo być zmęczona po całym dniu pracy i ganiania z dziećmi. Dziękuję, że znajdujesz dla mnie czas, że możemy we dwie zamknąć się w sypialni, co tłumaczysz potrzebą odreagowania stresu w pracy. Mamy wspólną tajemnicę – naszą przyjaźń. Teraz niemalże mogę nie odstępować cię na krok, być blisko ciebie, żebyś czuła się bezpiecznie. Bo pamiętaj, tylko ja wiem, co ukrywasz, to ja spędzam z tobą noce w kuchni, kiedy nie możesz spać, to ja pomagam ci ukrywać łzy, otulam kocem, gdy po raz kolejny dzwonisz do pracy, że nie przyjdziesz, gdy wysyłasz dzieci z mężem na weekend do jego rodziców, żebyśmy mogły ten czas spędzić tylko we dwie.
Tak, rozumiem, że to tylko jeden dzień, co z tego, że kolejny. Kto by je liczył. Przecież chcesz tylko odpocząć, pobyć sama, chcesz, żeby wszyscy w końcu dali ci spokój, by o nic nie pytali, nic nie chcieli. Nie możesz znieść tych spojrzeń, propozycji spotkań, już brak ci sił na wymyślanie wymówek. Przy mnie ich nie potrzebujesz. Czujesz się beznadziejnie – bardzo proszę, w mojej obecności może być ci źle. Możesz uważać, że twoje życie jest do niczego i że ty sama nie jesteś zbyt wiele warta. Nie musisz wstawać, możesz nie mieć siły i energii. Może nic cię nie obchodzić. Uwierz, mi to zupełnie nie przeszkadza. Nie zostawię cię, nie odejdę. Nie bój się, trzymam cię za rękę. O nic nie będę pytać. Odciągnę cię od tych: „co ci jest?”, „wszystko w porządku?”. Nikomu nic nie musisz tłumaczyć. Pamiętaj. To twoje życie, masz prawo do bezsilności, do bezradności. Nikt nie zrozumie cię tak jak ja, nie warto nawet zaczynać rozmowy, tylko mi możesz się zwierzyć.
Chodź przytulę cię, zasłonię okna – widzisz, ja wiem, że razi cię światło. Położę się obok ciebie – zobacz, wiem, czego ci potrzeba, nie każę ci wstawać, robić czegokolwiek. No już, spokojnie. Popłacz sobie, pomyśl jak ci źle, jak już nie możesz unieść w sobie ogromu cierpienia, który trawi cię od środka. Słyszysz tę ciszę. Wszyscy już wyszli. Ale wrócą, znów będą zadawać setki pytań, znów będą chcieli coś od ciebie, będą zadręczać cię swoją chęcią pomocy. A przecież ty jej nie chcesz. Chcesz tylko tej ciszy, która nas otacza… Chcesz? Można uczynić ją wieczną… Ciii nie wyrywaj się. Zobacz, to ja jestem przy tobie od początku. Kocham cię. Zaufaj mi. Chodź, zaśniemy sobie na bardzo długo…